- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Neurosis "Souls At Zero (reedycja)"
Pojawienie się nowego albumu w 2016 roku oraz związana z tym trasa koncertowa po Europie, która niestety ominęła Polskę, to dobry powód, żeby przybliżyć fanom ciężkich brzmień moje ulubione dzieło Neurosis. "Souls At Zero" nie jest pierwszą płytą zespołu, z którą się zetknąłem. Zacząłem od "Through Silver In Blood ", ale była zbyt trudna w odbiorze dla młodego człowieka poznającego świat muzyki metalowej. Potraktowałem wtedy band jako niszową ciekawostkę. W latach 90. wychodziło rocznie tyle doskonałych płyt, że na kilka lat zwyczajnie zapomniałem o eksperymentatorach z Kalifornii.
Po pojawieniu się zespołów post-metalowych, jak Isis, postanowiłem sięgnąć po twórczość prekursorów, którzy mieli wpływ na powstanie tego gatunku. Wybór padł oczywiście na Neurosis. Chociaż pionierem sludge metalu jest Melvins, to Neurosis rozwinął ten gatunek tak bardzo, że dał podwaliny pod stylistykę post-metalową. Dopiero wtedy polubiłem i doceniłem dojrzały album "Through Silver In Blood ", który zawiera wiele nowatorskich elementów charakterystycznych dla tej konwencji. Poznałem również wcześniejszą płytę "Enemy of the Sun", na której dominują plemienne rytmy perkusyjne, będące jednym z wyznaczników stylu grupy.
Kolejno sięgnąłem po starsze nagrania i album "Souls At Zero" okazał się objawieniem. Pewnie dlatego, że już wcześniej zetknąłem się z hardcorem, a ta płyta jest bliska tej stylistyce. To pierwsze, prawdziwie innowacyjne, a zarazem przystępne dla słuchacza klasycznego metalu, dzieło zespołu. Zresztą moim zdaniem większość wydawnictw po "Souls At Zero" jest trudniejszych w odbiorze i wymagających od słuchacza poświęcenia większej ilości czasu.
Okładka jest nawiązaniem do wiklinowej kukły z filmu "The Wicker Man" z 1973 roku dotyczącego śledztwa prowadzonego przez policjanta w odosobnionej społeczności, zamieszkującej wyspę. Stróż prawa, służbista i zadeklarowany chrześcijanin, poszukując zaginionej dziewczynki, odkrywa, że miejscowa ludność kieruje się odmiennymi od akceptowanych przez niego zasadami i kultywuje pogańskie praktyki. Ten mistyczny dramat, kategoryzowany nawet jako horror, jest wart obejrzenia, ma też od lat wiernych fanów i jest pewną wskazówką do zrozumienia przesłania płyty Neurosis. Same nasuwają się słowa z klasycznego polskiego odpowiednika, czyli komedii "Miś": "Wiesz, co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest Miś na skalę naszych możliwości".
Jak opisać zawartość "Souls At Zero"? Tempo utworów sludge'owych jest powolne jak w doom metalu, a muzyka hipnotyzująca i zarazem depresyjna. Okazjonalnie pojawiają się szybsze partie. Ale samo brzmienie jeszcze wywodzi się z hardcore'a. Wykrzykiwane wokale też są jakby rodem z Nowego Jorku. Ale to wytrawny hardcore, bez wstawek rapcore'owych, co akurat do mnie bardzo przemawia. Słowem, może to być dziwna mieszanka dla początkowo zagubionego w tym wszystkim słuchacza.
Świat stworzony na "Souls At Zero" przywodzi na myśl jakieś industrialne społeczeństwo rodem z filmu science fiction. Muzyka mogłaby być soundtrackiem do obrazu filmowego, gdyby słuchacze byli w stanie wytrzymać takie nasycenie pesymizmu w ścieżce dźwiękowej. Przed słuchaczem przetacza się jak walec wizja upadku i zagłady cywilizacji. Klimat jest gęsty, a zarazem niepokojący. Środki dobrane są z wielkim smakiem i wyczuciem, szczególnie powściągliwie dodane efekty elektroniczne oraz klawisze doskonale współgrają z metalowym charakterem muzyki. Hipnotyzująca rytmiczna perkusja momentami przypomina jakieś tajemne rytuały.
Ale już zakończę zachwyty i przedstawię utwory. Pierwszy "To Crawl Under One's Skin" to sludge'owy klasyk, który rozpoczyna się mówionym intro z elektronicznym podkładem, po którym jest charakterystyczny gitarowy riff. W trakcie pojawiają się wyciszenia, w czasie których na pierwszym planie jest rytmiczna perkusja urozmaicona gitarowymi plamami dźwięku. Pod koniec jest też chwila na energetyczny noise z wokalami przypominającymi indiańskie zaśpiewy. Następny "Souls At Zero" jest utrzymany w średnim tempie, ma piękny motoryczny gitarowy riff przewijający się przez cały utwór. Pojawiają się też mocniejsze uderzenia hardcore'owe, uzupełnione wykrzyczanymi wokalami. "Zero" to krótkie instrumentalne nagranie, będące jakby dokończeniem poprzedniego utworu, to powtórka gitarowego riffu z "Souls At Zero" z podkładem wykonanym przez sekcję rytmiczną.
Następny "Flight" jest zdecydowanie metalowym punktem albumu opartym na agresywnym riffie i wykrzykiwanych wokalach. Pod koniec następuje wyciszenie i riff jest zastąpiony piękną solówką skrzypcową w stylu My Dying Bride. "The Web", czyli koncertowy klasyk z ciężkim gitarowym wstępem, przechodzącym w typowy dla tej płyty hardcore z wykrzykiwanymi wokalami. "Sterile Vision" to z kolei sludge'owy utwór z udanie wplecionym motywem trąbki. Jeden z moich ulubieńców na płycie "A Chronology For Survival" rozkręca się powoli, przechodząc w motoryczny riff z wybrzmiewającym w tle noisem. Pojawiają się przyspieszenia, w czasie których usłyszymy wreszcie kontrolowane metalowe szaleństwo. W połowie jest wyciszenie, w trakcie którego na pierwszy plan wysuwa się piękna skrzypcowa solówka w stylu My Dying Bride.
Kolejny "Stripped" to również agresywny utwór z motywami skrzypiec i fletu oraz solówką gitarową. Naprzemienne mocniejsze uderzenia z wyciszeniami dają piorunującą mieszankę. "Takeahnase", czyli koncertowy klasyk zespołu, to sludge'owy kawałek z mocniejszymi partiami gitar przeplatanymi spokojniejszymi momentami, dramatycznym wokalem oraz miejscami dogranymi głosami ludzi. Ostatni "Empty" to instrumentalny utwór oparty na melodyjnym motywie gitarowym.
Jako bonusy dodano wersje demo "Souls" oraz "Zero" różniące się od podstawowych mniejszym dopracowaniem szczegółów i krótszym czasem trwania. "Cleanse III" to z kolei skrócona koncertowa wersja utworu z płyty "Enemy Of The Sun", będąca sztandarowym przykładem plemiennych rytmów w wykonaniu Neurosis.
"Souls At Zero" to absolutnie wspaniały album, który przetrwał próbę czasu. Polecam go wszystkim, którzy rozpoczynają przygodę z muzyką Neurosis. Jest to płyta kompletna, chociaż jeszcze młodzieńcza. Nie ma tego wyrafinowania, gdy zespół korzysta ze sprawdzonych patentów, które tylko urozmaica dodatkowymi pomysłami. Mimo to cały czas trzyma słuchacza w napięciu. Oprócz wrażeń czysto estetycznych warto wziąć pod uwagę wielki wpływ, jaki zespół miał na powstanie post-rocka i post-metalu.
Ja właśnie od tej płyty zacząłem przygodę z Neurosis która trwa do dziś. Sięgnąłem również po 2 wcześniejsze albumy, ale to jednak inna bajka. Od Souls zaczyna się inna epoka w ciężkiej muzie. Jak to określił koleś z Yob - metal dzieli się na "przed Neurosis" i "po Neurosis". Jasne, nie wygrywają głosowań na najbardziej znaczącą kapelę metalową, ale to nieważne. Wystarczy popatrzeć na ilość kapel inspirujących się Neurosis. I chyba jako jedna z niewielu kapel nie nagrali dotąd gniota. Do Polski nie wpadli, ale latem wracają do Europy, więc kto wie ?
że 'Lateralus' Toola, album mantra, z dużą ilością plemiennych motywów, nawiązuje do Neurosis? Oczywiście nie bezpośrednio, Tool to zbyt wielka firma, by coś kopiować wprost.
Trudno powiedzieć, czy coś napiszę o Neurosis, aktualnie słucham trochę innej muzyki :)
Wg mnie niekoniecznie te motywy Tool musił kopiować z Neurosis, mogło tak wyjść spontanicznie poprostu
Gdyby na rockmetal.pl nie było recenzji, to chyba bym sam napisał :)
Neurosis nagrał jeszcze doskonałą płytę z Jarboe ze Swans w 2002 roku
Materiały dotyczące zespołu
- Neurosis