- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: New York Dolls "One Day It Will Please Us to Remember Even This"
W latach 70-tych New York Dolls byli kontynuatorami tradycji wywodzących się od The Who, The Stooges i MC5, stali się też prekursorami punk-rocka i poniekąd pudel metalu. Zdążyli wydać zaledwie dwie płyty zanim ostatecznie rozpadli się w 1977 roku. Potem była cisza. Ściślej mówiąc 27 lat ciszy. W 2004 roku, z małą pomocą Morriseya z The Smiths, New York Dolls powrócili na scenę. Tryumfalny powrót został jednak wkrótce tragicznie przerwany. Jeszcze w tym samym roku zmarł basista Arthur Kane. To jednak nie powstrzymało grupy (w której z oryginalnego składu pozostali już tylko wokalista David Johansen i gitarzysta Sylvain Sylvain) przed nagraniem trzeciej, a pierwszej po 32-letniej przerwie, płyty zatytułowanej przewrotnie "One Day It Will Please Us to Remember Even This".
New York Dolls XXI wieku to kwintesencja tego, co stanowiło fundamenty glam rocka i punku: mnóstwo nieskrępowanej niczym zabawy. Może otwierający płytę, zimny "We're All in Love" tego jeszcze nie zwiastuje, ale już następny "Runnin' Around" jest esencją rockowego szaleństwa, swobodą ekspresji i knajpianym pianinem przypominający The Rolling Stones z czasów "Exile on Main St". Gdy New York Dolls raz wjadą na te tory, pozostają na nich aż do końca. Są wesołe rock and rolle ("Dance Like a Monkey", "Gotta Get Away from Tommy", "Rainbow Store"), są nawiązania do muzyki lat 60-tych (przypominający "Substitute" The Who "Fishnets and Cigarettes"), ale New York Dolls radzą też sobie znakomicie na polu ambitniejszej muzyki pop rockowej. Przykładem jest "Dancing on the Lip of a Volcano", gdzie gościnnie zaśpiewał Michael Stipe z R.E.M. Innym gościem jest Iggy Pop, którego usłyszeć można w "Gimme Luv and Turn On the Light". Jeśli chodzi o spokojniejszą stronę płyty to "Plenty of Music" przypomina ballady The Ramones (nawet barwa głosu Davida zbliżona jest do barwy głosu Joeya Ramone). "I Ain't Got Nothin'" to świetny utwór nawiązujący do tradycji południowego rocka. Najlepsze wrażenie pozostawia po sobie jednak nostalgiczne "Maimed Happiness" z delikatnymi dźwiękami pianina oraz uroczą partią saksofonu pod koniec.
Z powrotami bywa bardzo różnie, a jeśli jakiś zespół nagrywa płytę po przeszło trzydziestoletniej przerwie to można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Miło, że New York Dolls nie dość, że potrafią zachować do swojej muzyki zdrowy dystans to jeszcze nagrali przyzwoitą, pozytywnie nastrajającą płytę, którą będzie przyjemnie wspominać nawet wiele dni od teraz.