- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Metallica "Master Of Puppets"
Od lat wśród fanów Metalliki trwają spory o najlepszy album grupy. Jedni przyznają to miano właśnie "Masterowi...", inni są raczej zwolennikami wspaniałego czarnego albumu. Jedno wszakże jest pewne - to najlepszy materiał z pierwszego okresu działalności zespołu, przypadającego na lata osiemdziesiąte.
"Master Of Puppets" na pozór bardzo przypomina "Ride The Lightning", poprzednie dokonanie kwartetu. Tu również znajduje się osiem utworów. Album rozpoczyna się od delikatnych dźwięków gitary akustycznej, które przechodzą w szalone, szybkie "Battery" - podobnie było z "Fight Fire With Fire". Drugi utwór to - ponownie jak na tamtej płycie - utwór tytułowy. Czwartym kawałkiem też jest ballada - odpowiednikiem "Fade To Black" jest tutaj "Welcome Home (Sanitarium)", wreszcie również tu znalazł się udany utwór instrumentalny - "Orion".
Cóż sprawia więc, że ta płyta przekonuje bardziej niż "Ride The Lightning"? Otóż nie ma tu utworów słabszych, niepotrzebnych. Wszystko jest wspaniale zagrane i nagrane, kapitalnie brzmi i wywołuje poczucie obcowania z muzyczną doskonałością. O ile na "Ride..." niekoniecznie wszystkim musiało się podobać takie "Escape" albo "Trapped Under Ice", to tutaj słuchacz chłonie wszystko w całości, nie zauważając właściwie żadnego zbędnego dźwięku...
Bo weźmy na przykład tytułowe "Master Of Puppets" - liczne przejścia, zmiany riffów, nastrojów, wspaniałe budowanie klimatu... Zaczyna się to niczym zwykły, czadowy kawałek, a przechodzi w coś, co sprawia niesamowite, niepowtarzalne wrażenie - czy przez to wołanie "Master, Master...", czy przez całą tę środkową, wolniejszą wstawkę - w tym utworze, no i jeszcze w "Orion" zespół ujawnia, że nieobce jest mu progresywne myślenie muzyczne - słyszymy zmiany rytmu, riffów, liczne solówki gitar... Jeśli mówimy o "Orion", to warto tu wspomnieć delikatny, cichutki wstęp, wprowadzający zaiste frapujący klimat oraz pochwalić Kirka Hammetta - za fantastyczne partie gitary solowej i Cliffa Burtona za popis na basie w drugiej części. Niestety Cliff zginął tragicznie 27 września 1986 roku. Wypadek wstrząsnął zespołem, tym bardziej, że był on również prywatnie wielkim przyjacielem Hetfielda i Ulricha. Dopuszczano wtedy nawet rozwiązanie zespołu...
Innym wspaniałym kawałkiem na tej płycie jest szybkie "Disposable Heroes" z unisono bębnów Ulricha z gitarą Hammetta na początku i świetnymi, dynamicznymi przyspieszeniami tempa - na przykład tuż przed zakończeniem utworu. Miażdżąco ciężkie dla odmiany i raczej wolne jest "The Thing That Should Not Be" - ten świetny kawałek toczy się niczym pancerny, wielki czołg, rozjeżdżający wszystko na swej drodze...
No i jest jeszcze ultraszybkie, wściekłe "Damage Inc." - czad, czad i jeszcze raz czad...
Doskonały album.
Rozumiem, że pod nazwą black metal macie wyłącznie na myśli misie panda z Norwegi?
Tak naprawdę słowa black metal zaczęto używać przy zespole Venom od albumu Black Metal (1982), który na początku należał do grupy zespołu NWOBHM. Kolejne oficjalne już kapele black metal to Hellhammer, Celtic Frost i Bathory
Mercyful fate z czasem uznaje się za prekusorów black, podczas gdy Metallica - Slayer miały oficjalne przynależności thrash, speed itd (poza tym Slayer też sie wywodzi z NWOBHM)
I falę black metalu można uznać od Venom, Hellhammer, Celtic Frost (1980 - 1986) II falę od Samael, Mayhem, Blasphemy (1986 - 1990) III mniej wiecej od Marduk, Immortal
IV od Burzum itd...
To widać gołym okiem
Sami mówili, że inspirowali się stylem NWBOHM i coś takiego stworzyli u siebie.
To sie czuje na wczesnych beatlegach. Tak podają oficjalne źródła. Grali covery NWOBHM. To nie jest takie oczywiste i analogiczne jak Ci się by wydawało, np. jak w przypadku Norwegii, gdzie rzeczywiście Norweska fala black metalu wytworzyła się w Norwegii, czy rzeczywiście istniało określenie szwedzki death metal i obejmowało Szwecję.
rozwinę: najpierw był industrial (kapele z mieszanką industrialu, new wave, post punk, ebm, czy nawet krautrocka), następnie black metal, crust punk, grindcore, death metal i tu mniej więcej zaczął się industrial metal (kapele z silnym bitem industrialnym z mieszanką głównie thrashowych gitar), następnie kolejne nowe fale black metalu (w tym norweskiego), groove, (kolejna fala industrial metalu), stoner, sludge, post, drone itd. itd
Ponadto Metallica nie jest pierwszym zespołem, która odkryła ten charakterystyczny riff. Coś takiego stworzyli Killing Joke na pierwszym albumie KJ (1980). warto posłuchać albumu a w szczególności utworu The Wait. Co ciekawe to zespół punkowy kierujący się w stronę gotyckiego rocka.
Metallica co prawda wychowywała się na punk rocku. Być może świadomie albo nie świadomie te riffy przemyciła do swojej twórczości z jednoczesnym nadaniem jej większego tempa i wyrazistości w riffie.
Killing Joke tu brzmi archaicznie, mimo to konstrukcja wypisz wymaluj jak w późniejszej Metallice (szczególnie na Kill'em All).