- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nazareth "No Mean City (reedycja)"
"No Mean City" to dziesiąty album grupy Nazareth, nagrany w pięcioosobowym składzie. Do formacji dołączył drugi gitarzysta Zal Cleminson, który przyszedł z Sensational Alex Harvey Band. Producentem został, jak na poprzednim wydawnictwie "Expect No Mercy", Manny Charlton. Krążek ukazał się w styczniu 1979 roku. "No Mean City" ("Nie byle jakie miasto") charakteryzuje się powrotem do typowego hardrockowego brzmienia. Nie słychać tutaj zbyt wiele naleciałości country, boogie czy funky. Mniej odczuwalny jest także wpływ stylistyki bluesowej.
Płytę otwiera rock'n'rollowy "Just To Get Into It". Niezłym nagraniem jest przebojowe "May The Sunshine" z elementami ballady folkowej. Doskonale prezentuje się w formie ciężkiego rocka "Simple Solution", którego autorem jest Cleminson. Jest to jeden z najlepszych numerów w zestawieniu. "Claim To Fame" charakteryzuje się szczególnie drapieżnym wokalem i ciekawymi psychodelicznymi gitarami. Wyróżnić można balladę "Star" z dynamicznymi solówkami. "Whatever You Want Babe" jest ładną melodyjną piosenką, a "What's In It For Me" to kolejny rock'n'roll.
Najciekawszym kawałkiem jest tytułowy "No Mean City" - najdłuższa kompozycja, trwająca ponad sześć minut, pod którą podpisała się czwórka, tak jak to kiedyś bywało, czyli Agnew - Charlton - McCafferty - Sweet. Longplay zawiera osiem nagrań i trwa prawie trzydzieści osiem minut. Reedycja na kompakcie zawiera tylko dwa utwory dodatkowe. Pierwszy to singlowa wersja "May The Sunshine", a drugi instrumentalny, łagodny "Snaefell" autorstwa Charltona i Cleminsona, w stylu rocka progresywnego.
Album ma tytuł taki, jak powieść "No Mean City" autorstwa Alexandra McArthura i Herberta Kingsley'a Longa, opublikowana w 1935 roku i wydana w Polsce jako "Było sobie Glasgow". Opisuje przemoc, walki gangów i rozwiązłość obyczajów właśnie w tym mieście.
Okładkę krążka ozdabia rzecz niezwykła i niepowtarzalna w historii kapeli - obraz namalowany przez Franka Frazzetta, na którym widzimy koszmarnego stworka - trolla o imieniu Fred, trzymającego w obydwu rękach olbrzymie ostrza brzytew.
Moim zdaniem to bardzo dobry album, ale być może mało znany wśród słuchaczy rocka. Manny Charlton powiedział swego czasu: "'No Mean City' jest jednym z najlepszych albumów, które zrobiliśmy - to czysty Nazareth". Można się z nim zgodzić. Zasadniczo nie ma się tutaj do czego przyczepić. Słychać wiele elementów brzmieniowych oraz klimat nawiązujący do początku i połowy lat siedemdziesiątych, kiedy muzycy grali klasycznego i świetnego hard rocka. Godny polecenia fanom muzyki z tamtego okresu, szczególnie miłośnikom ekipy.
Materiały dotyczące zespołu
- Nazareth
Magiczne cudowne wspomnienia z pierwszego odtwarzania na gramofonie fonika Fryderyk.Dzis nie do zrozumienia zapewne tamte cudowne odczucia.Wzruszenie jak patrzę na samą okładkę... szkoda słów... trzeba to było przeżyc...