- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Molly Hatchet "Warriors of the Rainbow Bridge"
Weterani z Molly Hatchet przeszli niełatwą i wyboistą drogę. Zaczynali w połowie lat siedemdziesiątych, w Jacksonville - mieście, które wydało Lynyrd Skynyrd - grając hardrocka z bluesowymi korzeniami osadzonymi na południu Stanów Zjednoczonych. Od momentu debiutu doświadczyli zarówno parę wzlotów, jak i niemało upadków, a skład zespołu naznaczały liczne zmiany. Czy najnowsza płyta odświeży ducha ich najlepszych dni? Wątpliwe.
"Warriors of the Rainbow Bridge" dobrze się zaczyna i dobrze się kończy. Otwierający płytę "Son of the South" to esencja południowego hardrocka: mocny riff, porywający refren, a do tego bluesowy feeling i żeński chórek w tle. Natomiast "Rainbow Bridge", ostatnia piosenka na krążku, to zgrabnie rozwijająca się, refleksyjna ballada. Niestety, spośród dziesięciu pozostałych kompozycji, do niewielu chce się powracać. Owszem, jest kilka lepszych momentów: "I'm Ready for You" to przede wszystkim chwytliwy riff, "Flames are Burning" to bluesowa ballada z pazurem. Można jeszcze wspomnieć o energicznym "Gone in Sixty Seconds", czy o "Behind the Bedroom Door", we wstępie którego słychać nawiązanie do "With a Little Help from My Friends" w pamiętnym wykonaniu Joe Cockera. Niestety przeważająca większość kompozycji razi bezbarwnymi melodiami i sztampową aranżacją. Na domiar złego, drażniąca jest produkcja albumu eksponująca płaskie brzmienie instrumentów oraz mało ekspresyjny wokal.
Trudno oczekiwać po Molly Hatchet rewolucyjnych zmian, tak samo jak trudno oczekiwać rewolucji po sąsiadach z Lynyrd Skynyrd. Jednak na "Warriors of the Rainbow Bridge" niewiele pozostało z magii najlepszych lat południowego rocka, która przecież nadal jest obecna na płytach starszych kolegów z Jacksonville.
Płyta jest świetna, nie ma na niej słabych numerów. Pierwszy i ostatni numer - spoko, ale co z "Hell Has No Fury"? Co z "Roadhouse Boogie"? "Behind The Bedroom Door" też rzecz, do której non stop się wraca. Jeśli ktoś lubi southern rocka i heavy metal, to powinien odsłuchać i sam wyrobić sobie opinię, ale jak dla mnie jedna z lepszych płyt w swoim nurcie.
Ocena - 9/10. Co najmniej;)
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Dimmu Borgir "Abrahadabra"
- autor: Megakruk
Helloween "7 Sinners"
- autor: Tomasz "Thorin" Sugalski
Deep Purple "Burn"
- autor: Tomasz Pastuch
Non Opus Dei "Eternal Circle"
- autor: Megakruk
Cradle Of Filth "Darkly, Darkly, Venus Aversa"
- autor: Megakruk
- autor: EmilRegis