- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nile "Those Whom the Gods Detest"
Na początek kilka pytań tytułem wprowadzenia. Kiedy Egipt płakał? Gdy któryś tam z kolei faraon wielkodusznie postanowił poświęcić parę tysięcy istnień, żeby zbudować kolejną piramidkę? Nie. A może wtedy, gdy Kleopatra puszczała się z legionowymi wojerystami rzymskimi? Tym bardziej nie. Egipt płakał, gdy Nil nie wylał lub wylał tak, że zbierać nie było co. Obecnie podobno płacze tylko wtedy, gdy spada frekwencja turystów z pewnego dziwnego kraju nad Wisłą, dla których ziemia starożytnych stała się nowymi Międzyzdrojami. W zasadzie pradawnych bogów też chyba każdy mieszkaniec tej skąpanej w słońcu krainy ma w dupie, bo zdaje się monoteizm tam panuje. No ale nieważne, a może wręcz przeciwnie - raczej ważne, bo podobna relatywizacja często ogarnia słuchaczy muzyki. Wszystkiego wszędzie pełno, dzieci na YouTube zarzucają filmiki, na których udowadniają, że solówki Hammetta nie są trudne do zagrania i można je opanować między jednym a drugim wyjściem do kibla. Po co o tym gadam? Po co o tej rzeczce i po co o tym spowszednieniu? Sprawa prosta - wraca Nile, znów taki, jakiego znają wszyscy od lat. Czy wzbudzi sensację, czy poruszy ludzików, którzy widzieli i słyszeli już wszystko, może z wyjątkiem vocalu Ojca Dyrektora w coverze "Enter Sandman". Czy w końcu wylewa tak, jak trzeba?
Oj wylewa. Przyznaję, że położyłem lagę na tym zespole po dwóch ostatnich krążkach. W 2002 r. na "Mystic Fest" stałem w pierwszym rzędzie i nawet flagę z ich logo na scenę rzuciłem, taki byłem pozamiatany "Black Seeds Of Vengance". "In Their Darkened Shrines" ostatecznie ustawił Karla Sandersa i resztę ówczesnej ekipy na deathmetalowym tronie, ale tak to z obejmowaniem czcigodnego stolca bywa, że zaraz potem zaczyna się odcinanie kuponów od własnej boskości. Cóż z tego, że trudno ustrzelić tak zaawansowane technicznie granie, jak na "Annihilation Of The Wicked" czy "Ithyphallic". Cóż z tego, że mają od tamtych czasów najlepszego drummera na planecie? Próżno bowiem szukać równie bezdusznych dzieł, co te dwa wydawnictwa. Niby jest na nich wszystko, co powinno być na tzw. klasycznej płycie Nile - kurewskie rozblastowanie, dobrze znany podwojony wokal czy wiercące drugą dziurę w dupie solówki. Brak jednak było tego czegoś unikalnego, co sprawia, że płytę nazywa się dziełem. Jakiś nienamacalnych cząstek wpadających prosto do serca i zostających w nim na zawsze.
Z tym większą radością stwierdzam, że te pierwiastki znów są obecne w kompozycjach Karla i spółki. "Those Whom The Gods Detest" to pierwsze od 7 lat napierdalanie, które nie jest wartością w sensie "sobie Panie". Każdy, kto odpali tego potwora, znajdzie uzasadnienie dosłownie każdej nuty wychodzącej spod palców Sandersa, Wade'a i pałek Georga Kolliasa. Poczuje, że tak jak pocisk, mają one swój ładunek wybuchowy i są skierowane w konkretną stronę, a ich celem jest zabicie lub zranienie słuchacza, a nie postawienie mu pały lub czegoś innego, bo to takie "zajefajnetechnicznoszybkie". Nie będę się rozwodził nad pracą gitar i perkusji, bo to - podkreślam raz jeszcze - żadne novum w przypadku tego zespołu. Czy oni mogli nagle zgłupieć albo poodpadały im kończyny, żeby po raz kolejny nie udowodnić, że w tym fachu nie mają sobie równych? Grunt, że panowie zrobili wałki w ten sposób, że nikt już nie pomyśli o nich w kategoriach japońskiej robotyzacji przemysłu samochodowego, a odkryje, mam nadzieje, na nowo duszę w ich graniu. Być może pomogło w tym ponowne zaprzęgnięcie tych ludowych wyjców ("Yezd Desert Ghul Ritual in the Abandoned Towers of Silence"), pamiętanych w takim rozpasaniu choćby z "Amongst The Catacombs Of Nephren Ka", a może tych kilka brzdąknięć na zapomnianych instrumentach strunowych ("Utterances of the Crawling Dead")? A może to także zasługa produkcji? W końcu ktoś chyba sypnął luksorskim złotem pod nogi Neilowi Kernonowi, bo takiego brzmienia to, z całym szacunkiem dla niego, nie wykręcił jeszcze żadnemu zespołowi. Cudowny nowoczesny sound, który mimo tego atrybutu nie gryzie się z etnicznymi naleciałościami kompozycji. W końcu słychać wszystko w stu procentach, każdy świst zróżnicowanego gardłowania, bas, przejście, no i to, co dla tego typu wynalazków winno być najważniejsze - przestrzeń, głębia, otchłań, jak w krypcie gdzieś pod piaskami Doliny Królów.
Na koniec trzeba poruszyć jeszcze jeden temat, z którym jak mniemam wielu myślących, a nie tylko trawiących muzykę, będzie miało problem, czyli cała ta "okołoegipska" tematyka. I mnie czasem micha się uśmiecha z politowaniem, kiedy na to wszystko patrzę. No bo wiecie - nie tylko, że po raz enty z kolei, ale że zrobione przez Amerykanów. Można się zastanawiać, czy to tak na serio, czy to z braku pomysłów, czy to może w końcu nie jest przypadkiem zestaw Happy Meal z miniaturą Sfinksa w środku lub kolejny odcinek Indiany Jonesa. Dajmy sobie jednak z tym spokój, przecież koniec końców też o dobrą zabawę w tym chodzi. Czy jak ktoś widział koncert Behemtoh w 99' i Nergala plującego sztucznym ogniem, to przez chwilę choć pomyślał, że on to tak na serio diesla na ropę ma w krtani zamiast śliny? Nile mają prawo pierwokupu w tym zakresie, oni wpletli to do swojego metalu i przyczepili znaczek "R" na końcu.
Bez dwóch zdań, najbardziej szczera, natchniona i jednocześnie przemyślana płyta Nile od czasu "In Their Darkened Shrines". Wam zaś drodzy niewolnicy doradzam wycieczkę na pole, Nil zrobił to, co do niego należało, zaczęła się pora zbiorów. Ci, którzy wyczekują z namaszczeniem wałków w typie "Masturbating The Wargod" czy nieśmiertelnych "The Blessed Death" i "Sarcophagus", najedzą się po czubek dyni.
Materiały dotyczące zespołu
- Nile
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Slayer "World Painted Blood"
- autor: Megakruk
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Lost Soul "Immerse In Infinity"
- autor: Megakruk
Katatonia "Night Is The New Day"
- autor: Kępol
- autor: Megakruk