- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Non Opus Dei "Yfel"
Po pierwszym przesłuchaniu byłem trochę zdziwiony (pozytywnie) zawartością "Yfel", musiałem przesłuchać kasetę parę razy, aby przyzwyczaić się do tego wydawnictwa. Dlaczego? Otóż byłem raczej nastawiony na black z klawiszami, z thrashowo brzmiącymi gitarami, a tu niespodzianka.
Non Opus Dei w erze elektroniki, wydali album pozbawiony keyboardu. Czy to źle? Raczej nie, bo materiał zawarty na "Yfel" jest ciekawy. Metalom starszej daty może zakręcić się nawet łezka w oku, podczas słuchania Non Opus Dei. Kapela gra dość prosty, szybki black. Nie znaczy to, że to jakieś prymitywne szarpanie za struny, o nie, muzyka nie jest może arcybogata, ale ma swój klimat.
Od "Yfel" aż zionie ciemnością, nienawiścią, nawet pewnym szaleństwem. Non Opus Dei zrobilo na mnnie spore wrażenie, bo odważyli sie wydać materiał niezybt pasujący do obecnej "mody" w blacku, dla mnie jest on w pewien sposób nawiązaniem do kultowych nagrań kapel z poczatku lat '90. Muzyka na "Yfel" pełna jest diabelskiej wściekłości, furii, bólu, chaosu i wyrastającej z niego metody. Wspomnieć też trzeba o ekstremalnych tempach, niestety nie zmieniają się one zbyt często, ale po co, skoro utwory trwaja po 3 min. Wokalizy to wściekły blakowy "jazgot", ale nie tylko - w "Take Me Beyond", "Zaślubiny z Ciszą" i "Gdzie Grobowców Biel..." słyszymy męską deklamację i śpiew. Nie obyło się też bez wykorzystania żenskich wokaliz, które wcale nie ujmują ciężkości "Yfel". Wszystkie wokale są wywarzone między soba i uzupełniaja się nawzajem, dodają też płycie kontrastów. Trochę może rozczarować perkusja, bo czasami brzmi jak bezduszny automat perkusyjny. Ciekawostką jest kilkudziesieciosekundowy instrumentalny "Beyond (Satans Kingdom)". Non Opus Dei czują się dobrze nie tylko w ekstrmie muzycznej, potrafia też zagrać brdziej "uczuciowo", a mowa tu o wspomnianych wcześniej "Zaślubiny..." i "Gdzie Grobowców...", przy czym ten ostatni jest swojego roczaju wyciszaczem na koniec płyty, klsyczne delikatne gitary, męska deklamacja, spokój ogarniający umysł i ciało. Dużym plusem, przynajmniej dla mnie jest to, że większość liryków jest śpiewanych w naszym ojczystym języku (Non Opus Dei jest z Olsztyna).
"Yfel" nawiązuje do pocztków blacku, do jego "starego", kultowego brzmienia, może niezbyt pięknego i wyuzdanego muzycznie, ale pełnego mrocznego klimatu. Cieszy mnie bardzo, że nie wszyscy grają ostatnio bardzo modny symfoniczny black i intenieją kapele, które chołdują starym wzorcom.
Kontakt z zespołem:
Tomasz Klimczyk
ul. Barcza 19/35
10-685 Olsztyn