- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Metallica "Ride The Lightning"
"Ride the lightning" było przedostatnim dziełem Metalliki, które wpadło w moje żądne czadu łapy. Można więc powiedzieć, że przesłuchałem i pokochałem wszystkie albumy The Four Horsemen, zanim wciągnąłem się w thrashmetalowy świat spod znaku błyskawicy (potem było tylko S&M). Kiedy włożyłem po raz pierwszy "Ride..." do paszczy mojego odtwarzacza cd, umierałem z ciekawości, byłem podekscytowany do granic możliwości (zawsze mnie czymś zaskakiwali, każdy Ich album ma swój charakterystyczny klimat, którego nie ma żaden inny). Pragnąłem jak najszybciej dowiedzieć się, jak przyprawione danie Metallika zaserwuje mi tym razem...
...Po pierwszym przesłuchaniu moje odczucia były mieszane. Nie wiedziałem co o tym myśleć, byłem nawet trochę rozczarowany. Jednakże okazało się, że album wymaga więcej uwagi, dopiero po kolejnych chwilach spędzonych ze słuchawkami poczułem i zrozumiałem tę muzę... A teraz "Ride..." jest zdecydowanie moim ulubionym dokonaniem kwartetu.
Przejdźmy do samej muzyki. Niewątpliwie wyróżnia ten album jego niebywały ciężar (dorównuje mu w tym tylko "...And Justice For All"). Jest o wiele cięższy od swojego poprzednika "Kill'em All". Dominują tu toporne, przytłaczające riffy. Nie dość, że na wiosłach wymiatają (w pełnym tego słowa znaczeniu) Kirk i James, to na dodatek mają żelazną podporę za swoimi plecami, gdzie spustoszenie na garach sieje Lars, wystukując (heh, może to troszkę zbyt delikatnie powiedziane) rytm konsekwentnie i dokładnie, po prostu w sposób mistrzowski. To właśnie perkusja jest wysunięta na pierwszy plan i to ona dodaje ciężaru płycie. A jak już wcześniej wspomniałem, jest cholernie ciężka! Według mnie, właśnie na "Ride the lightning" bębniarz rodem z Danii zademonstrował apogeum swoich umiejętności, co stawia Go w thrashmetalowym światku obok innego wielkiego wirtuoza perkusji - Dave'a Lombardo. Jeżeli chodzi o ścieżkę basu, to Cliff zagrał ją o wiele bardziej dojrzale niż na "Kill'em All". Tu nie ma co się rozpisywać, jest to najgenialnieszy basista w historii, Jego pociągnięcia na "Ride..." dodają płycie smaku, te mistrzowskie, szalone zagrania są esencją albumu, może nieco zagłuszone pracą perkusji, jednak wraz z nią stanowią ogromną siłę longplaya. Nie wiem dlaczego Metallika w tych latach myślała o zmianie wokalisty. Głos Jamesa ma nieco inną barwę niż na "Kill'em All", nie jest może piękny, ale przecież nie o to chodzi w thrashu. Moim zdaniem to, co zrobił Hetfield na tej płycie swoim wokalem, jest prawdziwym mistrzostwem świata. Stworzył niesamowity klimat, aż czuć, że bunt wisi w powietrzu, śpiewa agresywnie, wręcz maniakalnie, jest bezkompromisowy, kąsa, krzyczy, wrzeszczy, sprawia wrażenie jakby protestował, nie zgadzał się w ten sposób z otaczającym go chorym światem!
Teraz zajmijmy się poszczególnymi utworami, więc PLAY:
"Fight Fire With Fire". Dzisiaj to już sztandarowy utwór "czterech jeźdźców". Rozpoczyna się delikatnym podmuchem letniego wietrzyku, jednak po kilkunastu sekundach zamieni się w śmiercionośny huragan! Wyobrażam sobie, jak zaskoczeni musieli być słuchacze, którzy słyszeli tylko "Kill'em All" przed włożeniem "Ride..." do cd. Pewnie pomyśleli sobie, że Kalifornijczycy drastycznie zmienili styl. Na szczęście po chwili wiadomo było, że chlopaki nie zwolnią - wręcz przeciwnie, ten kawałek jest szybszy i bardziej agresywny niż wszystkie numery razem wzięte z Ich debiutu. Tej muzie po prostu nie można stanąć na drodze!!!
"Ride The Lightning". Utwór tytułowy. Wolniejszy niż nr 1, ale przygniata swoim ciężarem. Pierwsze dźwięki to wspaniały, wpadający w ucho riff, którego po nawet jednym wysłuchaniu nie zapomina się do końca życia. Nie zawaham się stwierdzić, że 70% siły tego kawałka stanowi... perkusja! Ale pełno tu też indywidualnych popisów gitary prowadzącej. Tekst daje dużo do myślenia (jak większość na tej płycie): "Who made you God to say: I'll take your life from you!" - czyli "Kto zrobił cię Bogiem, żebyś miał prawo mówić: Odbiorę ci życie!"...
"For Whom The Bell Tolls". Również cholernie ciężki. Hetfield, Hammett i Burton, którzy napisali ten utwór, dokonali rzeczy, której nawet nie próbuję opisać, bo tego najzwyczajniej w świecie nie da się opisać słowami. Trzeba koniecznie posłuchać. Jest to jeden z moich ulubionych Metallikowych kawałków. Tekst wyjątkowo pacyfistyczny, mówiący o tym, jak bezsensowna jest wojna...
"Fade To Black". Pierwsza ballada zespołu (choć według mnie, nie znowu taka ballada). Utwór bardzo dojrzały. Moim zdaniem to właśnie tu Kirk Hammett demonstruje cały swój geniusz. Pełno w tym kawałku ciekawych aranżacji, zmian tempa i tych... smaczków. Wokal Jamesa już nie jest tak szalony i wściekły, tutaj jest jakby przepełniony smutkiem, żalem do całego świata, wołaniem o pomoc, która nigdy nie nadejdzie... W połowie utworu nadchodzi nieoczekiwana zmiana tempa... a potem nieprawdopodobne solo Kirka, rozbrzmiewające do końca ballady...
"Trapped Under Ice". I powracamy do klimatów z "Fight Fire With Fire". Znowu mamy do czynienia z bezkompromisową, thrashmetalową siekanką. Ten kawałek można opisać kilkoma słowami: ultraszybkie tempo, nie mieszczące się w pale gitarowe szaleństwa (tu znowu składam hołd Kirkowi) i ten wrzaskliwy wokal Jamesa!!! Wart uwagi jest też tekst, mówi o przeżyciach człowieka uwięzionego pod lodem. Jest to, moim zdaniem, doskonały pomysł na motyw do thrashowej rzeźni.
"Escape". Chłopaki ponownie zwalniają, ale to nie oznacza, że utwór jest lżejszy. Może nie jest to jakaś perełka, ale wspaniale bierze udział w tworzeniu klimatu całości albumu. Tekst o pragnieniu wolności, o chorych schematach tego popieprzonego świata i o próbie uwolnienia się od nich.
"Creeping Death". I znowu odlot, prawdziwa masakra!!! Pierwsze, o czym warto wspomnieć, to znowu ta nieposkromiona perkusja! A drugie to... wokal. Tutaj James znowu daje popalić tym swoim wściekłym wrzaśnięciem. Po trzecie... znowu Kirk! Znowu serwuje nam niesamowitą solówkę! Komentarz: utwór doskonały i kropka.
"The Call Of Ktulu". Jedyny utwór instrumentalny na płycie. Początkowo miał się nazywać "When The Hell Freezes Over". Rozpoczyna się bardzo klimatycznie, w tle słychać delikatne podmuchy wiatru. Mi ten wstęp kojarzy się z jakimś cmentarzem w jesienne popołudnie... Ale potem znowu jest ciężko. Kawałek ten to, według mnie, doskonałe posunięcie Metalliki, wspaniale kończy całe arcydzieło.
Nagadałem się, więc oszczędzę jakiś długich podsumowań i komentarzy. Powiem tylko, że po to dzieło nie można nie sięgnąć w swojej przygodzie z muzyką metalową. Jest to pozycja obowiązkowa! Jeden z najlepszych i najważniejszych albumów w historii. Serdecznie zachęcam i... METALLICA RULES!!!
..więc bedziemy słuchać RTL cześciej w następnym roku. chyba że majowie sie pomylili odnośnie tej daty.. ;p
''Soon to fill our lungs the hot winds of death. The gods are laughing, so take your last breath!'' \m/
ale póki co 4 nowe utwory mety już wkrótce haha powrót do 84r. niewykluczny.
Swoją drogą uwielbiam zarówno Megadeth i Metallicę, żeby nie było