- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Negative Creeps "Mutual Annihilation"
Negative Creeps to stacjonująca w Grecji kapela, która ma już na swoim koncie kilka wydawnictw - w roku 1999 wydali na swój koszt płytę "999", potem pojawiło się "Satancore" (2001) oraz "In Uterus Rebirth" (2002). Rok poprzedni to nowa pozycja - "Mutual Annihilation". Okładka płyty skojarzyła mi się momentalnie z obrazem, który oglądałem raptem kilka dni temu. Mowa tu o filmie "Piła", który - wbrew moim oczekiwaniom - zrobił na mnie znakomite wrażenie, swoim klimatem przypominając mi jeden z moich filmów wszechczasów, czyli słynne "Siedem".
Pierwsze skojarzenie było więc miłe. Potem było już tylko gorzej... Dźwięki, które znaleźć można na "Mutual Annihilation" to bardzo agresywny metalcore z nieco thrashowym zabarwieniem. Przeważają średnie tempa i ogromny ciężar - melodia czy też jakieś kombinacje są na płycie niemal niespotykane. Nastawienie w 100% na muzyczną miazgę... Ogólnie jest to w porządku, ale jak na mój gust jest to zdecydowanie "przyciężkawe". Podobne wrażenia zawsze miałem podczas mierzenia się z płytami Sepultury. Szacunek dla słynnych Brazylijczyków oczywiście mam, ich muzyka niby też ma coś w sobie... ale nic nie poradzę, że pomysły Maxa Cavalery nigdy do mnie nie przemówiły, głównie ze względu na uczucie swoistego "przytłoczenia" muzyką. Oczywiście Negative Creeps do Sepultury bardzo daleko, ale odczucia mam podobne o tyle, że "Mutual Annihilation" niby jest niezła, ale mnie osobiście nieco męczy. Wspomniana przyciężkawość, buczące gitary, bardzo siłowy wokal, proste zagrywki sekcji. Brak dramaturgii i panuje tu swego rodzaju monotonia. Pewnie, że są tu fajne numery ("Human Crossbreed", "We Come For Your Ass"), że w innych pojawiają się ciekawe riffy ("Lateral Losses", "Lapitation Of The Murine Race", "Eyeball Dribling"), kiedy wszystko to, to jak dla mnie jest za mało. Po prostu mi ta płyta nie podeszła...