- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nevermore "Nevermore"
"Nevermore" to pierwszy longplay amerykańskiej grupy o tej samej nazwie. Dla członków formacji nie był to jednak debiut na rynku muzycznym. Warren Dane (przypomnijmy, że w 2007 roku gościł na płycie Behemoth "The Apostasy") i Jim Sheppard (kiedyś nawet w Alice In Chains) wydali wcześniej trzy płyty z Sanctuary. Z kolei Jeff Loomis był muzykiem koncertowym tegoż samego zespołu. Van Williams nabierał doświadczenia w Pure Sweet Hell, gdzie grał razem z Jeffem. Wydana w 1995 roku debiutancka płyta to mieszanka łącząca w sobie kilka stylów - m.in. thrash i power metal.
Od razu rzuca się w oczy (mimo iż to dopiero pierwszy album grupy), że muzyka przez nią serwowana jest dojrzała i pełna. Członkowie Nevermore znakomicie się ze sobą rozumieją, wiedzą co chcą osiągnąć i do tego zmierzają. Kompozycje są rozbudowane, wokal oryginalny, a klimat niepokojący. Wszystko to składa się na niesamowity obraz albumu, który jest spójną całością podzieloną na osiem kawałków. Nie ma tu żadnego forsowania tempa, szaleńczego pędzenia przed siebie. W żadnej mierze nie widać punkowego rodowodu thrash metalu. Dobrze spisują się dodatkowe wokale, które nie rzucają się zbytnio w oczy, są dobrze umiejscowione i dopełniają głos wokalisty, potęgując ogólne wrażenie. Muzycy Nevermore uraczyli nasze uszy także kilkoma solówkami, które jednakże nie zasługują na zbyt wielkie wyróżnienie. Ot, tyle, że są i wpisują się klimat całego longplaya. Gitary są ciężkie, a tempo niejednostajne. Wszystko to składa się na niepowtarzalny klimat muzyki Amerykanów, która niezasłużenie jest w Polsce praktycznie nieznana.
"Nevermore" to wielce udany debiut zespołu. Nie sposób zaprzeczyć, że grupa ma swój wyraźny styl. Można jedynie żałować, że przesłuchanie wszystkich utworów ukradnie nam tylko ok. 43 minut z życia. Chciałoby się zdecydowanie więcej i chyba właśnie to stało się powodem, dla którego zremasterowana reedycja z 2006 roku została wzbogacona o pięć piosenek (cztery z nich pochodzą z dema nagranego w 1992 roku). Udany album, który powinien spodobać się fanom muzyki metalowej, szukającym alternatywy dla zespołów stawiających na utwory agresywne, ostre i dynamiczne acz proste technicznie. Nevermore stara się zapominać o punkowych korzeniach thrashu, kierując się w stronę muzyki progresywnej.
Recenzja? Wszystkie utwory na swoj sposób są zajebiste i po prostu to rozkosz dla ucha słuchać tej płyty od pierwszego do ostatniego dźwięku na płycie :)]]:P;). Mój ulubiony jak do tej pory album grupy.. :))]]:P
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Dismember "The God That Never Was"
- autor: Mrozikos667
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot