zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

recenzja: Nile "At the Gate of Sethu"

23.07.2012  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Nile
Tytuł płyty: "At the Gate of Sethu"
Utwory: Enduring The Eternal Molestation Of Flame; The Fiends Who Come To Steal The Magick Of The Deceased; The Inevitable Degradation Of Flesh; When My Wrath Is Done; Slaves Of Xul; The Gods Who Light Up The Sky At The Gate Of Sethu; Natural Liberation Of Fear Through The Ritual Deception Of Death; Ethno-Musicological Cannibalisms; Tribunal Of The Dead; Supreme Humanism Of Megalomania; The Chaining Of The Iniquitous
Wykonawcy: Karl Sanders - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe; Dallas Toler - Wade - wokal, gitara, gitara basowa; George Kollias - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Nuclear Blast Records
Premiera: 29.06.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Co za świat. Od wydania "At The Gates Of Sethu" minęło parę chwil, a już naczytałem się opinii, jakoby Karl Sanders i Dallas Toler Wade dali tym razem dupy. Że nowy materiał Nile powiela schematy, że ma chujową okładkę, w końcu, że brzmi jak gówno, bo mało nowocześnie. Cóż, zdania to wyssane z fallusa być może nawet samego Ra. Ale nieważne. Tym razem egipscy bogowie, odrodzeni po wiekach z paszportami USA i hamburgerami w pudełkach śniadaniowych, wracają do korzeni własnego Ja, czyli okolic pierwszej płyty "Amongst The Catacombs Of Nephren Ka", co być może rzeczywiście dla wielu będzie wadą. Ja jednak przyjmuję taki zwrot akcji z otwartymi ramionami i dreszczykiem emocji, która postawiła mi włosy na baczność - od łydek, przez mosznę, aż po te w nosie czy uszach, i to już po pierwszym odsłuchu "At The Gates Of Sethu".

Krążek, jak to u Nile, rozpoczyna podniosłe intro (bębny, zawodzenia, egzotyczne instrumenty etc.), po którym spodziewałem się potężnego, przestrzennego, eklektycznego gatunkowo nawalania, jakie spopieliło świat na poprzednim "Those Whom The Gods Detest", ale ku mojemu ogromnemu zdziwieniu napotkałem zaraz oldschoolową barwę gitar, jakże charakterystyczną dla lat 90-tych. Jest chropowato, miejscami bzycząco, ale za to niespotykanie kąśliwie i porywająco. Tak właśnie prześlicznie wpierdala się do mózgu słuchacza "Enduring The Eternal Molestation Of Flame". Bezlitosna "młóca" Kolliasa, wyjące wiosła Sandersa i Wade'a i potrojony wokal nie pozostawiają złudzeń - "Nephren Ka" znów jest z nami, krojąc w najlepsze przyrodzenia swoich wrogów. Prawdziwy rozpierdol rozpoczyna jednak największy hit, jaki napotykam tutaj od czasów pamiętnych "Chapter Of Transformating Into Snake" czy "The Blessed Dead", w postaci "The Fiends Who Come To Steal The Magick Of The Deceased" - rany boskie, cóż to za kompozycja. Masa zmian temp, melodii, wokali, przy tym spiętych zapadającym w pamięć gwoździem przewodnim. Kto wątpił, czy z muzyki Amerykanów da się wycisnąć coś więcej niż tylko prędkość i mielone z aligatora, niech z kolei odpali "The Inevitable Degradation Of Flesh" i posłucha trzech sekund solówki, jaką gitarmeni Nile wplatają na wyjącej wajsze. Masakra, totalny napór i wściekłość, powodujące, że na wysokości trąb i zwolnienia w następnym "When My Wrath Is Done" o mało się nie zesrałem. A to dopiero środek płyty, zwieńczony miniaturą instrumentalną "Slaves Of Xul" - będącą krótkim przystankiem przed dolnymi partiami piekielnej piramidy, których wrót strzegą znów monumentalne nile'owe evergreeny: "The Gods Who Light Up The Sky At The Gate Of Sethu" czy "Supreme Humanism Of Megalomania" - zarządzane "chwytliwymi", rytmicznymi wejściami i płomiennymi, egzotycznymi riffami, które na koncertach sprawdzą się jak złoto. Dodam tylko, że sekundowy rozjazd gitarowy w tym drugim przywodzi na myśl wycinanie wzorów na gołej skórze. Jeszcze jakieś wątpliwości?

Tak więc "At The Gates Of Sethu", idąc w najlepsze śladem dwóch - trzech pierwszych płyt Nile, koncentruje się na zabijaniu, nieco zaciskając pasa w zakresie rozlazłości kompozycyjnej, pompowania hektolitrów wody z Nilu czy permanentnego rozbuchiwania numerów tematyką filmów z Borisem Karloffem w roli głównej. Oczywiście wszystko to tutaj mamy - miniatury muzyczne, zapomniane instrumentarium itp., jednakże głównym atutem nowego materiału jest lot koszący sierpa i szybkie dekapitacje. Główki spadają i odbijają się rytmicznie po posadzkach pałaców egipskich faraonów, a kałuże krwi rwącym potokiem opuszczają mury pradawnych świątyń. Śmierć metal w czystej postaci - tradycyjnej, konserwatywnej, bezlitosnej - czyli takiej, jaką samce kochają najbardziej. No dobra, ostatni tutaj, ponad 7-minutowy kolos "The Chaining Of The Iniquitous" miażdży wolnym tempem i ślamazarnym wywlekaniem bandaży z grobowców, w typie "Sarcophagus", "To Dream Of Ur" czy z w miarę nowszych - "Eat Of The Dead" - jakiś sęp jednak musi posprzątać bałagan na tym polu walki.

Co tu dużo gadać, choć nie każda płyta Amerykanów urzeka mnie tak samo i mogę z placem w dupie wskazać mniej porywające momenty ich kariery, a w konsekwencji już dawno nie daję się łapać na slogany pt. zajebiste bo to Nile, stwierdzam uczciwie: "At The Gates Of Sethu" spokojnie można na pół roku przed końcem trwania numeru "12" obwołać wydawnictwem nr 1 całego sezonu muzycznych rozgrywek. Jestem 100% pewien, że nic w death metalu temu tworowi nie podskoczy. Nie wszyscy podzielą moje zdanie, bo mniej tutaj czarowania, a więcej twardej, konkretnej wojny, prowadzonej przy użyciu szczelnych i zwartych szeregów kompozycji, ale kto szedł w jednym marszu z bojownikami "Nephren Ka" czy tryskał czarnym nasieniem wespół z "tracklistą" "Black Seeds Of Vengeance", zrozumie w czym tkwi potęga tej muzyki. Ten wolumin to klasyk.

Przeczytaj: recenzja autorstwa don Corpseone.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Mord
krzysiekw (wyślij pw), 2012-08-26 10:46:47 | odpowiedz | zgłoś
Masz 100 % racji:)
:)
Stachursky (gość, IP: 46.113.228.*), 2012-08-06 12:30:37 | odpowiedz | zgłoś
Płyta wspaniała chociaż jej jeszcze nie słuchałem
ciekawa sprawa
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-07-28 13:39:18 | odpowiedz | zgłoś
zdania jak widać podzielone, love it - hate it. Co dziwne, spotkałem się z opiniami, że pierwsze wrażenia takie sobie, ale im dalej w odsłuch tym lepiej. Dlaczego to dla mnie dziwne? Bo mi ta płyta weszła od razu, a nie miałem tak od czasu "ITDS" - wciąż słucham ATGOS i wciąż mnie ten krążek porywa - stawiam go w jednym rzędzie z ATCONK - BSOV- ITDS.
Recenzja ok
Bjorn (wyślij pw), 2012-07-28 01:38:04 | odpowiedz | zgłoś
Zgadzam się całkowicie z recenzją. Słucham tej płyty bez przerwy. Moje pierwsze skojarzenie też było Catacombs a to pewnie przez wokale. Jak oni to zrobili, że po sześciu death metalowych płytach jeszcze zrobili coś świeżego i nowego? Odpowiedź jest prosta. Oni żyją muzyką i mają talent zamiast gdakać jak większość lemingów. Ave Nile!! Niektórzy rządzą chwilę na forum. Nile rządzi death metalem od dekady i basta.
Hmmm...
Metalman665 (gość, IP: 77.101.21.*), 2012-07-26 19:58:01 | odpowiedz | zgłoś
Płyta o wiele słabsza niż ich poprzednie produkcje. Za dużo kombinowania a za mało konkretu według mnie. Nie zawiodłem się całkowicie ale spodziewałem się ze strony Sandersa i spółki czegoś lepszego. Płyta nie powala ale też i nie ma skandalu. Sredniak ot co.
...
CozzY (gość, IP: 77.252.233.*), 2012-07-26 17:17:07 | odpowiedz | zgłoś
Sam już nie wiem czym mam jej posłuchać czy nie. Zdecydujcie się kurwa w końcu :-)
nie da się czytać tego bełkotu
AWE
AWE (wyślij pw), 2012-07-25 13:12:49 | odpowiedz | zgłoś
wyjące gitary niczym nakręcone puszki sardynek zionęły ogniem niczym pierd megagruka podpalony zapalniczką, którą zwolennik Palikota wyrwał staruszce na krokowskim przedmieściu.
A zapomniałem, chuj, kurwa i ja pierdolę.
re: nie da się czytać tego bełkotu
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2012-07-25 15:53:23 | odpowiedz | zgłoś
No to purk - ogień z dupy i faket!
nile
k. halas (gość, IP: 46.76.179.*), 2012-07-25 12:51:44 | odpowiedz | zgłoś
Płyta nie weszła mi od razu, ale po kilkunastu przesłuchaniach. Teraz chylę czoła przed jej wielkością!!
kurcze..
elmo123 (gość, IP: 178.235.216.*), 2012-07-24 20:07:51 | odpowiedz | zgłoś
a ja odniosłem wrażenie, że w porównaniu z poprzednimi albumami ta płyta jest najbardziej przyswajalna i melodyjna w dorobku Nile. Riffy są chwytliwe i można nawet pośpiewać niektóre refreny pod prysznicem:) Dodatkowo ma bardzo czytelną produkcję.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (261 głosów):

 
 
65%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Nile

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Decapitated "Carnival Is Forever"
- autor: Megakruk

Cannibal Corpse "Torture"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?