- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Metallica "Ride The Lightning"
Kiedy pierwszy raz słuchałem "Ride the lightning", wydał mi się on albumem nieco bez sensu, nieporównywalnie gorszym od "Master of puppets". Jednak kolejne z moich "ulubionych" piosenek z "Mastera" odpadały, a dwie z "Ride the lightning" ("The call of Ktulu" i "Fade to black") wciąż trwały w mioim sercu. I tak narodziła się moja miłość do tego albumu. Odkryłem nagle, że jest on pełen niewyjętych kawałków, do których nie można zaliczyć właściwie tylko "Trapped under ice". A jak trzymają się pozostałe utwory? Otóż całkem nieźle. Oprócz tego, że w miarę śpiewania Hetfieldowi zmienił się trochę głos, "Ride the lightning" nie zestarzał się ani trochę (w przeciwieństwie choćby do "Kill'em all").
Ale, jak mawia mój kolega, "zacznijmy od początku". Pierwszy utwór to miła dla ucha siekanka. Nic dodać, nic ująć - trzeba posłuchać. Drugi, tytułowy, jest również baaardzo ciężki. Numer trzy to "For whom the bell tolls" (w tym momencie padam na kolana). Otóż, moim skromnym zdaniem, jest to najlepsza rzecz, jaką zdarzyło się Metallice przez te kilkanaście lat popełnić. Nad wyraz inteligentny tekst, klimatyczna muzyka, bardzo oryginalne ścieżki gitary rytmicznej. I ten przester, taki... taki... taki cudowny (co bym nie napisał, to będzie za mało). W późniejszym okresie ("...and justice for all") Metallica zaczęła używać przesterów Mesa/Boogie, cholernie drogich, ale bardzo popularnych i skisła w przeciętności. "Fade to black" to znowu bardzo klimatyczna ballada, o bardzo dołującym tekście. Potem mamy największą miernotę albumu - "Trapped under ice". Tekst jest trochę bez sensu, muzyka bardziej hardrockowa niż metalowa, aż chce się wrzasnąć jak Max Cavalera na "Refuse/resist": "What is this shit?!". Słuchamy dalej. Jest "Escape". Trochę dziwny utwór. Na pewno lepszy od poprzedniego, ale odstający wyraźnie poziomem od reszty albumu. Pochwała przede wszystkim za tekst. Tekst nomen omen jakby o mnie... "Creeping death" jest bardzo szybki, ale przypłacił to tym, że jest znów za lekki. I ten tekst.. opowieść o ucieczce Żydów z Egiptu. Taka muzyczna ciekawostka. I ostatni utwór. Potężny, kilmatyczny "CALL OF KTULU" (w tym momencie padam na kolana po raz drugi). To po prostu trzeba usłyszeć. Przytoczę tylko słowa Michaela Kamena (patrz: "S&M") na temat tego utworu: "(...) 'The call of Ktulu' jest utworem symfonicznym nawet bez orkiestry(...)".
Kilka słów podsumowania? MUSICIE TO USŁYSZEĆ!
znaczy się. pierwsze 4 utwory z RTL jak najbardziej są OK
niemniej, kolejne /następne 4 utwory to ja wolę z MOP
I to jest mój najlepszy 'album' tego zespołu, myślę ;)