- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nile "Black Seeds of Vengeance"
Przypomnijmy, że w 1998 roku zespół Nile, wydając swą debiutancką płytę, dokonał rzeczy - jak się wtedy wydawało - niemożliwej: udowodnił, że w brutalnym death metalu nie zostało jeszcze powiedziane ostatnie słowo i nie ostatni dźwięk został zagrany. Tym bardziej wyostrzył mi się smak na następcę przesławnego "Amongst The Catacombs Of Nephren - Ka".
Na swym drugim krążku, zatytułowanym "Black Seeds Of Vengeance", Nile konsekwentnie podąża drogą, wytyczoną przez swój debiutancki album. Ciągle jest to brutalny death metal w amerykańskim stylu ze znacznymi wpływami egipskiego folkloru. Elementy folklorystyczne pojawiają się głównie w introdukcjach do niektórych utworów, a także w kilku instrumentalnych kompozycjach, które przybrały formę krótkich miniaturek. Również w agresywnych fragmentach grupa potrafi wytworzyć specyficzny, "egipski" klimat, a to dzięki wprowadzaniu charakterystycznych, nietypowych dla death metalu riffów. W porównaniu do "Amongst", płyta "Black Seeds..." jest materiałem bardziej mrocznym, klimatycznym, rzekłbym: bardziej uduchowionym. Doskonale słyszalne jest to przede wszystkim w monumentalnym, dziewięciominutowym utworze "To Dream Of Ur". Pod względem strukturalnym kawałek ten przypomina "Welcome Home" grupy Metallica (oczywiście z płyty "Master Of Puppets") - łagodny początek, później nieco ostrzejsze "wejścia" w refrenie i kulminacyjna część końcowa, cały czas z zachowaniem odpowiedniej dawki melodii. Moim faworytem z płyty "Black Seeds Of Vengeance" jest jednak rozbudowany i chaotyczny (w pozytywnym znaczeniu tego określenia) utwór "Masturbating The War God".
Paradoksalnie - "Black Seeds..." to materiał nie tylko bardziej klimatyczny, ale również szybszy i bardziej intensywny, niż poprzednik. Gitary mają skomasowany, mocny sound, lecz ścieżki tego instrumentu nie są już tak pokręcone, jak na "Amongst". Oczywiście, nie brak na nowej płycie również bardziej technicznych zagrywek. Na pochwałę zasługuje perkusista, znakomicie wykonujący szybkie i dość skomplikowane partie. Wokalnie jest dobrze - przez cały czas dominuje konkretny, mocny growling, od czasu do czasu pojawiają się też jakieś tajemnicze inkantacje. Zespół Nile ma aż trzech wokalistów, jednak barwy ich głosów są praktycznie nierozróżnialne. Taki układ jest za to z pewnością korzystny na koncertach. Koniecznie zwróćcie uwagę na ciekawe teksty, również związane ze staroegipskim konceptem.
Czas trwania płyty wynosi jakieś 43 minuty, jednak kilka ostatnich (dwa ostatnie utwory) nie stanowią treści muzycznej. Należałoby potraktować je raczej jako rozbudowane outro.
Dla wszystkich słuchaczy, rozmiłowanych w muzyce brutalnej i mrocznej, "Black Seeds Of Vengeance" jest pozycją wskazaną lub wręcz obowiązkową. Natomiast odbiorcy przekonani, iż death metal przeżywa aktualnie stagnację, mogą po wysłuchaniu tej płyty zrozumieć, jak bardzo się mylili.
Oficjalna strona zespołu: www.nile-catacombs.com
Materiały dotyczące zespołu
- Nile
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Behemoth "Demigod"
- autor: BadBlood
Vedonist "The First Scream"
- autor: m00n
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667