- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Nader Sadek "In The Flesh"
Niedawno w recenzji nowego krążka Morbid Angel wspomniałem, że postaram się napisać o płycie grupy Nader Sadek, w której za wokale odpowiada były członek MA Steve Tucker. Oto recenzja "In The Flesh".
Pierwszą rzeczą wartą wspomnienia jest fakt, że Nader Sadek to nie tylko nazwa zespołu, ale przede wszystkim nazwisko egipskiego artysty i designera, który zebrał pod swoim kierownictwem grupę ludzi mającą wcielić w życie jego koncepcje. Odpowiada on w zespole za ogólny kształt utworów oraz kilka tekstów. Warto wspomnieć, że wszystkie kompozycje traktują o szeroko pojętych zagrożeniach wynikających z uzależnienia obecnych społeczeństw od ropy naftowej. Mamy więc do czynienia z proekologicznym przekazem.
Album został nagrany w składzie: Steve Tucker (eks Morbid Angel) - wokale; Rune Eriksen (eks Mayhem, a obecnie m.in. Aura Noir) - gitara; Flo Mounier (Cryptopsy) - perkusja; no i oczywiście sam Nader Sadek, który gdzieniegdzie udziela się wokalnie, jest również producentem płyty. Basistą sesyjnym był Nicholas McMaster, zaś obecnie cztery struny szarpie nasz Marcin "Novy" Nowak. Poza nimi na płycie możemy usłyszeć całą plejadę gości: Mike Lerner, Attilla Csihar, Destructhor, Tony Norman czy Travis Ryan.
Mniejsza jednak o to, w końcu najważniejsza jest muzyka. A ta jest godna uwagi. Generalnie kapela proponuje nam techniczny death metal utrzymany, z nielicznymi wyjątkami, w dość szybkich tempach (brawo dla Mouniera). Czerpie z różnych źródeł inspiracji, dodaje jednak sporo od siebie. Oczywiście niektóre utwory przypominają dość mocno to, co robił Tucker jeszcze w Morbid Angel ("Petrophillia", "Mechanic Idolatry"), a nawet słychać echa Cannibal Corpse w drugiej części "Soulless" (to moje subiektywne odczucie). Najbardziej "morbidowy" jest chyba właśnie "Mechanic Idolatry" - potężny wałek z niesamowicie klimatycznymi solówkami pod koniec. W ogóle sola są bardzo mocnym punktem płyty. Zarówno Mike Lerner ("Petrophillia", "Soulless", "Mechanic Idolatry", "Sulffer", "Nigredo In Necromance"), Destructhor ("Soulless", "Nigredo In Necromance"), jak i Tony Norman ("Exhaust Capacitor", "Soulless", "Mechanic Idolatry") świetnie wpisują się swoją grą w momentami nieco schizofreniczny klimat utworów Nader Sadek.
To, co jest wyróżnikiem stylu formacji, to efektowne zwolnienia i przełamania konstrukcji kompozycji (choćby "Petrophillia", "Soulless" czy wprost fantastyczna zmiana tempa w "Sulffer") czy eksperymenty brzmieniowe (kobiecy wokal w "Of This Flesh"). Generalnie jednak eksperymenty przeprowadzone są w ramach gatunku i spełniają swoją funkcję, czyli urozmaicają te gęste od uderzeń perkusji utwory, budują też specyficzny klimat. Ciężko powiedzieć o "In The Flesh", że jest krążkiem niespójnym stylistycznie, co z łatwością można zarzucić "Illud Divinum Insanus" Morbid Angel.
Na koniec zespół zostawił instrumentalny, nieco różniący się od reszty "Nigredo in Necromance" - wolny numer, w którym postawiono na groove i klimat. Wpływ na taki, a nie inny klimat płyty może mieć też brzmienie albumu - nie całkiem czyste, znam człowieka mówiącego o takiej produkcji, że jest "zabagniona", może to dobre określenie. W każdym razie o ile lubię selektywne dźwięki, tym razem nie mam do zespołu większych pretensji, ponieważ razem z muzyką brzmienie tworzy spójną całość.
Powiem wprost - to mogłaby być kolejna płyta Morbid Angel. Wokalnie Tucker nie odstaje od Vincenta. Eksperymenty brzmieniowe są wyważone i mieszczą się w ramach stylistycznych, które wyznacza death metal. O ile Morbid Angel na swym ostatnim krążku na flircie z nowymi brzmieniami mocno stracił, a eksperymenty poszły moim zdaniem w niewłaściwą stronę, to Nader Sadek przy pomocy nieco innych środków wyrazu stworzył po prostu swój dość oryginalny styl. Jedno z większych deathowych odkryć i duża niespodzianka dla mnie osobiście. Czekam z niecierpliwością, jak sytuacja się rozwinie.
Może to i nieobiektywne, ale jestem maniakiem takiego stylu death metalu. Wciągnął mnie w to chory MA i MC.
Album bardzo nawiązuje do 4-ki Morbid Angel. Aranżacje gitar bardzo przypominaja aranżacje Treya (pewnie też i sladowo Erika Rutana) własnie z tego albumu.