- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ministry "Animositisomina"
O fenomenie Ministry chyba żadnego zapaleńca industrialno-gitarowych dźwięków nie trzeba przekonywać. Od premiery pamiętnego "Psalm 69" minęło jakieś dziesięć lat - prawda, były po drodze niezłe "Filth Pig" i "Dark Side Of The Spoon", ale dopiero teraz spółka Jourgensen - Barker powraca wreszcie z godnym jego następcą. Następcą, na którym echa takich numerów jak "Just One Fix" czy "N.W.O." napotykamy na każdym kroku. Nie mam żadnych wątpliwości, że "Animositisomina" ponownie stawia Ministry na muzycznym piedestale.
Już od pierwszych chwil otwierającego numeru "Animosity" wiadomo, co się święci - będzie ostro i gitarowo, a wszystko w nieco "syntetycznej" formie z ciężkim, pulsującym basem. Na każdego, kto podejmie najnowsze wyzwanie Ministry - całkiem adekwatnie i przewrotnie zatytułowane "Animositisomina" - czeka kilkadziesiąt minut wściekłego industrialnego rocka, kilkadziesiąt minut muzyki agresywnej, "naćpanej", ale jednocześnie z odrobiną chłodu. "Shove", "Stolen", "Lockbox", "Unsung" czy "Impossible" z rockowym impetem kopią po ryju, a wszędzie czai się nieład, czasem też jakieś niedopowiedzenie. Tutaj każdy wypalony skręt, każda wciągnięta działka znajduje własne przełożenie na poszczególne dźwięki. Wokalnie jest wszystko, wszystko, za co uwielbiam Jourgensena - zadziorność, przestrzeń, zawodzenia, do tego "sfuzzowane" wokale, i te jego "memłanie".
Pośród tej agresji znalazło się jednak miejsce na trochę spokoju, grania bardziej stonowanego, "puszczonego". Jest chociażby "płynący", lekki rockowy cover Magazine "The Light Pours Out Of Me", znakomicie wpasowujący się w atmosferę całego krążka, choć dużo spokojniejszy. Jest też rewelacyjny, kończący płytę, instrumentalny "Leper", niesamowicie wświdrowujący się w mózg swym niezwykle transowym, jednostajnym rytmem. Totalna jazda, nic tylko chwycić za igłę, przypalić skręta i odjechać. Prawdziwy majstersztyk.
Co tu dużo kryć, Ministry znowu w najwyższej formie, a "Animositisomina" jest płytą genialną. Al Jourgensen jest wściekły, to widać, i oby tak częściej! W szeroko pojętej muzyce alternatywnej album roku bez dwóch zdań.
Materiały dotyczące zespołu
- Ministry