- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nirvana "Nevermind"
Napisanie recenzji (nawet wspominkowej) takiego kultowego krążka, jak "dwójka" Nirvany, to dość trudne zadanie. No bo jak sensownie podejść do opisania tego dzieła bez popadania w banał? I po co właściwie pisać recenzje płyt, które wszyscy znają na pamięć? Choćby z czystej radości tworzenia! Oczywiście żartuję - bezpośrednim powodem, dla którego wziąłem się za bary z klasyką, są reedycje płyt Nirvany, które ostatnio pojawiły się na rynku (póki co "Bleach" i "Nevermind") - w wersjach "De Luxe", wzbogacone o różne niepublikowane wcześniej materiały. Nie stać mnie na kupienie najbogatszego pakietu (4CD + DVD) za ok. 350 zł, zadowoliłem się więc wydaniem dwupłytowym.
Jakby na ten album nie patrzeć, ma zupełnie inną wartość niż wcześniejszy "Bleach", można powiedzieć - historyczną. "Wybielacz" pozwolił Nirvanie ugruntować pozycję na grunge'owym podwórku, był pewnego rodzaju wprawką, "Nevermind jest dla chłopaków z Seattle przepustką na salony. To płyta , która uratowała podupadającego rocka, wniosła na skostniałą scenę powiew świeżego powietrza, a z Kurta Cobaina zrobiła głos pokolenia - Jima Morrisona swoich czasów. No i proszę bardzo, już popadam w banał. Może przejdę więc do muzyki.
Już od pierwszych dźwięków "Smells Like Teen Spirit" słyszymy, że Nirvana zrobiła na "Nevermind" duży krok do przodu. Muzyka jest bardziej chwytliwa, melodyjna niż na debiucie. Struktury kawałków bardziej piosenkowe, dużo łatwiej wpadają w ucho. Kurt więcej na tej płycie śpiewa (no, próbuje to robić), choć naturalnie nie brakuje też wrzasków. Takie kawałki, jak "Polly" czy "Something In The Way" to akustyczne quasi ballady, po prostu ładne piosenki skrojone pod szerszą publiczność. Nie mogło zabraknąć też numerów, którym bliżej do punk rocka, jak "Breed", "Territorial Pissings" czy "Stay Away". Najlepsze są jednak te piosenki, które łączą w sobie zadziorność i punkową agresję w zwrotce z wpadającym w ucho refrenem lub na odwrót. Takimi kawałkami są "In Bloom", "Lithium", "Come As You Are" czy świetny "Drain You" (obok "Lithium" mój ulubiony kawałek na płycie). Osobna sprawa to "Smells Like Teen Spirit", najbardziej znany utwór Nirvany i zarazem piosenka, która była protest songiem młodego pokolenia lat dziewięćdziesiątych. Śmieszne, że - o ile wierzyć plotkom - zespół miał spore wątpliwości, co do tego, czy umieścić "Smells..." na płycie. No cóż, "Paranoid" też podobno powstał w ciągu kilku minut, tylko po to, żeby uzupełnić płytę. Życie bywa przewrotne.
Przejdźmy do tego, co oferuje wersja "De Luxe". Po pierwsze materiał został poddany remasteringowi, dzięki czemu jest bardziej dopasowany do dzisiejszych standardów - jest głośniejszy i dynamiczniejszy. Dźwięk został również gruntownie wyczyszczony, w stosunku do oryginału brzmi zdecydowanie bardziej klarownie.
Po zakończeniu ostatniego na płycie "Somenthing In The Way" tradycyjnie mamy bonus w postaci "Endless Namelless", tym razem jednak ten dziki i chaotyczny numer (który zresztą uwielbiam) pojawia się już po ok. 30 sekundach, a nie jak w oryginale po 10 czy 12 minutach. Wszystko dlatego, że na pierwszym dysku upchnięto jeszcze garść bonusów. Jak wyczytałem, owe bonusy to strony B singli, którymi promowany był "Nevermind". Mamy więc takie cacka, jak "Even In His Mouth", "Aneurysm" (znany z koncertów oraz z płyty "Incesticide" - nota bene też zawierającej strony B singli), słaby "Curmudgeon" oraz kilka utworów w wersjach koncertowych z 1991 roku.
Na drugim krążku znajdziemy takie rarytasy, jak nagrania z sali prób w 1991 roku, piosenki zarejestrowane w studio Butcha Viga (producenta "Nevermind") i kolejne wersje "Drain You" czy "Somenthing In The Way".
Osobna sprawa to oprawa graficzna, która oryginalnie dość uboga, tu została wzbogacona o wiele zdjęć, m.in. z produkcji okładki.
Nowa wersja "Nevermind" z pewnością ucieszy maniaków Nirvany. Osoby, które maniakami nie są, zapewne bardziej zainteresuje zawartość pierwszego krążka, a ta z poprawionym dźwiękiem prezentuje się świetnie. Słowem - rewelacyjne przypomnienie klasyki rocka i chyba najlepszej płyty rockowej poprzedniej dekady.
co do mother love bone- znakomita kapela i czy tylko ja wolę ten band od takiego guns n' roses? ;P
Materiały dotyczące zespołu
- Nirvana
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
King Crimson "In the Court of the Crimson King"
- autor: Grzegorz Kawecki
Pink Floyd "Wish You Were Here"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: GSB
- autor: Tomasz Klimkowski
Led Zeppelin "II"
- autor: Kajetan Pawełczyk
Armia "Legenda (reedycja)"
- autor: ad
smiać mi sie chce, z tych wszystkich maloletnich 'ekspertow' co to sądzą, że nirvana to g.. ciekawe gdzie byliscie w latach 90-94 i jak wtedy byscie to oceniali? na 90% każdy by sluchal tego 'gowienka' heh, co nie zmienia faktu że nie byly to 'cuda' z cala pewnością, 3 akordy i darcie (kurta) mordy:)
dla mnie najlepszym zespolem, biora pod uwagą całokształt jest pearl jam, niewiele slabych płyt, a ostatnie dwa krążki są bardzo dobre imo.
aczkolwiek 'the best' z tamtego regionu to above - mad season. genialny album!