- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nazareth "Rampant (reedycja)"
"Rampant" jest trzecim kolejnym albumem Nazareth wyprodukowanym przez basistę Deep Purple Rogera Glovera - po "Razamanaz" (1973) i "Loud'n'Proud" (1974). Jednocześnie pierwszym, który został nagrany poza granicami Wysp Brytyjskich, bo w Szwajcarii. Wokale oraz ostateczne zmiksowanie wykonano jednak w Londynie. Jest to piąta według chronologii płyta kapeli, wydana została w maju 1974 roku. Wtedy uważano grupę za zespół grający podobnie do Deep Purple, więc muzycy występowali na trasach wspólnie (Nazareth jako support). To był okres bardzo intensywnej pracy formacji, bo przez piętnaście miesięcy stworzyła i wydała trzy krążki, jednocześnie koncertując.
Warto zauważyć, że wydawnictwo poprzedza powstałą rok później najsłynniejszą płytę ekipy ("Hair Of The Dog") i już słychać na nim zapowiedzi legendarnego dzieła, bo "Rampant" jest jedną z lepszych i ciekawszych propozycji zespołu w całej twórczości. Charakteryzuje się brzmieniem hardrockowym, nawiązującym do bluesowych korzeni. Nie zawiera błahych piosenek ocierających się o inne style muzyczne, co często ma miejsce na pozostałych albumach bandu. Partie gitary zrealizowane są jakby z lekko przesterowanym dźwiękiem dodającym rockowego smaku. A w nagrywaniu dwóch kompozycji jako gość uczestniczył nawet Jon Lord, który zagrał na fortepianie.
Jeżeli chodzi o szczegóły dotyczące zawartości muzycznej longplaya, rozpoczyna go udana kompozycja "Silver Dollar Forger (Parts 1 & 2)", podzielona na dwie różniące się tempem części. Potem słyszymy "Glad When You're Gone", najsłabszy w zestawieniu. Także mieszane uczucia może wywołać "Shanghai'd In Shanghai", który był co prawda singlowym przebojem, ale do wybitnych propozycji zaliczyć go nie można ze względu na prosty rock'n'rollowy rytm. Zawiera za to krótki cytat z "(I Can't Get No) Satisfaction" The Rolling Stones i to poprawia jego ocenę. Kolejne tytuły już nie powinny nikogo zawieść. Ani "Loved And Lost", świetna ballada z klimatycznymi solówkami gitar i stonowanym wokalem. Ani "Jet Lag", gdzie trochę buja w rytmie bluesa, z objęć którego wyrywają nas ostre riffy i dają znać o sobie gitarowe frazy w psychodelicznym posmaku. Ale finał kompozycji jest już wybitnie bluesowy.
Jednym z najlepszych kawałków jest wyśmienity "Light My Way" sunący w wolnym tempie z ostrym gitarowym podkładem, opowiadającym wokalem McCafferty'ego i progresywnymi frazami Charltona w solówkach. No i wreszcie "Sunshine", prawdziwa nastrojowa ballada rockowa pierwszej jakości o pięknej melodii z wysmakowanymi partiami gitary, od brzmienia akustycznego począwszy do bluesrockowej solówki na zakończenie. Dla mnie prawie najlepsza piosenka w stawce. Dlatego prawie, bo zaraz potem mamy dwa połączone ze sobą, doskonałe nagrania. Pierwsze to zamaszysta i efektowna wersja "Shapes Of Things" zespołu The Yardbirds i już autorski kawałek "Space Safari" z elementami space rocka. Ten zestaw jest bez wątpienia ozdobą krążka i jego najciekawszym fragmentem. Dodatkowy słabiutki numer "Down" zapewne dołożono tylko po to, aby wydłużyć całość do około czterdziestu pięciu minut, ale zupełnie niepotrzebnie, bo bardzo skutecznie obniża poziom.
Czuję wielki sentyment do tych nagrań. Po prostu utwory z "Rampant" usłyszałem jako pierwsze z dokonań Nazareth w swoim życiu i do dziś pamiętam wrażenie, jakie towarzyszyło mi dawno temu, gdy ich słuchałem. W szczególności dotyczy to numeru "Shapes Of Things / Space Safari". Dla mnie ta muzyka wcale się nie zestarzała, chociaż jest trochę inna w porównaniu do współczesnych rockowych brzmień, ale wyraźnie słychać w niej... duszę.
Materiały dotyczące zespołu
- Nazareth