- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Non Opus Dei "VI: The Satanachist's Credo"
Choć olsztyński Non Opus Dei to zespół na wskroś metalowy i z podziemną sceną metalową od lat związany, to zawsze pozostawał on gdzieś na jej uboczu, z podziwu godną konsekwencją realizując własną wizję muzyczną. Docenieni przez nielicznych, a kompletnie zignorowani przez bardziej masowego odbiorcę, Klimorth i spółka głosili swoją diabelską ewangelię wydając płyty dla niewielkich wytwórenek, zyskując co prawda status formacji kultowej i ogromny szacunek, ale niewiele poza tym. Być może ten stan rzeczy zmieni trzeci już w historii Non Opus Dei, a pierwszy w barwach Pagan Records album - "VI: The Satanachist's Credo".
Odłóżmy zawczasu na bok wyświechtane frazesy o oryginalności i nowatorskości, niech szermuje nimi metalowa młodzież. Oto mamy przed sobą w pełni świadomy swojej wartości, ale też korzeni zespół, który na mocnej podbudowie ideologicznej opiera arcyciekawie zaaranżowany black metal. Korzysta przy tym z dokonań wczesnego Samael i norweskich purystów, podlewa to wszystko lekko postindustrialnym sosem, nie gardząc też elektronicznymi smaczkami i mrocznym ambientem, a przy tym mocno zaznacza własną myśl, łączącą elementy tej układanki w spójną całość. Nie sposób zresztą nie wspomnieć o nadających jej bardzo osobliwego charakteru tekstach napisanych w... czterech językach (angielski, polski, łacina i niemiecki). Zapewne w wielu innych przypadkach brzmiałyby one bardzo pretensjonalnie, tu natomiast wydają się być jak najbardziej naturalnym rozwiązaniem, które wraz z utrzymanymi w średnich tempach, monotonnymi, zapętlonymi riffami, ascetycznym brzmieniem, demonicznymi wokalizami i pomysłem na to, jak to wszystko wykorzystać nie popadając w black metalową sztampę, kreuje niesamowitą, intrygującą atmosferę porównywalną chyba tylko z "Waterhells" Korovakill. Miejmy nadzieję, że na tym analogie (bardzo zresztą luźne) się kończą, bo wydany w 2001 roku album Austriaków przeszedł zupełnie bez echa, a sam zespół dawno nie istnieje, ale przecież odpowiedź na pytanie o przyszłość Non Opus Dei leży w portfelach potencjalnych nabywców "VI: The Satanachist's Credo". Co prawda z wywiadów udzielanych przez Klimortha jasno wynika, że pieniądze nie są dla niego celem samym w sobie, natomiast wydawca z pewnością tym chętniej zapewni zespołowi komfort pracy twórczej, im więcej krążków sprzeda. 30 zł za ponad półgodzinny wykład diabologii stosowanej to żaden pieniądz.