- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Morr "Morr"
Początki zespołu Morr sięgają września roku 2000. Pomimo sporych problemów personalnych w kolejnych latach udało się zarejestrować sporo materiału: najpierw pięciootworowe demo "Fight To Kill" (2001), potem wydawnictwo "Dracula" (cztery numery, 2002), a następnie "Grunwald 1410" (2003). Wreszcie w roku 2004, już w ustabilizowanym składzie, udało się zarejestrować materiał "Morr", o którym będzie mowa poniżej.
Muzyka na tej płycie to bardzo sprytne połączenie klasycznego heavy metalu, z całą jego zadziornością i dynamiką, grania bardziej klimatycznego oraz sporej ilości rockowej wręcz melodyki: takie połączenie stylistyk Iron Maiden oraz Nightwish z dużą dawką melodii. Z Dziewicą kojarzą się partie gitar - melodyjne solówki ("Życia smak", "Otchłań") oraz zgrabne riffy ("Morr", znów "Życia smak") mające w sobie sporo drapieżności, a także miarowa gra perkusji. Do muzyki tworzonej przez Finów zbliża Morr brzmienie klawiszy ("Sen skazańca", "Końca czas", "Obcy świt"), natomiast melodyjność zapewniają nienatrętnie chwytliwe linie wokalne. Jak napisałem, elementy te udało się zespołowi połączyć w jedno z dużym wyczuciem w taki sposób, że są one jedną, ciekawą całością, a żadna ze składowych nie jest przysłowiowym kwiatkiem do kożucha. Z muzyką dobrze korespondują teksty, a także wokal Daniela Klimczaka, który szczęśliwie nie stara się naśladować żadnego z Wielkich Głosów Metalu, ale ma swój własny styl i rozpoznawalną manierę wokalną. Numery są całkiem rozbudowane, gdyż trwają średnio (nie wliczając krótkich "Intro", "Outro" oraz "Heavy Metal Rangers") po pięć minut + w sam raz, żeby się rozkręcić, ale i nie znudzić.
W efekcie mamy tu dobry i równy materiał, który zasługuje na uznanie. Szczególnie warto zwrócić uwagę na takie numery jak utwór tytułowy, świetne "Sen skazańca", chwytliwą pół-ballada "Końca czas" czy dynamiczne "Obcy świt". A że jeszcze chłopaki z Morr mają poczucie humoru i potrafią stworzyć miniaturkę "Heavy Metal Rangers", nawiązującą do obfitującego w powalające efekty specjalne (hehehe...) oraz zawiłą akcję (podwójne hehehe...) serial "Power Rangers", to tylko jeszcze jeden plus dla nich.
Dobry album. Oby na następnych płytach zespołowi udało się najmniej utrzymać ten poziom.
Materiały dotyczące zespołu
- Morr