zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Nine Inch Nails "The Fragile"

3.01.2000  autor: Kornik
okładka płyty
Nazwa zespołu: Nine Inch Nails
Tytuł płyty: "The Fragile"
Utwory: Somewhat Damaged; The Day the World Went Away; The Frail; The Wretched; We're in This Together; The Fragile; Just Like You Imagined; Even Deeper; Pilgrimage; No, You Don't; La Mer; The Great Below; The Way Out Is Through; Into the Void; Where Is Everybody?; The Mark Has Been Made; Please; Starfuckers, Inc.; Complication; I'm Looking Forward to Joining You, Finally; The Big Come Down; Underneath It All; Ripe (With Decay)
Wydawcy: Interscope Records, Nothing Records
Premiera: 1999
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Nine Inch Nails. Te trzy słowa doprowadzają mnie do ekstazy. Przez wiele lat byłem zahipnotyzowany wytworami Trenta Reznora. Przeciągające się w nieskończoność oczekiwanie na nową produkcję mojego ulubionego projektu osłabiło nieco zainteresowanie nim samym, ale teraz, kiedy "The Fragile" jest już na rynku, odżywają na nowo głęboko zakorzenione w mojej psychice fascynacje. Nowy album jest fenomalny, rozpierdalający, niepozostawiający złudzeń, że Reznor to muzyczny geniusz. Po prostu kult!

O tym, że Mr. Reznor przymierza się do wydania kolejnego albumu pod szyldem Nine Inch Nails, było wiadomo od dwóch lat. I na tym w sumie się kończyło, bo czas płynął, a "The Fragile" nadal był znany fanom tylko z nazwy. W pewnym momencie straciłem już cierpliwość i, podobnie jak w przypadku nowego dzieła Quorthona z Bathory, zacząłem powątpiewać, czy ten album w ogóle się ukaże. Ale jak się później okazało, była to tylko cisza przed burzą. Kilka miesięcy temu Internet dosłownie oszalał na punkcie Nine Inch Nails, wszędzie zaczęło znowu być głośno na temat nowego albumu Reznora. Kolejnymi informacjami Nothing Records tylko dolewało oliwy do ognia: najpierw wyjdzie singiel, a potem duży, podwójny album. To wszystko zrobiło na mnie niesamowite wrażenie, pozwoliło na nowo uwierzyć w ten projekt. I nie rozczarowałem się. Chociaż jest to album ulepiony z zupełnie innej gliny niż poprzednie wydawnictwa, powinien się spodobać każdemu fanowi Dziewięciocalowych Gwoździ, a tych w Polsce na pewno nie brakuje.

Początkowo Reznor planował podzielić album na dwie części. Jedna z nich miała składać się z normalnych utworów, druga pozostałaby wyłącznie instrumentalna. Zaniechano jednak tego pomysłu, mieszając razem cały materiał. W sumie postąpiono dobrze, dzielenie muzyki na dwa fronty zabiłoby ten album. Zanim "The Fragile" wpadł w moje chciwe ręce, długo się zastanawiałem, co też Mr. Reznor zaprezentuje nam po pięciu latach milczenia ("Halo 8: The Downward Spiral" ukazał się wszakże w 1994 roku, późniejsze single i remiksy pomijam). Okazało się, że płyta znakomicie broni się sama, choć na próżno szukać tu atmosfery z "Broken" czy wspomnianego już "Halo 8". W kwestii klimatów, najbliżej tutaj chyba do "Pretty Hate Machine", choć w porównaniu z debiutanckim albumem, Reznor używa więcej gitar. Muzykę zawartą na "The Fragile" trudno zakwalifikować do industrialu - bardziej brzmi to jak zwykły samplerowy rock, przesączony typową dla popu chwytliwością. Wszystko łatwo wpada w ucho, bez problemu daje się zanucić, więc tradycyjnie przynajmniej połowa utworów jest potencjalnymi hitami. Ja już mam swoich faworytów i to głównie na nich skupię więcej uwagi (pisanie o wszystkich utworach nie ma sensu, jest ich po prostu za dużo).

Najpierw słów kilka o otwierającym album "Somewhat Damaged", utworze wyjątkowo ostrym i rokującym nadzieje na odrobinę rzezi w przyszłości. Na początku doświadczamy niepokojących dźwięków gitary akustycznej, później dołącza do tego automat i cały arsenał sampli. Wszystko rozkręca się w zawrotnym tempie. Trent początkowo śpiewa dosyć spokojnie, ale z każdą kolejną sekundą jego wokal przybiera na sile, by wreszcie wybuchnąć. Bardzo fajny początek płyty, choć niestety nie pozbawiony małego zgrzytu. Gdzieś około drugiej minuty pojawiają się sample żywcem wyjęte z "Weisses Fleisch" Rammsteina. Nienawidzę Rumsztyka i ten motyw skutecznie obrzydził mi doznania płynące z tego utworu. Później mamy do czynienia z podobnym patentem, jak na pamiętnym "The Downward Spiral". Tam, po rzeźniczym "Mr. Self Destruct" płynął bardzo spokojny utwór, zatytułowany "Piggy". Tu jest tak samo. "The Day the World Went Away" to balladka o niepowtarzalnym klimacie, szczególnie pod koniec, kiedy Trent zaczyna nucić. Cały utwór zbudowany jest na zasadzie kontrastu. Najpierw słyszymy przesterowane gitary, robiące olbrzymi hałas, potem zawodzący śpiew Reznora z brzdąkającą w tle gitarą akustyczną i znowu ten potężny grzmot. Przez to wszystko przewija się miejscami ledwo słyszalne pianino - gdy po raz pierwszy to usłyszałem, byłem zachwycony. Wspomniałem o związkach z "Halo 8", okazuje się, że na lewej płytce jest ich znacznie więcej. "The Frail" nasuwa skojarzenia z "A Warm Place", natomiast motyw przewodni "The Wretched" - z początkiem "The Becoming". Czyżby ukłon w stronę fanów? Kolejny utwór, który mnie dosłownie rozwalil, to "We're in This Together". Na początku jest nieco psychodelicznie, potem wykluwa się z tego szybka, rockowa piosenka z pięknym wokalem Trenta. Moim zdaniem jest to jeden z najlepszych utworów tej płyty, nie dziwię się więc, że nakręcono do niego wideoklip. Bardzo podoba mi się też otwierający płytkę prawą "The Way Out Is Through". Na początku trąci on nieco ambientem: uszy atakowane są dziwnymi dźwiękami, gdzieś w tle słychać szept Reznora. W pewnym momencie robi się coraz głośniej. włączają się elektroniczne piski i gitary, opętańczy śpiew Reznora dopełnia reszty. W punkcie kulminacyjnym wszystko się wycisza i gdzieś w tle zaczynają pobrzmiewać proste dźwięki odgrywane na piaNINie. Fenomenalny kawałek. I to w sumie tyle. Reszta numerów z prawej płytki trzyma wysoki poziom, ale nic nie wyróżnia się na tyle, żeby mnie specjalnie zachwyciło. No, może wyłączając jeszcze "Please".

Ciężko jest mi opisywać muzykę NIN, dlatego najlepszą radą będzie posłuchać tego samemu i samemu też wydać ocenę. Mój ciężko pojęty sentyment do Gwoździ nakazał udzielić im maksymalnej noty, ale czuję, że gdybym nie kochał Reznora za to, co zrobił przez ostatnie dziesięciolecie, to oceniłbym "The Fragile" o jeden punkt niżej. Mam tylko nadzieję, że na kolejny album Nine Inch Nails nie będziemy musieli czekać kolejne pięć lat i że będzie on równie udany, co ten. W każdym bądź razie polecam.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (398 głosów):

 
 
90%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Marilyn Manson "Mechanical Animals"
- autor: Kornik

Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel

The Offspring "Americana"
- autor: RaMoNe
- autor: Jacek R.
- autor: GSB

Therion "Deggial"
- autor: szalony KaPelusznik
- autor: ULC
- autor: Do diabła
- autor: Miki(S)
- autor: Margaret

Serj Tankian "Elect The Dead"
- autor: flanel

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?