zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

recenzja: Nile "At the Gate of Sethu"

8.10.2012  autor: don Corpseone
okładka płyty
Nazwa zespołu: Nile
Tytuł płyty: "At the Gate of Sethu"
Utwory: Enduring The Eternal Molestation Of Flame; The Fiends Who Come To Steal The Magick Of The Deceased; The Inevitable Degradation Of Flesh; When My Wrath Is Done; Slaves Of Xul; The Gods Who Light Up The Sky At The Gate Of Sethu; Natural Liberation Of Fear Through The Ritual Deception Of Death; Ethno-Musicological Cannibalisms; Tribunal Of The Dead; Supreme Humanism Of Megalomania; The Chaining Of The Iniquitous
Wykonawcy: Karl Sanders - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe; Dallas Toler - Wade - wokal, gitara, gitara basowa; George Kollias - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Nuclear Blast Records
Premiera: 29.06.2012
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Muszę przyznać, iż z wiekiem staję się coraz bardziej niedzielnym (jak to brzmi?!) fanem death metalu. Oczywiście niezmiennie pozostaje we mnie bezwzględny szacunek do klasyki (Death, wczesny Morbid Angel, Possessed, Gorefest czy reprezentanci naszego podwórka: Vader, Behemoth, Decapitated), jednak nowe dokonania "klasycznych" kapel ni ziębią, ni grzeją, czego przykładem jest Morbid Angel - niby jest to kawał dobrego deathmetalowego rąbnięcia, niby są też jakieś eksperymenty i poszukiwania, ale jako całość mnie to po prostu nie przekonuje. Natomiast nowo powstające kapele zbyt mocno flirtują ze święcącym obecnie triumfy metalcorem, deathcorem, jak zwał, tak zwał, których to nie jestem w stanie słuchać i omijam je szerokim łukiem. Jest jednakże zespół, który porywa mnie od pierwszej wręcz demówki, zespół, którego lider w czasach swojego pacholęctwa zachłysnął się wodami Nilu, zafascynował się staroegipską mitologią i kulturą, i następnie - już niemal trzydziestolatkiem będąc - postanowił przenieść to na grunt death metalu, co jak na ten gatunek okazało się czymś niespotykanym. Nie było to jednak tak całkiem nowatorskie, gdyż Egipt okazjonalnie pojawiał się w tekstach metalowych grup, czego przykładem może być chociażby utwór Mercyful Fate "Egypt" czy "Powerslave" Iron Maiden, jednakże nikt jeszcze w całości nie poświęcił swojej twórczości staroegipskim bogom. Ów Amerykanin nazywa się Karl Sanders i już od prawie dwudziestu lat przewodzi grupie Nile, której jest liderem i jedynym członkiem będącym w zespole od początku.

W roku 2012 Sanders i spółka wypuścili na rynek najnowsze dzieło - pod tytułem "At The Gate Of Sethu". Płyta ta wzbudzała moją dużą ciekawość, gdyż poprzednie wydawnictwo - "Those Whom The Gods Detest" - ośmielam się poczytywać za jedno z najlepszych dokonań grupy, w szczególności po chwilowym, lekkim obniżeniu lotów ("Ithyphallic"). Pojawiały się w mojej głowie pytania, co przyniesie nowy album. Odpowiedź, rzecz jasna, była oczywista: to, co zwykle, czyli techniczny i pokręcony death metal z grobowymi wokalami, przerywnikami wykorzystującymi egzotyczne instrumenty, ekwilibrystycznymi solówkami, doprawiony starożytnym Egiptem. Pytanie drugie dotyczyło tego, czy Nile utrzyma formę z poprzedniej płyty, czy znów ugrzęźnie w piaskach pustynnych? Tutaj odpowiedź nie jest tak oczywista.

Kilka tygodni przed premierą pojawił się w sieci zwiastujący album utwór z przydługawym tytułem: "The Fiends Who Come To Steal The Magick Of The Deceased". Kawałek zrobił na mnie piorunujące wrażenie, a w szczególności dziwaczne, nietypowe dla Nile wokale, które - jak się okazało - nagrał Karl Sanders (nie rezygnując oczywiście ze swojego "mumiogrowlingu"). Gościnnie można usłyszeć w tym kawałku jeszcze stałego współpracownika lidera Nile - Mike Breazeale, Jasona Hagana oraz poukrywane w drugim planie porykiwania byłego basisty Jona Vesano (którego można na płycie jeszcze w kilku miejscach się dosłuchać, najłatwiej w "Slaves Of Xul" - odpowiada za złowieszczo artykułowane wokalizy). "The Fiends..." pokazał, że nowym krążkiem zespół będzie chciał powrócić nieco do korzeni za sprawą zdecydowanie nienowoczesnego, archaicznego brzmienia (przez co nie ma takiej mocy, jak na "Annihilation Of The Wicked" czy "Those Whom The Gods Detest") oraz nie do końca deathmetalowych wokali, które pojawiają się sporadycznie.

Album "At The Gate Of Sethu" składa się z jedenastu utworów, a dokładnie z dziewięciu pełnokrwistych kompozycji i dwóch przerywników ("Slaves Of Xul" i "Ethno-Musicological Cannibalisms"). Jeśli chodzi o podział obowiązków kompozytorskich, to jest bardzo podobnie, jak na poprzednim albumie. Większość utworów napisał Karl Sanders (plus wszystkie teksty) do spółki z greckim perkusistą Georgem Kolliasem, a za trzy kompozycje odpowiada ryczący gitarzysta Dallas Toler-Wade ("The Inevitable Degradation Of Flesh", "Natural Liberation Of Fear Through The Ritual Deception Of Death" oraz "Supreme Humanism Of Megalomania"). Ostatni z utworów Dallasa fani Nile mieli kilkukrotnie okazję usłyszeć, gdyż zespół grał go na koncertach tuż przed premierą albumu. Obaj muzycy mają charakterystyczny sposób komponowania. Już przy pierwszym przesłuchaniu bez problemu wyłapałem, które kawałki zostały stworzone przez Dallasa, a które przez Karla. Z reguły o wiele dłużej przychodzi mi przyzwyczajać się do kompozycji Tolera-Wade'a. Tak również było w przypadku najnowszego albumu, jednak po którymś przesłuchaniu polubiłem niemiłosiernie wgniatające w ziemię swoim tempem "The Inevitable Degradation Of Flesh", "Natural Liberation Of Fear Through The Ritual Deception Of Death" oraz niezwykle jak na Nile przebojowe "Supreme Humanism Of Megalomania".

Pochwała należy się Amerykanom za wokale, w szczególności Sandersowi, który prócz swojego grobowego mruczenia (którego jest tu dość dużo) postanowił poeskperymentować, co nie zdarzało mu się zbyt często ("Stones Of Sorrow" z debiutu). Jak się okazało, ten potężny blondas spróbował swoich sił nie tylko w "The Fiends Who Come To Steal The Magick Of The Deceased", ale jego ryki można usłyszeć również w oldschoolowym "Tribunal Of The Dead", wyróżniającym się świetnym riffem przewodnim i wielokrotnymi zmianami tempa "The Gods Who Light Up The Sky At The Gate Of Sethu" czy przez chwilę w otwierającym płytę "Enduring The Eternal Molestation Of Flame". Wyczytałem w wywiadzie z Karlem, iż była to spontaniczna decyzja - gdy w czasie przygotowywania materiału w domowym studio Sanders prezentował muzykom taśmy demo z własnymi kompozycjami i nagranymi do nich szkicami wokalnymi, to - niebędący już dziś członkiem Nile - basista Chris Lolis stwierdził, iż ten głos jest tak demoniczny i nienormalny, że należy go zachować. Jak widać, pomysł Lolisa został wcielony w życie, co niewątpliwie wzbogaciło muzykę. Poza tym dawno Sanders aż tak dużo nie ryczał. Ostatnim albumem, na którym aktywnie spełniał się jako wokalista był "In Their Darkened Shrines". Brakowało mi jego growlingów na "Annihilation Of The Wicked" czy na "Ithyphallic", dlatego cieszy to, iż od ostatniego albumu coraz więcej udziela się wokalnie. Gardło Dallasa jak było niezawodne, tak i pozostaje niezawodne i niezmiennie ten wyłysiały niedawno muzyk zdumiewa mnie siłą płuc oraz fantastyczną - jak na tak trudną formę artykułowania dźwięku - dykcją.

Kolejnym wielkim plusem "At The Gate Of Sethu" są partie perkusji Kolliasa, który już dawno przyzwyczaił fanów do swoich wielkich umiejętności i na tej płycie je potwierdza co rusz, popisując się wyborną techniką, przejściami, blastami i idealnie dopasowanymi zmianami tempa. Słychać, że muzyk czuje się wybornie w takiej konwencji i prócz nieludzko szybkiego blastowania potrafi cudownie mieszać w wolniejszych kompozycjach ("When My Wrath Is Done"). Jeśli chodzi o bas, to jak zwykle jest wtopiony w tło i nie odgrywa niestety większej roli. Po raz kolejny za nagranie gitary basowej odpowiadają Karl Sanders i Dallas Toler-Wade. Fatum basisty niemal od początku prześladowało Nile i jak widać - w dalszym ciągu prześladuje. Sanders i Toler-Wade pokazali swoją wysoką klasę przy solówkach gitarowych, które są pokręcone jak diabli, pędzą z prędkością światła, a jednak nie są pozbawione melodii i - co nie jest takie oczywiste w przypadku death metalu - nie nadużywają wajchy. Szczególnie zmiażdżyły mnie oba popisy Karla z niezwykle ciężkiego, złowieszczego i majestatycznego "The Chaining Of Iniquiotous", w którym namacalna i wyczuwalna na odległość jest fascynacja dokonaniami byłego gitarzysty Scorpions - Ulego Jona Rotha. Drugie solo z miejsca przywołuje ducha genialnego popisu "niemieckiego Hendriksa" z utworu "The Sails Of Charon" z płyty "Taken By Force".

Z albumami Nile jest tak, że fani bez problemu ulegną ich demonicznemu urokowi, doceniając niewątpliwy walor techniczny, kompozycyjny, a także zapał, który towarzyszy członkom zespołu. Nie zabraknie natomiast głosów krytycznych, które będą ubolewać nad tym, iż Nile zjada swój ogon i gra od lat to samo. Otóż kto jak kto, ale oni mają do tego prawo i jeszcze przez lata będą - miejmy nadzieję - grać swój egipski death metal. Oby na takim (lub wyższym) poziomie, jak na "At The Gate Of Sethu".

Przeczytaj: recenzja autorstwa Megakruka.

Komentarze
Dodaj komentarz »
niech nam żyje prezes klubu
universal_soul (gość, IP: 78.144.250.*), 2012-10-16 15:12:46 | odpowiedz | zgłoś
Takie coś pamiętam grało Pestilence 20+ lat temu, kiedy gatunek powstawał. Nie ma w tym aboslutnie nic oryginalnego - takie disco-polo (albo americano-polo) w wersji deatch metalowej. Chłopy umiejąc grać na instrumentach - niektóre części żywo przypominają Death z lat 80. Jeśli ktoś lubi death-metal z głową i klimatem niech sobie zapoda "Great Mass of Death" Septic Flesha i zapomni o tym dudnieniu
re: niech nam żyje prezes klubu
Marcin Kutera (wyślij pw), 2013-06-11 21:21:19 | odpowiedz | zgłoś
Nile to Nile, swoją drogą The Great Mass (Oceans of Grey, Apocalypse, Mad Architect - mistrzowskie) i Communion - Septic Flesh równie na mniej więcej takim samym poziomie zmiatają z podłogi.
Takie kapele jeszce ratują ten gatunek muzyczny
ocenka
Marcin Kutera (wyślij pw), 2012-10-10 23:27:07 | odpowiedz | zgłoś
10/10 jak nic. Piękności album
Ciekawostka
rockmetal rocks (gość, IP: 193.239.58.*), 2012-10-09 19:50:28 | odpowiedz | zgłoś
Autor recenzji wspomniał, że tematy egipskie pojawiały się co jakiś czas w twórczości metalowej i jako przykład podał "Powerslave" Iron Maiden. Przypomina mi się, że wieki temu czytałem artykuł śp. Tomka Beksińskiego, który kiedyś przetłumaczył tekst wspomnianego kawałka (znał świetnie angielski) i twierdził, że mimo okładki, tak naprawdę słowa dotyczą narkotyków i nie mają nic wspólnego z afrykańskim państwem.
re: Ciekawostka
DrJeep (wyślij pw), 2012-10-12 12:11:23 | odpowiedz | zgłoś
Mimo, że bardzo cenię tłumaczenia "Beksy" i bardzo lubiłem jego audycje (Trójka pod księżycem) to w tym przypadku jest to tylko jego interpretacja, odmienna od tego co sam autor chciał przekazać w tym utworze. Bruce Dickinson mówi, że Powerslave opowiada o umierającym faraonie, który choć jest bogiem, jest także niewolnikiem śmierci i swojej potęgi, ponieważ nawet gdyby tego nie chciał, wraz z nim muszą umrzeć wszyscy jego niewolnicy i budowniczowie piramidy (za Iron Maiden historia żelaznej dziewicy). Śmierć więc okazuje się tutaj największą potęgą zabierając faraona-boga i jego niewolników wbrew jego woli, gdyż on też jest Slave to the Power of Death. Można doszukiwać się tu metafory człowieka uzależnionego, któremu narkotyki dają złudę potęgi, ale w rzeczywistości prowadzą do śmierci. To jednak tylko interpretacja, a nie obowiązująca wykładnia i każdy ma prawo do własnej. Co do motywów z mitologii egipskiej w twórczości IM to pojawiają się również w Revelations.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (261 głosów):

 
 
65%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Nile

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Decapitated "Carnival Is Forever"
- autor: Megakruk

Cannibal Corpse "Torture"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?