- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Metallica "S&M"
"S&M" - sado i maso? Nie. "Symphony and Metallica". Chociaż sado i maso nie jest w tym wypadku wykluczone. Czemu? Zaraz sobie wyjaśnimy.
Metallica zawsze otwarta była na eksperymenty muzyczne (patrz "czarny album"). Ale eksperymenty mają to do siebie, że bywają nieudane. "S&M" tak nazwać nie można, ale na pewno nie jest też arcydziełem.
Album rozpoczyna rozgrzewka orkiestry - "Ecstasy of gold". Potem gra już Metallica, z różnym skutkiem. Czasem człowieka wpiera w fotel lub inne miejsce posiedzenia "siedzenia". Na usta ciśnie się krzyk: "Kurde, przecież to tutaj w końcu musiało być!". Mam na myśli momenty, w których orkiestra doskonale współgra z Metalliką, uzupełniając jej brzmienie o przejścia, jakich zawsze brakowało (np. w "Call of Ktulu"). Czasami jest wręcz odwrotnie - Metallica gra swoje, orkiestra swoje, a fani gapią się na nich otępiałym wzrokiem ("The memory remains", czy "Master of puppets", szczyty osiąga "Fuel"). Niestety, ta druga sytuacja miała miejsce zdecydowanie za często, co wpłynęło na końcową ocenę albumu. Małą wadą jest również to, że w fali brzmienia orkiestry rozmywa się często oryginalna nuta Metalliki. Muzyka nie jest już taka ostra, a przecież o to zawsze chodziło w thrash metalu. Jeszcze jedną rzeczą, do której można się doczepić jest set utworów na koncert. Czemu tak mało jest kawałków z wcześniejszych albumów? Z "Kill'em all" nie ma nic. Z "Ride the lightning" zebrano całą śmietankę, ale brakuje mi tytułowego kawałka płyty. Starego wyjadacza drażnią też utworki (już nie utwory) z "Reload". Ale tak to już jest, kiedy próbuje się zaspokoić cały swój "elektorat".
Płyty zarejestrowano podczas koncertu w Berkeley, dwudziestego pierwszego i drugiego kwietnia 1999. Jakość nagrania nie pozostawia nic do życzenia - brzmi dosłownie jak w studio. Gdyby nie żywiołowe reakcje publiczności, byłby to zupełnie studyjny album.
Granie z orkiestrą przypadło mi do gustu. A czemu się tak czepiałem? Bo Metallica przyzwyczaiła mnie już do perfekcji, jeżeli chodzi o swoje albumy. Te drobne niedociągnięcia, po doskonałych poprzednich wydawnictwach, bardzo drażnią. Co nie zmienia tego, że wypadałoby posłuchać tych płyt. Chociażby ze względu na szacunek, jaki należy się Metallicznym. I dlatego, że album jest jedyny w swoim rodzaju.
Chodziło oczywiście o "gdzie S&M do tego [płyt Rage'a z orkiestrą]".
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Kabanos "Zęby w ścianę"
- autor: RJF
Behemoth "The Apostasy"
- autor: Zagreus
- autor: Ugluk
The Dillinger Escape Plan "Ire Works"
- autor: Ugluk
System of a Down "Toxicity"
- autor: Artur Maszota
- autor: Rafał Grodek