zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Metallica "St. Anger"

19.03.2004  autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
okładka płyty
Nazwa zespołu: Metallica
Tytuł płyty: "St. Anger"
Utwory: Frantic; St. Anger; Some Kind of Monster; Dirty Window; Invisible Kid; My World; Shoot Me Again; Sweet Amber; The Unnamed Feeling; Purify; All Witin My Hands
Wykonawcy: James Hetfield - wokal, gitara; Kirk Hammett - gitara; Lars Ulrich - instrumenty perkusyjne; Rob Trujillo - gitara basowa
Wydawcy: Elektra Records
Premiera: 2003
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

"St. Anger" z pewnością była jedną z najbardziej oczekiwanych premier zeszłego roku. Ale czyż mogło być inaczej, skoro chodziło o zespół, którego płyty swego czasu definiowały pojęcie metalu? Skoro nagrany w roku 1986 "Master Of Puppets" jest dla wielu najlepszą metalową płytą wszech czasów? A przecież w latach 80. Metallica nagrała jeszcze trzy inne znakomite płyty, a kolejną dekadę zaczęła od świetnego heavymetalowego "Czarnego albumu".

Z drugiej strony gros fanów wyraźnie zaznacza, że uwielbiają nie tyle Metallikę jako taką, co Metallikę starą, czy też - ujmując to inaczej - Metallikę urodzoną w roku 1983 i spoczywającą w pokoju od 1991 r. Pamięć o dawnych latach świetności i - to zgodna opinia - znacznie chudszych ostatnich 12 latach powodowała, że oczekiwano tej płyty z wypiekami na twarzy. Do całego zamieszania doszły jeszcze wielkie problemy alkoholowe wokalisty, które o mało nie spowodowały rozpadu zespołu, oraz odejście z grupy Jasona Newsteda. Mimo tych wszystkich problemów płyta zdołała ujrzeć wreszcie światło dzienne...

Od tego momentu minęło sporo czasu, a co za tym idzie płyta sporo się już zdążyła nawirować w mojej wieży. Jednak ciągle gdy słucham tego albumu, dominującym uczuciem jest zaskoczenie. Metallica faktycznie powróciła do ciężkiego grania, co słychać od pierwszych sekund rozpoczynającego album kawałka "Frantic". Nie ma tu rockowych patentów znanych z ostatnich płyt, jest natomiast ciężar, który chwilami naprawdę może przytłoczyć; jest energia, jest naprawdę wielka dawka agresji. Ale jest to jednocześnie granie niezwykle różne od dawnych dokonań kapeli. Tak odmienne, że chwilami w ogóle ciężko poznać, że to gra właśnie Hetfield i spółka. Zespół bowiem wyraźnie dał się ponieść fali nowoczesnego metalu, tworząc płytę, która łączy thrashowe korzenie z nowoczesnym brzmieniem. Słychać to szczególnie w pracy gitar - w ich kanciastych i brudnych riffach bardzo mało jest wirtuozerii, a dużo gniewu i złości. Wrażenie to pogłębia całkowity właściwie brak solówek. Z takimi patentami gitarowymi dobrze współgra siłowy, drażniący i mocny wokal Jamesa. Mieszane uczucia można natomiast mieć co do perkusji: z jednej strony Ulrich odgrywa tu chwilami bardzo ciekawe i zamotane partie, ale brzmienie to... no, po prostu aż ciśnie się na usta słowo "katastrofa". Bębnienie Larsa brzmi tu jak obijanie kijkami beczek czy garnków, a nie profesjonalna nawalanka na perkusji. Posłuchajcie np. "Some Kind Of Monster", "All Within My Hands" albo "St. Anger". Ktoś tu wyraźnie spieprzył sprawę... Co oczywiste, takie tekturowe brzmienie perkusji daje się we znaki szczególnie w mocniejszych partiach, zwolnienia natomiast wypadają znacznie lepiej. Jest ich tu zresztą całkiem sporo i wywołują dość miłe skojarzenia, choćby z Faith No More, Audioslave ("The Unnamed Feeling") czy nawet z Red Hot Chili Peppers ("Purify" czy "All Within My Hands").

Bardzo ważną kwestią przy odbiorze tej płyty jest także jej długość: jak na mój gust 75 minut to zdecydowanie za dużo. Jak napisałem wyżej, nie ma na tej płycie jakichś łamańców, zaskakujących przejść i wirtuozerskich popisów, co w połączeniu z ilością numerów i czasem ich trwania sprawia, że momentami jest tu dość monotonnie i przyciężkawo. Gdyby tak skrócić z wyczuciem co poniektóre kawałki to - moim zdaniem - wyszłoby to albumowi zdecydowanie na zdrowie. Nie chciałbym natomiast wyrzucać konkretnych nagrań w całości, bo "St. Anger" to w sumie dość równa płyta i nie ma tu ani numerów totalnie beznadziejnych, ani wybitnych. Oczywiście jednak coś niecoś można wyróżnić. Bardzo dobre wrażenie robi mianowicie "Sweet Amber" ze swoim pięknie rozpędzającym się thrashowym riffem i łagodnym przejściem do walcowatego, mrocznego refrenu, który kojarzy się odrobinę z Black Sabbath. Podobnie jest z bardzo dynamicznym i motorycznym nagraniem tytułowym. Fajne jest również ciekawie poszarpane "The Unnamed Feeling", ostre "Purify" i rozpoczynające płytę "Frantic".

W sumie ciężko jest mi jednoznacznie ocenić tę płytę. Ogólnie jest to dobry album, który wynurza się ponad przeciętność. Wprawdzie wynurza się lekko, wystawiając li tylko czubek głowy i ewentualnie może górną część uszu, ale jednak ;) Zespół spróbował czegoś nowego i choć ta droga nie jest chyba do końca właściwa, ważne jednak, że próbuje. Oczywiście w odniesieniu do oczekiwań ta płyta to zawód, gdyż w żaden sposób nie wytrzymuje porównania do arcydzieł z przeszłości. Dla marzących o powrocie do korzeni gwoździem do trumny będzie pewnie wtłoczona w album nowoczesność i dla nich ocena płyty nie wyskoczy pewnie powyżej 4. Natomiast ogólnie i w miarę obiektywnie jest to płyta na 6 - po prostu ni mniej, ni więcej, tylko dobry album.

Komentarze
Dodaj komentarz »
read this
Łonik (gość, IP: 85.89.162.*), 2010-04-13 15:13:02 | odpowiedz | zgłoś
st.anger jest albumem zdecydowanie lepszym i bardziej spójnym niz death magnetic. death magnetic to bardzo nieudana proba powrocenia do starego brzmienia. st.anger jest z kolei czyms w rodzaju experymentu. bardzo ciekawy album ale rowniez bardzo trudny w odbiorze. sluchajac po raz pierwszy uznalem go za beznadziejny. po kilku latach odsluchalem ponownie i album wywarl na mnie niesamowite wrazenie. ciekawa plyta. brak solowek byl dobrym posunieciem w przypadku tego albumu (jestem gitarzysta solowym, znam sie na rzeczy). tu solowki by sie gryzly z caloscia. album oceniam 8/10 chociaz nie mozna go porownywac z klasykami metallicy. ale jest duzo lepszy niz load/reload-to byla prawdziwa porazka. death magnetic jest mocno przekombinowany i podobny pod tym wzgledem do plyt megadeth. w obu przypadkach jest to nieudana proba dorownania plytom metallicy z lat 81-91. megadeth uwazam za zespol skazany na porazke. mustaine pisze muzyke nie z pasji a tylko z checi dorownania metallice. duzy blad. chociaz nie powiem bo szanuje megadeth i w dokonaniach tej grupy znajdzie sie sporo mistrzowskich kompozycji.
...
KaDeT (gość, IP: 217.98.38.*), 2009-08-07 21:31:03 | odpowiedz | zgłoś
Mustaine gra nieczysto solówki ? Puknijcie się w głowę drodzy koledzy metalowcy :) Ogólnie to St Anger jest fatalny, nie to trash, nie to metal, ni to hard rock, zero melodii, monotonne riffy, zero solówek, perksuja brzmi jakby Lars walił tłoczkiem w mięso :D Każda płyta Megadethu jest o niebo lepsza. A jeśli chodzi o Metallice to posłuchajcie sobie Kill em All, Ride the Lightening i Mastera .
recenzja recenzji
bartkoskoczow (gość, IP: 83.19.62.*), 2009-02-15 01:42:21 | odpowiedz | zgłoś
co prawda na codzien nie slucham metalu ani rocka jednak dla mnie metallica to zespol wszech czasow z recenzja plyty sie zgadzam poza jednym wyjatkiem a mianowicie chodzi o perkusje, bo moim zdaniem lars spisuje sie na 6 bardzo dobrze gra a dla mnie to wlasnie perkusja odtwarza glowna role(zawsze chcialem byc perkusista ale nie mialem waronkow)
najlepsza płyta tego zespołu
brtucb78 (gość, IP: 79.184.114.*), 2009-01-27 11:56:14 | odpowiedz | zgłoś
najlepsza płyta tego zespołu w tej dekadzie to oczywiście St Anger, fantastyczne granie z pazurem
re: najlepsza płyta tego zespołu
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2015-10-15 15:59:37 | odpowiedz | zgłoś
"Najlepsza płyta tego zespołu w tej dekadzie"

Zważywszy na fakt, że w dekadzie 2000-2009 nagrali całe dwie płyty, no to rzeczywiście osiągnięcie ;)
St Anger the best
metal rlz (gość, IP: 79.184.142.*), 2009-01-23 12:23:54 | odpowiedz | zgłoś
Ja z kolei jestem fanem Metalliki dokładnie od 20 lat i po S&M praktycznie przestałem ich słuchać, ale St Anger sprawił że wróciłem do nich, tak rewelacyjnej płyty się po nich nie spodziewałem, niestety wydali ostatnio Death Magnetic - i to jest ich najgorsza płyta
re: St Anger the best
QWE (gość, IP: 82.197.62.*), 2009-01-26 21:18:15 | odpowiedz | zgłoś
Jak dla Ciebie St.Anger jest lepszy od Death Magnetic to naprawdę nie wiem , której Mety słuchasz.
re: St Anger the best
xxLL (gość, IP: 195.26.23.*), 2009-08-07 23:00:35 | odpowiedz | zgłoś
albo co pijesz z mety? :)
Najgorsza poraszka w historii heavy metalu
Dziako (gość, IP: 83.12.180.*), 2008-09-29 12:06:52 | odpowiedz | zgłoś
Jestem fanem metalliki prawie dziesięć lat i gdy by nie płyta Death Magnetic to przestałbym nim być właśnie przez St.Anger. Takiej porażki jeszcze nie słyszałem jeśli chodzi o dobre zespoły,
którym niewątpliwie jest również metallica.
re: Najgorsza poraszka w historii heavy metalu
Dijkstra (wyślij pw), 2009-01-20 22:10:52 | odpowiedz | zgłoś
ale przecież St. Anger jest co najmniej o klasę lepsza od Death Magnetic! świeża, oryginalna, energetyczna bomba. a DM to niestety przekombinowane odgrzewanie kotletów. po kilku przesłuchaniach nie chce się do niej wracać...

Oceń płytę:

Aktualna ocena (1761 głosów):

 
 
57%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu

Behemoth "The Apostasy"
- autor: Zagreus
- autor: Ugluk

Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667

Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel

Acid Drinkers "Verses of Steel"
- autor: Lubek
- autor: don Corpseone

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?