zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

recenzja: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"

9.04.2013  autor: Dominik Zawadzki
okładka płyty
Nazwa zespołu: Morbid Angel
Tytuł płyty: "Illud Divinum Insanus"
Utwory: Omni Potens; Too Extreme!; Existo Vulgore; Blades for Baal; I Am Morbid; 10 More Dead; Destructos VS the Earth / Attack; Nevermore; Beauty Meets Beast; Radikult; Profundis - Mea Culpa
Wykonawcy: David Vincent - gitara basowa, wokal; Trey Azagthoth - gitara; Destructhor - gitara; Tim Yeung - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Season of Mist
Premiera: 6.06.2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 4

Już na wstępie zaznaczam, że od dawna nie jestem wielkim fanem death metalu, co dla wielu z Was może oznaczać, że nie powinienem się wypowiadać na jego temat. Był jednak moment w moim życiu (fakt, dawno temu), kiedy bardzo kręciły mnie te klimaty, słuchałem właściwie wszystkiego z tego nurtu. Później mi przeszło, moje zainteresowania muzyczne zaczęły oscylować wokół lżejszego grania, ale większość deathowej klasyki zdążyłem poznać. Teraz praktycznie nie słucham tej muzy, ale ciągle uważam za kultowe trzy kapele. Te zespoły to Death, Vader i Morbid Angel. Niekoniecznie w tej kolejności. To są (i były - w przypadku Death) naprawdę świetne grupy, nie bezsensowne łojenie, ale przemyślany w każdym calu hałas. Death już nowej płyty nie nagra, Vader i Morbid wydały swoje ostatnie albumy mniej więcej w tym samym czasie w 2011 roku. "Welcome To The Morbid (nomen omen) Reich" Vadera zostało tu już dość szeroko opisane i skomentowane, nikt natomiast nie zajął się nowym krążkiem Morbid Angel. Drugim powodem napisania tej recenzji jest fakt, iż w tym samym 2011 roku (i to miesiąc wcześniej) światło dzienne ujrzał debiutancki album grupy Nader Sadek, w którym to zespole struny szarpie i śpiewa były frontman Morbidów Steve Tucker. Pozwoliłem sobie więc porównać oba albumy, gdyż, jak myślę, są ku temu podstawy. Za jakiś czas, mam nadzieję, będziecie mogli przeczytać, co myślę o tamtym krążku. A teraz o Morbidach.

Na nową płytę Amerykanie kazali czekać fanom bardzo długo, wszak ostatnim albumem Morbid Angel był "Heretic" z 2003 roku. Poprzeczka była postawiona wysoko, jak zwykle w przypadku powrotów po latach. Drugą sprawą, podnoszącą ciśnienie fanom, było to, że zespół miał nagrywać w klasycznym składzie (Vincent, Azagtoth, Sandoval). Niestety kontuzja wymusiła zmianę na stanowisku perkusisty i Pete'a zastąpił Tim Yeung, znany choćby z debiutanckiego krążka Hate Eternal (którego frontmanem jest były gitarzysta Morbidów Erik Rutan, jeden z producentów "Illud Divinum Insanus"). Skład uzupełnił Thor "Destructhor" Myhren znany z Zyklon. W tym zestawie personalnym Anioł nagrał płytę, która podzieliła słuchaczy - z przewagą tych niezadowolonych. Na krążku pojawiło się bowiem kilka eksperymentów stylistycznych, niespecjalnie pasujących do wcześniejszych dokonań chłopaków z Florydy. David Vincent bronił się wprawdzie w wywiadach, że podobne utwory zawsze pojawiały się na płytach zespołu, tyle że zawsze gdzieś na końcu listy, więc nie rzucały się w oczy. Coś w tym może być, ale kawałki, o których mówi lider kapeli, to zazwyczaj były raczej utwory instrumentalne, na "Illud..." mamy jednak regularne piosenki i trudno ich nie zauważyć.

Już początek daje do myślenia. "Too Extreme!" (symptomatyczny tytuł) to coś w rodzaju techno - deathu, utwór dość trudny do strawienia dla osoby przyzwyczajonej do zupełnie innego oblicza Morbid Angel. Dla mnie to faktycznie zbyt ekstremalne doświadczenie. Kolejnym dość nietypowym kawałkiem jest piąty na liście "I Am Morbid". Fajny, death'n'rollowy numer, z bujającym riffem i wokalem w stylu, bo ja wiem, Soilwork lub innego przedstawiciela skandynawskiego melodyjnego death metalu. Kawałek jest chwytliwy, co jeszcze podkreślają popisy solowe Treya, ale zupełnie nie w stylu Morbidów. Prawdziwe jaja zaczynają się jednak później. "Destructos vs. The Earth / Attack" to coś, co nazwałbym "morbid disco". Numer jest naprawdę tragiczny, beat w stylu, nie przymierzając, Pain, a do tego refren, który jest po prostu (niezamierzenie) śmieszny. No i jeszcze trwa to ponad siedem minut. Takiej piosenki autentycznie się nie spodziewałem, ale jak widać wszystko jest możliwe.

Jest takie powiedzenie, że kiedy myślisz, że dotknąłeś dna, ktoś potrafi zapukać od spodu. Świetnie pasuje do moich odczuć po przesłuchaniu kolejnego eksperymentalnego tworu, to jest "Radikult". Wyobrażacie sobie Morbid Angel jako połączenie punk rocka, Roba Zombie i Marylina Mansona? Cóż, ja też nie potrafiłem tego zrobić, aż do przesłuchania tego dzieła. Na koniec zostałem zmasakrowany techno - trance'owym łojeniem pt. "Profundis - Mea Culpa". Drugą część tytułu traktuję dosłownie, jako swego rodzaju "przepraszamy" w stronę starych fanów.

Teraz trochę pozytywów. Nie licząc tych wszystkich nietrafionych pomysłów, na płytce jest kilka solidnych deathowych kawałków. Mamy więc petardy w postaci choćby "Existo Vulgore", "Blades For Baal" czy "Nevermore" (ten ostatni jakby żywcem wyjęty z sesji nagraniowej "Domination"), przypominający konstrukcją utworu "Fall From Grace" (napisany przez Destructhora) "10 More Dead" czy potężny "Beauty Meets Beast" (świetne solo) i parę melodyjniejszych fragmentów w średnich tempach.

Nie będę czepiał się poziomu wykonawczego poszczególnych muzyków, wydaje mi się, że nie jest źle. Vincent ma już swoje lata, większość z nich zrywa gardło, trudno żeby jego wokal brzmiał tak, jak kiedyś. W deathmetalowych fragmentach jest nieźle, tam gdzie zespół postanowił eksperymentować brzmi jednak komicznie. Azagtoth zasuwa jak zwykle, myślę że dużo gorzej niż na płytach wypada ostatnio na koncertach. Poza tym zagrał na "Illud..." kilka naprawdę fajnych solówek (i to melodyjnych, nie jakieś tam popiskiwanie wajchą). Tim Yeung to oczywiście nie Sandoval, ale daje radę, a momentami jego gra jest imponująca. Destructhor napisał dwa najlepsze numery na krążku ("Blades For Baal" i "10 More Dead"), więc jego obecność również zaliczam na plus.

Problem zespołu tkwi gdzie indziej, mianowicie w chęci zaszokowania na siłę słuchacza.
Najnowsze dzieło Morbid Angel byłoby przeciętną deathmetalową płytą, nad którą przeszedłbym do porządku dziennego, gdyby nie tych kilka numerów, które ją absolutnie rujnują. Mam nadzieję, że kolejny krążek będzie już bardziej "kanoniczny". Przy okazji pozwolę sobie przywłaszczyć tekst z jednego z komentarzy, które znalazłem w internecie: jak do tej pory tytuły wszystkich albumów Morbid Angel rozpoczynają się kolejnymi literami alfabetu - liczę na to, że następny album nazwą "Just Kidding Guys".

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2013-04-10 22:45:49 | odpowiedz | zgłoś
Jestem podobnego zdania a z tym Laibachem wyjałęś mi prosto z ust.

Jak dla mnie album zasługuje między 9/8 na 10. Biorąc wszystkie komentarze za i pzreciw pod uwagę, obiektywnie należy się przynajmniej 6 albo 7 temu albumowi.

Mnie osobiście podoba się ta koncepcja.

Omni Potens - utwór w stylu Laibach z Mackbeth, Let It Be czy Opus Dei (lata 80. XX wieku)

Too Extreme i The Profundis - totalna metalowa kakofonia industrailno- deathowa. Wielu może albo rozczarować, zaszokować, wprawić w zakłopotanie, albo moze ująć, wzbudzić niesamowite emocje podczas słuchania itd...

Existo Vulgore, Blades for Baal, 10 More Dead, Beauty Meets Beast - klasyczne łojenie MA w tym najlepszym stylu, w szczególności nawiazujące do 4, 3 i 2 albumu MA, co i recenzent słusznie zauważył.

I Am Morbid, Radikult - utwory takie, gdzieś tam przypominające death n'roll - utarty już w terminologii muzycznej (choć ja osobiście tego terminu do końca nie kupuję - jak dla mnie to poprostu death metal i tyle, przecież coś takiego już tworzył Gorefest na Earase (1994), czy wtedy ktoś ich nazywał zespołem death n'roll????)

Destructos VS the Earth / Attack - utwór stylistyką i formą bardzo koajrzy się z dokonaiami grup industrialno metalowych z albumów lat 90. Myślę tu o Rammstein - Herzeleit (1995). Dwa zespoly, które wywodzą sią z kliamatów new wave, rock industrial, ibm, bryllujące w latach 80. częściowo uległy konwersji muzycznej w latach 90. nagrywają albumy metalowo-industrialne: Die Krupps (np.)- Paradise Now (1997), Laibach - (np.)Jesus Christ Superstars (1996). Te albumy bardzo nasuwają się podczas słuchania tego utworu.

Wymienione klasykie przez recenzenta ok, mimo tego tu chyba trzeba by dopisać: Obituary, Pestilence, Malevolent Creation, Morgoth, Carcass, Bolt Thrower, Gorefest, Entombed, Dismember. Dla wielu pewnie Decicide, Suffocation, Incantation, Cannibal Corpse, Benediction, Unleashed

Chciałem o tym napisać, ponad 1,5 roku temu ale jakoś nie zrobiłęm tego, być moze czekałem na kontrowersyjną recenzję Megakruka, no ale się nie doczekałęm, więc czynię to teraz:)
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2013-04-11 08:18:14 | odpowiedz | zgłoś
zaś utwór Nevermore nawiązuje do albumu "Heretic" MA
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
badrel (gość, IP: 31.179.100.*), 2013-04-09 19:23:18 | odpowiedz | zgłoś
Nie do końca rozumiem recenzenta. W recenzji Hey'a eksperymenty nie przeszkadzają, choć tamta kapela między pierwszą a ostatnią płytą przeszła przez wiele przemian. Tutaj jak coś nie brzmi "kanonicznie" jest złe. To albo dajemy kapelom wolność tworzenia, albo oczekujemy od każdego filozofii ACDC.
Nie bronię samej płyty jako takiej. Ale czy eksperyment sam w sobie to coś złego? Dla mnie kluczowe pytanie czy eksperyment się powiódł, czy wnosi coś nowego, czy zespół dał radę, wszedł na nowe ciekawe terytorium, pokazał coś ciekawego nowymi środkami ekspresji. Ale tego się nie dowiedziałem z recenzji.
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
DominikZawadzki (gość, IP: 91.221.144.*), 2013-04-10 06:52:30 | odpowiedz | zgłoś
Piszę recenzje amatorsko, więc czasami nie udaje mi się przekonująco uzasadnić wystawienie takiej a nie innej oceny. Otóż, nie mam nic przeciwko eksperymentom formalnym, czemu dałem wyraz (jak słusznie zauważyłeś) w recenzji nowego Heya. Eksperymenty muszą jednak dać pozytywne efekty. O ile w przypadku hey uważam je za udane, to wolałbym żeby Morbidzi pozostali sobą, a nie bawili się w robienie techno.

Myślę że z recenzji dowiadujesz się właśnie tego, że eksperymenty w wykonaniu Morbid Angel uważam za nieudane.

Pozdrawiam.
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
universal_soul (gość, IP: 84.13.37.*), 2013-04-11 07:36:40 | odpowiedz | zgłoś
to znaczy, żeby klepali ciągle to samo?
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
DominikZawadzki (gość, IP: 91.222.124.*), 2013-04-11 10:37:34 | odpowiedz | zgłoś
Nie, żeby grali taką muzykę która im wychodzi dobrze :)Fajnie że jest tu tyle osób którym nowe kawałki MA się podobają, to świadczy o tym że macie otwarte głowy.

Jak pisałem wyżej nie mam nic przeciwko eksperymentom samym w sobie, ale te poczynione przez Morbidów sa w moim mniemaniu nieudane. Nie pasuje mi po prostu kierunek w którym poszli w tych nowych numerach. Wcale nie jestem deathowym purystą, zresztą jak wspomniałem coraz mniej słucham obecnie tego nurtu.
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2013-04-10 08:32:10 | odpowiedz | zgłoś
słusznie Bardel, słusznie
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
noname (wyślij pw), 2013-04-10 12:28:58 | odpowiedz | zgłoś
nie rozumiem tego czepiania sie recenzji; dla mnie jasno wynika z niej, ze, owszem, eksperymenty sa, ale nieudane, ze kapela weszla na nowe terytoria ale efekt koncowy jest nieprzekonujacy; eksperymenty same w sobie to nic zlego ale w tym wypadku po prostu nie wypalily, moze sa po prostu za daleko idace; o ile 'heretic'- tez w duzym stopniu wykraczajacy poza granice death- sprawial jeszcze niezle wrazenie, to tym razem wypady w strone techno, disco itp sa zbyt... ekstremalne, dla mnie osobiscie srednio strawne; za odwage nalezy sie 10 ale za rezultat max 5
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
minus
minus (wyślij pw), 2013-04-09 19:13:44 | odpowiedz | zgłoś
2 lata po premierze gdy już wszystko co było do powiedzenia o tym albumie zostało powiedziane taka recenzja to żałosne kopanie leżącego. Tym bardziej jeśli pisana jest przez kogoś kto już na wstępie wyznaje że ma wyjebane na death metal.Na szczęście w wersji koncertowej Morbid Angel jeszcze trzyma się całkiem dziarsko.
re: Morbid Angel "Illud Divinum Insanus"
Marcin Kutera (wyślij pw), 2013-04-13 23:19:32 | odpowiedz | zgłoś
Masz racje Minus. Morbid Angel koncertuje doskonale. "Młóci" wszystkie najlepsze perły z 1, 2, 3, 4 (sporadycznie Bil Ur Sag z 5) i najnowsze hity właśnie z llud Divinum Insanus.
5
Starsze »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (177 głosów):

 
 
55%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?