- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nightwish "Imaginaerum"
Subtelny dźwięk nakręcania pozytywki... Raz, drugi, kolejny... Delikatna melodia zaczyna unosić się w powietrzu i tworzyć magiczny, ezoteryczny klimat. Po chwili dołącza męski głos, śpiewający po fińsku... Tak oto zaczyna się najnowsza studyjna płyta zespołu Nightwish, siódma w dyskografii i druga z nową wokalistką - Anette Olson.
Wraz z odejściem Tarji skończyła się pewna epoka w dziejach grupy i już nic nie miało być takie samo. Fani podzielili się na zwolenników wyboru Tuomasa w kwestii nowej wokalistki i na tych, którzy nigdy mu nie wybaczyli tego, iż nie zwerbował kogoś bardziej podobnego do poprzedniczki. Tak czy tak, moim skromnym zdaniem na tym rozstaniu Nightwish zyskał więcej niż Tarja. Okazało się, iż to nie ona jest tym "nocnym życzeniem", a sterem, żaglem i kompasem zespołu jest przede wszystkim Tuomas - wybitny kompozytor, czego dowodem jest chociażby "Imaginaerum". To właśnie jego autorstwa są wszystkie teksty i niemal cała muzyka na tym krążku (wyjątek: "The Crow, The Owl And The Dove" napisana przez Marco).
Poprzedni album Nightwish, "Dark Passion Play", zdaniem niektórych był niespójny i sprawiał wrażenie, jakby część materiału była pisana jeszcze pod stary wokal, a potem na szybko przearanżowana pod kątem Anette Olson. Jak to wygląda w przypadku "Imaginaerum"? O wiele lepiej, lecz więcej na ten temat za moment. Teraz zajmijmy się oprawą graficzną płyty.
Za niedużą cenę dostajemy porządnie wykonany, kilkunastostronicowy booklet ze wszystkimi tekstami utworów oraz zdjęciami członków zespołu z planu kręcenia filmu "Imaginaerum". W samym środku znajduje się cytat z Johna Keatinga, który idealnie przybliża założenie i ideę płyty. Jaki to cytat? Cóż, potraktujcie to jako zachętę do zakupu oryginału. A teraz, skoro wiemy już, jak to wszystko się prezentuje wizualnie, trzeba przejść do kwestii najważniejszej w muzyce: jak brzmi.
Po wstępie, zatytułowanym "Taikatalvi", nasze uszy uraczy dźwięk utwory wybranego na pierwszy singiel - "Storytime". Numer wybitnie przebojowy, niektórzy nawet mówią, iż popowy. W każdym razie idealnie nadawałby się do radia. Refren jest jednym z bardziej chwytliwych, jakie słyszałem od dawna. Wrzyna się w głowę i nie chce wyjść przez bardzo długi czas. Idealnie pasuje tu głos Anette, tworząc zwartą i wyrazistą całość. Następny jest "Ghost River" o zdecydowanie cięższym brzmieniu i mniej popowym klimacie niż poprzednik. W zwrotce poza damskim wokalem mamy jedynie bas i perkusję w tle, natomiast w przejściu i refrenie pałeczkę wokalu przejmuje Marco - basista grupy. Gitary Emppu w tym kawałku brzmią ostro i agresywnie. Utworowi nie można odmówić klimatu, jednak nie powala on na kolana. Ot, dobra kompozycja, nic więcej. Kolejny kawałek, kolejna zmiana. Po nieco popowym "Storytime" i ostrym "Ghost River" przyszedł czas na bluesowe "Slow, Love, Slow". Jak brzmi blues z etykietą Nightwish? Cóż, niezaprzeczalnie ciekawie. Kompozycja z refrenem śpiewanym na dwa głosy przez Anette i Marco, z bluesowymi zagrywkami Emppu i tłem innych instrumentów, które tworzą wspaniały i bardzo wyrazisty charakter utworu. Moim zdaniem to jedna z bardziej klimatycznych kompozycji na płycie. Jak widać, Nightwish poszerzył swoje horyzonty muzyczne, a to nie koniec tej ekspansji!
Odgłos tykającego zegara wprowadza nas w kolejną, wybitnie melodyjną kompozycje - "I Want My Tears Back". Jedna z szybszych i żywszych chwil tej płyty. Bez wątpienia rozrusza tłum na koncertach. Przeplatające się wokale Anette i Marco tworzą niesamowite wrażenie. Następny w kolejce jest mrocznie zaczynający się "Scartale", który już po chwili uderza w nas szarżującą perkusją i ciężkimi gitarami. Głos Anette w tym utworze brzmi czarująco! Środek kompozycji, łącznie z mówionym powitaniem w cyrku, należy do Marco, lecz wspaniały damski głos wraca do nas ponownie pod koniec. Kompozycja wybitna! Dalej jest instrumentalny "Arabesque", przesycony orientalnym klimatem, zabierający nas w mentalną podróż po krainach bliskiego wschodu. Zaraz po nim głos Anette śpiewa już tekst utworu "Turn Loose The Mermaids" o spokojnym, można by rzec nawet, iż melancholijnym klimacie. Interpretacja może być różna, lecz moim zdaniem wyraża on żal za tym, co dawno utracone, za tym, co każdy z nas porzucił gdzieś daleko za sobą i nie ma żadnych szans, aby to odzyskać. Jednak dość z refleksyjnych przemyśleniami, bowiem oto nadchodzi "Rest Calm" - dziewiąty numer na płycie. Zbudowany według starej, acz ulepszonej recepty jeszcze z "The Unforgiven" - ostra, ciężka zwrotka z mocnym wokalem Marco oraz delikatny refren z głosem Anette i akustyczną gitarą w tle. Choć patent stary jak świat - sprawdza się nie najgorzej i daje kompozycję, w którą bardzo miło jest się wsłuchać. Moim zdaniem drugim najlepszym na płycie numerem jest "The Crow, The Owl And The Dove". Akustyczny kawałek, do którego - jako jedynego na płycie - muzykę napisał ktoś inny niż Tuomas, mianowicie Marco. Wybitny, klimatyczny i o wspaniałym tekście (ponownie, interpretacja może być dowolna). Całość została oparta głównie o akustyczną gitarę, keyboard oraz przeplatające się damsko-męskie głosy. "Last Ride Of The Day" jest przystankiem przed ostatnim utworem na płycie. Energicznym i nawet pozytywnym, o całkiem chwytliwym refrenie. "Song Of Myself" jest epicką kompozycją podzieloną na cztery części - idealną i definitywnie najlepszą na płycie. Czwartą, ostatnią częścią jest klikuminutowy monolog natury egzystencjalnej, który zamyka ten wspaniały moim zdaniem album. "And there forever remains that change from G to Em"... Outrem jest tytułowy, instrumentalny utwór, gdzie wprawny słuchacz wyłapie muzyczne odniesienia do każdego z poprzednich numerów, zgrabnie wplecione w kompozycję, która tworzy spójną całość.
Pod nazwą "Imaginaerum" kryje się coś więcej niż tylko płyta. To także film, którego premiera będzie miała miejsce w 2012 roku. Scenariusz napisał oczywiście Tuomas. Zarówno fabuła obrazu, jak i teksty na płycie obracają się wokół tego samego motywu: historii starego kompozytora, który jest u schyłku swojego życia, nie pamiętającego tego, co wydarzyło się parę dni temu, jednak mającego w głowie doskonały obraz swojego dzieciństwa i młodości. Większość tekstów zostawia spore pole dla własnej interpretacji.
Jeśli chodzi o dźwięki, era post-Tarja w Nightwish charakteryzuje się "równouprawnieniem" muzyków. Nie ma już charakterystycznego, damskiego sopranu, wokół którego wszystko się kręciło. Czy to dobrze, czy źle? To już ocena indywidualna. Fakt faktem, iż z tego powodu Tuomas musiał się wzbić na wyżyny swojego kompozytorskiego talentu i stworzyć coś, co przebije wszystkie poprzednie dokonania jego zespołu. Czy to się udało? Kolejna sporna kwestia. Nietrudno będzie wybrać jakiś utwór z dorobku grupy, który będzie lepszy od tych na "Imaginaerum", jednak nie jestem w stanie wskazać bardziej spójnej, wymownej i intrygującej płyty niż ta. Każda kompozycja jest w innym klimacie, teksty są luźno związane ze sobą, a mimo to płyta jest perfekcyjną całością. Dodatkowym smaczkiem są różne, poukrywane w tekstach utworów, nawiązania do wcześniejszych dokonań formacji.
Definitywnie nie jest to płyta łatwa i bez wątpienia nie jest to stary Nightwish z czasów "Wishmaster". To coś nowego, urozmaiconego i cięższego w odbiorze niż poprzednie dokonania grupy. Czy warto posłuchać? Oczywiście! Płyta jest spójna, wyrazista i Anette ma wreszcie możliwość, aby się pokazać w kompozycjach stworzonych z myślą o niej, nie o poprzedniczce. Można dostrzec parę mniejszych czy większych niedociągnięć, ale nie w tym rzecz. "Imaginaerum" najlepiej brzmi słuchana od początku do końca, w całości i tak też trzeba ją postrzegać. Bez zbędnego rozdrabniania się.
Sporo tez folku, dużo wpływów muzyki filmowej.
Nightwish jest teraz bardziej uniwersalny i wszechstronny.
Wokal Anette bardzo różnorodny od zmysłowego przy jazzie po wiedźmę w Scaretale.
To w zasadzie nie metal a muzyka filmowa z wsadzonymi gdzieniegdzie gitarami.
p.s Turn Loose the mermaids to utwór to ostatniej drodze dziadka Tuomasa tak na marginesie
P.S. Ktoś podpowie może, czy wersja dwupłytowa gdzie na drugim dysku są wersje instrumentalne, warta jest kasy? Chodzi mi o to czy są to wersje po prostu bez wokalu czy też instrumentalnie też się różnią?
Z tego co pamiętam instrumentale są bez wokalu
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Machine Head "Unto The Locust"
- autor: Megakruk
- autor: Szamrynquie
Metallica "Beyond Magnetic"
- autor: Megakruk
Anette może, co najwyżej, dawać wokal w "ona tańczy dla mnie".