- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Metallica "Kill 'em All"
Debiut Metalliki to przede wszystkim dzieło bodaj najszybsze, najbardziej surowe, spontaniczne w ich dorobku. Brzmienie nie jest jeszcze tak sterylne, "aptekarskie", jak na następnych płytach zespołu. Śpiew Hetfielda nie ujawnia raczej tutaj swoich łagodniejszych odcieni, Ulrich też bynajmniej nie kombinuje za dużo na perkusji - po prostu wali w bębny jak oszalały. A teksty? Późniejsze albumy formacji ukazywały często zainteresowanie Hetfielda-tekściarza problemami współczesnej cywilizacji, potrafiły być dość zaangażowane (vide albumy "Master Of Puppets" i "...And Justice For All"), krótko mówiąc nie opowiadały o byle czym. Tu, na "Kill 'em All", ich tematyka jest jeszcze typowo rockowa, wiecie: scena, blask świateł, ryk silników motocykli, itd...
Po włączeniu płyty od razu powala niesamowity ładunek energii, jaką tych czterech, jeszcze nieznanych prawie nikomu facetów włożyło w jej nagranie. Galop perkusji, szaleńcze solówki, wrzaskliwy śpiew Hetfielda - to wszystko mamy w pierwszym kawałku "Hit The Lights". Podobna ekspresja wyczuwalna jest na całej płycie, szczególnie w brzmiących prosto, nieskomplikowanie "Motorbreath" (gitary świetnie imitujące ryk motorów na początku), "Jump In The Fire", "Whiplash" (Ulrich traktuje perkusję niczym kowal żelazo, tyle że o wiele szybciej), "No Remorse" (świetny riff, ale też irytujące - mnie przynajmniej - solówki) i "Metal Militia" - bardzo marszowy kawałek...
Krzywdzące byłoby jednak stwierdzenie, że jest to album monotonny, jednowymiarowy, jak to się często zdarza gwiazdom heavy-metalu (vide AC/DC, Motorhead). Przykłady ciekawych urozmaiceń to instrumentalny, w większości odegrany wyłącznie na basie, utwór "(Anesthesia) Pulling Teeth", zaskakuje również klawiszowy wstęp (niczym ze starych gierek na Commodore i Atari) do "Phantom Lord". Przekonuje to, że zespół wie już, że żeby zachwycić słuchacza, nie można go zanudzać monotonią...
Dwa bezapelacyjnie najwspanialsze kawałki na tej płycie to jednak "Seek & Destroy" (wgniatający w fotel epokowy riff) oraz "The Four Horsemen", najbardziej rozbudowany na tym krążku, gdzie mamy już epicki rozmach znany z następnych albumów grupy, liczne przejścia, zwolnienia, mnożące się riffy, skomplikowanie formalne kompozycji - czyli to wszystko, co będzie jej główną zaletą w latach osiemdziesiątych. Choć nie jest to ich najlepszy album, nie wyobrażam sobie, by mogło go zabraknąć w płytotece szanującego się miłośnika metalu...
Co do samego brzmienia to masz troche racji, czuć w nim ten brud minionej dekady własnie lat 70, tych jeszcze:) bo sama estetyka to już zupełnie inna:).
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Slayer "Seasons in the Abyss"
- autor: Woland
Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Black Sabbath "Paranoid"
- autor: Elwood
Acid Drinkers "Infernal Connection"
- autor: M_Head