zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku wtorek, 3 grudnia 2024

recenzja: My Dying Bride "The Light at the end of the World"

27.07.2000  autor: Miki(S)
okładka płyty
Nazwa zespołu: My Dying Bride
Tytuł płyty: "The Light at the end of the World"
Utwory: She is the Dark; Edenbeast; The Night he Died; The Light at the end of the World; The Fever Sea; Into the Lake of Ghosts; The Isis Script; Christliar; Sear me III
Wykonawcy: Aaron Stainthorpe - wokal; Andrew Craighan - gitara elektryczna; Ade - gitara basowa; Shaun Steels - instrumenty perkusyjne; Jonny Maudling - instrumenty klawiszowe
Wydawcy: Peaceville Records
Premiera: 1999
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Światło na końcu tunelu naszego życia jest tylko złudzeniem. Bo za nim nie ma pięknego i sprawiedliwego świata. Jest tylko cierpienie, samotność i tęsknota. Bogowie miotają nieskończenie małą figurką człowieka niczym drewnianą marionetką. Oszustwa i szyderstwa otaczają nas ze wszystkich stron.

Ten album My Dying Bride jest powrotem do korzeni i wspaniałego brzmienia, które - wydawało się - już zagubiliśmy. Znów towarzyszą temu Dziełu uczucia i emocje, tak piękne oraz niesamowite jak na "Turn loose the Swans" czy "Angel and The Dark River". Elektronika i eksperymenty dźwiękowe ustąpiły miejsce tej absolutnie niepowtarzalnej atmosferze desperacji, rozpaczy i smutku. Nie można jednak powiedzieć, że MDB powiela stare schematy i nie szuka niczego nowego albo wręcz idzie na łatwiznę. Ten album to po prostu mistrzostwo jeśli chodzi o formę i treść. To najlepsze elementy przeszłości połączone z mnóstwem nowych, niespotykanych pomysłów.

Znów wszystkie słowa wyśpiewane przez Aarona pełne są uczuć i emocji, czasami naprawdę wielkiej energii. Nikt tak jak on nie odmaluje załamania i bezsilności (utwór "She is the Dark" z niesamowitymi przejściami od chwilowego spokoju aż po prawdziwą burzę dźwięków), tęsknoty (tytułowy, bardzo poetycki "The Light at the end of the World" - opowieść o rozdzielonych przez bogów kochankach, którzy nie spotkają się przez całą wieczność) lub miłości (piękna, kolejna część romantycznego cyklu - "Sear Me III"). Dziwne postacie, miejsca ze snów, zapomniane dramaty ludzkie ożywają w dźwiękowym spektaklu. Tylko wyobraźnia stawia słuchaczowi granicę w interpretacji kolejnych utworów.

Gitary i perkusja jak zwykle u MDB na bardzo wysokim poziomie. Uderzają momentami z ogromną siłą, by później nagle zamilknąć. Instrumenty elektroniczne pozostają w tle, czasami tylko stają się bardziej wyraziste (początek "Edenbeast", uspokajająca, akustyczna wstawka pośrodku "Christliar"). Brzmienie całości jest bardzo klarowne, momentami wręcz symfoniczne. Brak mi jedynie cudownych skrzypiec, tak charakterystycznych dla poprzednich dokonań grupy. Określenie doom/poetic metal jest puste i nie wyraża choćby części tego, co stworzył MDB.

Tęsknicie za prawdziwymi uczuciami, mrocznym pięknem? Chcecie muzyki która nie jest syntetyczną, sztuczną, przetworzoną papką dla mas? Sięgnijcie po "The Light at the end of the World"! Może zafascynuje was tak jak mnie?

Komentarze
Dodaj komentarz »