- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nyia "Head Held High"
Wiem, że czekacie aż was zgnoję
Niecierpliwość zżera mnie. Czekam na nową płytę Nyia. Zespół podobno już dawno nagrał cały materiał, zwleka tylko wydaniem wyniku swojej pracy. Od czasu do czasu raczy nas - swoich fanów (nielicznych zresztą) kolejnym pikantnym newsem. A to znowu zmienia się wokalista, to znowu powraca Bogdan Kondracki, to znowu kapela któryś tam raz zapewnia, że już się spręża i zaczyna aktywnie działać. Wiadomo, że po wysłuchaniu nowego materiału, panowie z angielskiej wytwórni Candlelight zerwali kontrakt z zespołem, bo podobno usłyszeli tam jakieś dziwy... Kilka z tych utworów zostało już opublikowanych. Cały album powinien ukazać się jeszcze w tym roku. Jeżeli nic nie stanie na przeszkodzie... Cóż, postanowiłem się rozładować i napisać coś o pierwszej płycie Nyia. A śmiem twierdzić, że jeszcze jej nie słyszeliście.
Wieczność zawiesza swe wołanie
Rewolucja muzyczna, nowa estetyka, oryginalna miażdżąca formuła. Zaczęło się od Kobonga. Owe monstrum wymknęło się wszelkim klasyfikacjom, łącząc w fenomenalny sposób ciężką muzykę metalową(?), noise i jazzową estetykę. Zespół wyprzedził wszystkich o kilka dekad. To też stało się jego przekleństwem. Dźwięki Warszawiaków nie zostały do końca zrozumiane ani wtedy, w latach 90-tych, ani teraz, kiedy mało kto o ich twórcach pamięta. Sam zespół rozpadł się w 1998 roku, czyli rok po wydaniu Arcydzieła Absolutnego - płyty "Chmury Nie Było". Ale owa "nowa estetyka" nie umarła. W pewnym sensie Nyia jest jej kontynuacją. Jednak Wojtek Szymański - były perkusista Kobonga, w tej chwili filar Nyia - postanowił formułę tę, pierwotnie już wykrzywioną, wykrzywić jeszcze bardziej. Muzyka miała być jeszcze bardziej pokręcona, głośniejsza, bardziej "chaotyczna", hałaśliwa i bezkompromisowa. Przez skład nowo powstałego tworu przewinęli się czołowi burzyciele rodzimej ekstremy, m.in. Sebastian Rokicki (Antigama), Świerszcz (Yattering). W chwili nagrywania debiutanckiej płyty w 2001 roku oprócz Szymańskiego Nyia tworzyli Jarosław "China" Łabieniec (eks Vader), Szymon Czech (eks Prophecy) - zresztą ci dwaj gitarzyści do dziś wraz z pałkerem tworzą kręgosłup zespołu - basista Piotr Bartczak oraz na wokalu - dawny kolega Wojtka z Kobonga, Bogdan Kondracki (obecnie producent płyt m.in. Maryli Rodowicz, Ani Dąbrowskiej czy Moniki Brodki). Panowie mieli problem z wydaniem albumu, który ochrzcili "Head Held High". Ostatecznie płytę wydało wypuściło Candlelight w 2004 roku.
Z podniesioną głową
Dźwięki zawarte na "Head Held High" zapowiadano jako "ekstremalną, eksperymentalną muzykę". Pewien recenzent nazwał album "najlepszą płytą grind core'ową w historii". Inny starał się porównać jej zawartość do twórczości Painkiller, Napalm Death i Meshuggah. Jednak chyba najtrafniejszym określeniem zostało "awangardowy death, noise, grind, jazz, rock". Cytuję, bo sam nie mam nawet zamiaru wysilać się, by znaleźć odpowiednią szufladkę dla muzyki Nyia. Zresztą te wszystkie określenia wydają się być jedynie punktem wyjścia dla muzyków.
Album jest emocjonalną bombą atomową. Włączam go i umieram na 25 minut. Uderzenie w "chinę", nagły wybuch gitarowego hałasu oraz Kondracki wrzeszczący "Behind The God..." i odcinam się zupełnie od otaczającego mnie świata. Podstawą tej schizofrenicznej muzyki jest totalnie wykręcona perkusja Szymańskiego. Wojtek gra niezwykle intensywnie, ale jednocześnie oszczędnie. Charakterystycznym elementem jest dziwaczne akcentowanie. Na tym kręgosłupie snują noise'owe gitary, które w niezwykły sposób uzupełniają się wzajemnie. Klimatu dopełnia Kondracki (swoją drogą - szkoda, że odszedł), wykrzykując zupełnie niepoprawne i jednocześnie fenomenalne teksty Szymańskiego. Muzyka Nyia nie pozwala słuchaczowi odetchnąć nawet na chwilę. Gdy machina zwalnia (np. "Everything Ia A Dream"), dźwięki wciąż są na tyle niepokojące, by nie wypuścić go z transu. Dopiero na końcu ostatniego utworu "Nothing Can Stop Procreation" następuje wyciszenie - odejście w nicość... Tak na świecie nie gra nikt! Rzecz genialna...
Prawdziwe jedynie to co moje
"Head Held High" była również moją własną rewolucją. Rewolucją mojego muzycznego świata. Album ten na empetrójkach wpadł w moje ręce ponad rok przed oficjalną premierą (oczywiście nabyłem oryginalną kopię). Otworzył mój umysł. Od tej płyty pokochałem wszelkie dziwactwa w muzyce, wszelkie eksperymenty i alternatywy. Dopiero potem był Kobong...
P.S. Tytuły kolejnych części recenzji to fragmenty tekstów z "Head Held High".
Materiały dotyczące zespołu
- Nyia