- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nagrobki "Stan prac"
Już na pierwszym dziele wydanym pod nazwą Nagrobki duet pokazał się od ciekawej strony. Zawartości opublikowanego na początku 2014 r. minialbumu "Pańskie wersety" nie wystarczyło nazwać post-punkową. Utwory przygotowane przez Adama Witkowskiego i Macieja Salamona były mroczne, dowcipne, energiczne i nawet trochę ekstrawaganckie. To kazało się spodziewać, że również "Stan prac" będzie interesujący - o ile kapela nie "znormalniała" i nie nagrała albumu przeciętnego.
Nietypowe jest już opakowanie. Gdy pierwszy raz zobaczyłem fizyczne wydanie "Stanu prac", przez dłuższą chwilę się zastanawiałem, co to właściwie jest - album czy co innego. Płytę umieszczono w kartonowej kopercie ze zdjęciem z jednej strony i listą utworów z drugiej. W oczy jednak najpierw rzuca się większy arkusz papieru, który zastąpił tradycyjną książeczkę. W zestawie znalazła się złożona, kilkustronicowa gazeta, oprócz tekstów i podstawowych informacji o albumie zawierająca jeszcze m.in. wywiad z Adamem Witkowskim i trzy gotowce recenzji: entuzjastyczny, neutralny i negatywny. Taki komplet umieszczony został w woreczku strunowym i jest przede wszystkim niepraktyczny do przechowywania, zwłaszcza wśród tradycyjnie zapakowanych płyt, ale też efektowny.
Wszystkie dziewięć utworów na "Stanie prac" ma razem niecałe pół godziny, co nie robi dobrego wrażenia. Zawartość albumu szybko jednak wciąga i pozwala przestać myśleć o czasie, który został do końca. Intrygujący jest już sam początek. Po złowieszczo brzmiącym, minutowym intrze ze spowolnionym, nagranym od tyłu głosem, można by się spodziewać satanistycznego metalu. Zamiast tego słuchacz otrzymuje dwa kawałki zimnofalowe. Chociaż oba mogą przypominać muzykę naprawdę zarejestrowaną w Polsce lat 80., łącznie z przestrzenną solówką gitarową w drugim z nich, to równocześnie odświeża je właśnie brzmienie partii tego instrumentu, w tym toporny, stonerowy riff w tym samym kawałku. Teksty są niby ponure i lekko depresyjne, a w "Bladym świcie" wyrażana jest też niechęć do życia, a jednak autorzy podeszli do tematów w sposób żartobliwy i z dystansem do siebie.
"Zaraza" prezentuje już inny styl. Byłaby to może jedynie chwytliwa, punkrockowa piosenka, gdyby nie to, że co chwilę, na zmianę z wokalem, wchodzi w niej generowany głównie przez dęciaki jazgot, który nie tylko winduje utwór artystycznie od strony muzycznej, ale też współgra z tekstem, kreując wrażenie wybuchającej paniki.
Ordynarnie brzmiącym, marszowym początkiem "Ja" rozwiewa wątpliwości - zawartości "Stanu prac" nie da się łatwo przypisać do żadnego gatunku. Zrozumieć, co Adam Witkowski i Maciej Salamon mieli w głowach, gdy nagrywali ten album, może pomóc fakt, że do współpracy trójmiejski duet zaprosił muzyków związanych m.in. ze sceną yassową. "Ja" zawiera również żartobliwą strofę, w której zespół przedstawił się chyba najlepiej, jak tylko się dało: "Jesteśmy nagrobki, czarne nagrobki, buźki mamy czarne, w sercach mamy zło". Warto wiedzieć, że to właśnie te słowa "ukryte" zostały w "Intrze".
W stosunku do wersji z "Pańskich wersetów", utwór "Na śmierć zapomniałem" rozbudowany został o improwizacyjną wstawkę, która nie wypadła genialnie, ale za to odpowiednio przygnębiająco. Jeszcze lepiej na emocje działa refren. Głos wokalisty, w porównaniu do wykonania z minialbumu, jest tu mniej wściekły i bardziej rozpaczliwy.
Kolejne dwa utwory nic nowego do stylu duetu nie wnoszą. "Jesteśmy martwi" to prostu chwytliwa, punkowa piosenka, a zimnofalowy "Nie mam ci nic do powiedzenia" robi wrażenie najsłabszego utworu w zestawie, chociaż ma dobry, poważny tekst. Zaraz po nich następuje jednak kapitalne zwieńczenie albumu - pogrzebowo zaczynający się "Dla Grzesia", z przyprawiającymi o ciarki rozkoszy dęciakami i ze słowami, którymi można podsumować całe przesłanie Nagrobków: "Cokolwiek robię - robię śmierć".
Trójmiejski duet na "Stanie prac" wykazuje równocześnie i wierność określonej wizji, i swobodę artystyczną. Co ciekawe, celowo lub nie, przedstawia swoją twórczość jako mniej oryginalną, niż w rzeczywistości jest. Dotyczy to szczególnie dwóch utworów. "Ja" opisany jest jako cover Samorządowców. Można więc pomyśleć, że muzycy Nagrobków nie są jego autorami - jeśli się nie wie, że wymieniona grupa była duetem tworzonym przez Adama Witkowskiego i jego córkę Maję. Jeszcze ciekawiej ma się sprawa z "Zarazą". Nagrobki opisały go jako "prawie cover", luźno inspirowany utworem zespołu Thee Oh Sees, ale podobno same nie potrafią ustalić którym, więc jakiekolwiek współautorstwo ze strony Amerykanów nie jest pewne.
Nie oznacza to jednak, że zapożyczenia i nawiązania do cudzych dzieł na "Stanie prac" nie występują. Refren "Dla Grzesia" wzięty został z "Będziesz moją Panią" autorstwa Marka Grechuty - ale Nagrobkom chodziło o zupełnie inną damę, więc jest to zabawna gra z oryginałem. Podobnie odmiennym spojrzeniem na klasykę może być "Niedziela", która tekstowo zdaje się luźno nawiązywać do "To ostatnia niedziela" z dwudziestolecia międzywojennego. Co do intra albumu, podobnie zaczyna się chociażby "Schizophrenia" Sepultury. Ponadto po kilku przesłuchaniach "Blady świt" przypomniał mi "Dzieci" Elektrycznych Gitar, ale to już dalekie skojarzenie.
"Stanem prac" Nagrobki potwierdziły swoją nietuzinkowość. Stylistycznie twórcy przeskakują na nim głównie między zimną falą a piosenkowym punk rockiem, nie bojąc się jednak ani trochę ulegać wpływom innych gatunków. Na ograniczenia zdecydowali się za to w dziedzinie tekstów, często dowcipnych, ale nie głupich. Nad całością dominuje więc ciekawa, pomysłowo zrealizowana koncepcja. W połączeniu dało to powiew świeżości, będący w stanie tak wypełnić słuchacza, by nie przeszkadzało mu, że album trwa poniżej pół godziny. Czas ten został dobrze wykorzystany - "Stan prac" nie jest za krótki, lecz w sam raz. Pozytywne wrażenia można wynosić ze słuchania i pojedynczych utworów, i całości - od początku do nieuchronnego końca.
Materiały dotyczące zespołu
- Nagrobki