- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Neil Young "Prairie Wind"
Neil Young to jeden z tych artystów, których rozpoznać można zawsze i wszędzie. Czy nagrywa płyty hałaśliwe (jak "Ragged Glory", "Mirror Ball", albo "Greendale"), czy bardziej stonowane (jak "Harvest", albo "After the Gold Rush"), czy nawet gdy skusi się na eksperymenty pokroju "Trans", to jego styl, atmosfera jego utworów, i w końcu niepowtarzalny głos pozostają niezmiennie od blisko czterech dekad.
Najnowsza płyta Younga powraca do atmosfery bliskiej choćby klasycznemu już "Harvest", czerpiąc z tradycji amerykańskiej muzyki folk i country (krążek nagrany został w Nashville, a to zobowiązuje). Otwierający album, czarowny "The Painter" przyciąga uwagę urzekającą melodią, oraz subtelną aranżacją, z unoszącym się gdzieś w tle dźwiękiem gitary typu "slide". Jeszcze więcej przestrzeni dla przenikających się dźwięków niosą delikatne ballady takie, jak "Falling off the Face of the Earth", czy "This Old Guitar" (główny gitarowy motyw tej drugiej oparty jest na wcześniejszym utworze Younga, "Harvest Moon"). Senny, płynący leniwie "It's a Dream" z zawodzącymi skrzypcami jest jednym z piękniejszych fragmentów płyty. Neil potrafi czasem rozciągać takie cudeńka nawet do kilkunastu minut - to trwa zaledwie sześć i pół, ale mogłoby spokojnie płynąć drugie tyle. Kilka mocniejszych szarpnięć w struny gitary pojawia się w "No Wonder", a bardziej żywiołowe granie, wzbogacone sekcją dętą prezentują "Far from Home" i "He Was the King" (ten drugi to oczywiście rzecz o Elvisie). Album zamyka "When God Made Me" - podniosła pieśń z miękkim pianinem, gospelowym chórem i przejmującym głosem Younga w rolach głównych.
"Prairie Wind" to sentymentalna podróż do przeszłości, a jednocześnie głębsza refleksja nad przemijaniem, kruchością i ulotnością życia. Powody ku takiemu minorowemu nastawieniu Neil miał przynajmniej dwa: operacja tętniaka mózgu, której poddał się w marcu 2005 roku, oraz śmierć ojca artysty, Scotta Younga - uznanego pisarza i dziennikarza. Niemal każdy utwór przywołuje tutaj jakieś obrazy z dzieciństwa. I to nie tylko w tekstach, ale także w samej muzyce, bo Neil Young właśnie taki jest: jedno trącenie w struny gitary potrafi zastąpić u niego wiele słów.