- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Mnemic "Sons of System"
Znów mi się to przydarzyło, znów jakiś Deus, zapewne ex machina, napisał na okładce płyty "for fans of...". Ex machina, bo to pewnie jakaś energooszczędna kserokopiarka, której bezmyślnie kalkowane frazesy pretendują do miana boskiej wyroczni. Więc Mnemic, więc "Sons Of System", więc w końcu "fur fans ov... Meshuggah und Fear Factory". Ile razy to czytaliście, ile razy kupowaliście z tego powodu... Ile razu przeklinaliście, bo... nic na miarę cybernetycznych psycholi to nie było. Tak w ogóle, to nie wiem, czy ktoś sobie tutaj w stopę kałachem nie strzela. Takie bzdety na froncie mogą kogoś równie dobrze zachęcić do sięgnięcia po płytę, jak i skutecznie wzbudzić odrazę, bo na co komu wchodzenie starym wiejskim zwyczajem do wody, w której najpierw kąpał się ojciec, potem matka i starsze rodzeństwo etc. Jasna sprawa, że wielu tak czyni, bo brodzenie w czyichś ekskrementach to efekt prostej kalkulacji. Nadto do tej pory nagrano już po prostu wszystko i trudno nadgryźć tort z innej strony, skoro i tak jest już obżarty dookoła. Można jednak dalej wydłubywać z niego jakieś ukryte w środku rodzynki (nie mylić z rodzynami). Mnemic na "Sons Of System" rzeczywiście grzebią i szukają, ale natrafiają na to samo ciasto, co większość podobnych im nowofalowców. Słychać, że chcą, ale jeszcze nie znajdują. Cóż, nie byłoby to żadnym powodem do gnojenia, ale to już zdaje się czwarte podejście do tematu, a początki kapeli datują się na 1998(!) rok. Syzyfowe prace czy co?
Może zacznę od tego, czym zwykłem finiszować, czyli opisywaniem brzmienia. Tue Madsen - i wszystko wiadomo. Nowoczesny, tnący jak żyleta wytop, przy tym idealnie pasujący do muzyki Mnemic, którzy to parają się już od dawien dawna nienowoczesnym - nowoczesnym metalem. A więc mniej więcej takim, który da się grać z gitarą na koncertach, a jednocześnie sprawdza się na kokainowej imprezie z ciziami w klubie 50 Centa. Wiecie, te wszystkie odloty, łańcuch przy boku, ekoskóry, niebieskie stroboskopy i jacuzzi, do którego każdy zaproszony VIP może sobie napierdzieć. Atmosfera mroczna, bo w klubie mało światła, kobitom świecą się zębiska w fosforyzującym odblasku, wszak nastał czas ludzi "New Moona". Nikt nie rozumie, czemu wszyscy mają przeciwsłoneczne okulary i są wydzierani, choć pierdel widzieli tylko z dwadzieścia lat temu, jak opowiadał o nim Telly Savalas w serialu Kojak. No, ale nic, to przecież w tych czarnych szkłach odbija się strach tych, którzy do klubu przyszli pierwszy raz, względnie skutecznie zakrywają bezdennie pusty wzrok ich właścicieli. Wymyślcie sobie taki "MTV - fuck me" klubik, przełóżcie klimat na ścieżkę dźwiękową, z tym, że hip-hop - baba-chłop zmieńcie sobie na ten nowoczesny młodzieżowy spleen, w którym wszyscy cierpią i udają "emo-tikony" zbiegłe z jakiejś miejskiej betonowej dżungli, a dostaniecie prawie kompletny ogląd "Sons Of System".
Prawie, bo są tu chwile kiedy Mnemic naprawdę pokazują charakter. Chłopaki prezentują nienaganny warsztat techniczny. Zamysł rytmiczny i specyficzne bębny to to, na co fani Tomasa Haake spojrzą z aprobatą. Gitary - coś jak techniczny melothrash, ściśle podporządkowane pracy perkusji. Jest i growl, jest i krzyk i soulfly'owe skandowanie. Niestety jest także melodia. Zwracam honor, bo nie spartaczona na amerykańską modłę, w ten sposób, że człowiek już nie wie, czy to kolejny przebój Pink lub któraś tam z kolei szkolna wycieczka na rolki do Linkin Parku. Wręcz przeciwnie, jest ambitna, na prog-ową modłę. W pierwszych trzech - czterech numerach nawet się doskonale sprawdza, ale kawałków tutaj mamy 11, a patent wciąż ten sam. Już zbieram się do ataku (warczący "Sons Of The System"), spinam pośladki na początku ataku "Diesel Uterus" - trr, trr, trr you motherfuckers, po czym śpiewam na nutę środkowych dokonań FF: "okablowany świecie weź mnie w ramiona, bo dookoła smutno, dupa boli i porozwalali mi boty na zróbsedeathmatch.pl". Wyłączmy klawa w "Cilmbing Towards Stars", a odgarniając ziemię w postaci innych efektów dokopiemy się do "Korzeni" stareńkiej już Sepki. Początek "March Of The Tripods" to zaś wszystkie kolejne wcześniejsze składowe z początkiem żywcem zaczerpniętym z ostatniej płyty Soilwork. I tak dalej, i tak dalej - do wieńczącego krążek "Orbiting" z fajnym sludge'owym wejściem, który dalej rozpływa się... no właśnie już wiecie w czym.
To nie jest tak, że słuchanie Anima Damnata zrobiło mi skrzep w mózgu w kształcie odwróconego krzyża i nic prócz pure grania mi nie pasuje. Doskonale rozumiem, że czas w miejscu nie stoi, że choć kierunek mi się być może nie podoba, to jednak docenić trzeba, że w którąś stronę kapele ten metal dalej chcą pchać. Jak w każdym przypadku, tak i w tej dyscyplinie są słabsi i silniejsi. Z tym, że to co było tu do osiągnięcia, już dawno zrobili prekursorzy, no a pozostali, cóż - pozostało im tłuczenie się w wagonie drugiej klasy z dala od lokomotywy. Nikt Mnemic wizjonerami nie okrzyknie. Ich płyty na pewno dobrze się sprzedadzą, bo jest cug na takie granie. Pewnikiem też wielu młodych, co podkreślam, ludzi będzie zachwyconych tymi dźwiękami, jak ja każdym kolejnym gazem puszczonym przez Witchmaster na scenie. Wyszkolenie techniczne, sugestywna oprawa graficzna i produkcja bez zarzutu skazuje ten materiał w sferze public relations na 10 pkt. Czyli wychodzi niestety na to, że Mnemic są "Synami Systemu", trwają w nim, nie wyłamują się. Taka tendencja na rynku nowoczesnego metalu, nie wychodzimy przed szereg, a może jeszcze gorzej, wydaje się nam, że wychodzimy, ale to tylko hipnoza i matrix, a w rzeczywistości porządek tetragramatonu. Co do mnie, wracam do najsłabszej płyty Meshuggah "Obrzyn", względnie posilę się nową sztuką Fear Factory, których w parametrach mocy "Sons Of System" jest zaledwie odbiciem. One mają na sobie przynajmniej parę minut prawdziwej psychozy, a Mnemic? Ok, ok, pojechali na trasę Metallicą, ale to nie oni są mesjaszem gatunku, choć przyznaję, odzianym w laur współcześnie rozumianej zajebistości. Cóż, świetnie sprawdzają się zapuszczeni w tle na pół gały do powolnego zasypiania, odrabiania zadania domowego z matmy lub esemesowania z brzydką koleżanką ze studiów.
Materiały dotyczące zespołu
- Mnemic