- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Metallica "Death Magnetic"
Nie jest łatwo recenzować długo oczekiwany album ulubionego zespołu. Wielkie oczekiwania, emocje, jakiegoś rodzaju utożsamianie się z muzykami kapeli... W końcu jednak nadszedł ten dzień, w którym przychodzi mi napisać o nienawidzonym i kochanym przez rzesze zespole Metallica.
Jak zwykle nie obyło się bez wielkiego szumu. O powrotach zespołu do korzeni mówiło się już przy okazji premiery kontrowersyjnego "St. Anger". Wszyscy wiemy jak się to skończyło - niezależnie od tego, jakie opinie zebrał materiał, nie był to w żadnym stopniu powrót do grania thrash metalu, do pisania epickich kompozycji. Czy "Death Magnetic" można takim powrotem nazwać? Niech każdy odpowie na to pytanie we własnym zakresie. Moja opinia nie jest jednoznaczna.
Tak - mamy tutaj do czynienia z mnóstwem nawiązań do klasycznych pozycji w dyskografii. Przede wszystkim układ piosenek na albumie. Otwierający "That Was Just Your Life" to uderzenie kojarzące się w dużej mierze z "...And Justice For All", galopada, mnóstwo stricte metalowych riffów i agresywne wokale. Jest instrumental (o nim trochę później), który przechodzi ostatecznie w szybkie i thrashowe "My Apocalypse" - kolejne nawiązanie do chociażby "Dyers Eve". Jest w końcu ballada "The Day That Never Comes", która została zaaranżowana w stylistyce "One" (a więc spokojny, liryczny początek, a następnie rozkręcająca się maszyneria i gonitwa riffów).
Dlaczego więc nie? Co przeszkadza mi w stuprocentowej deklaracji, że Metallica wróciła na tor wyznaczany w latach 80? Otóż jest na "Death Magnetic" całe zatrzęsienie rockowych wpływów, których Metallica się już nigdy nie pozbędzie. Całe mnóstwo przebojowych refrenów, specyficzna (nienawidzona przez wielu, przez innych kochana) maniera wokalna Hetfielda. Nie będę ukrywał, że jestem wielkim fanem nie tylko epickich kolosów jak "Master of Puppets", ale również eksperymentów rockowych tych panów z San Francisco. Swojego rodzaju fuzja "nowego" ze "starym" przypadła mi więc do gustu.
To, co najbardziej cieszy, to jednak świeżość i dynamika, jaka bije od "Death Magnetic". Metallica AD 2008 nie gra muzyki prostej ani też takiej, którą już poznano wzdłuż i wszerz. Mój ulubiony na krążku "All Nightmare Long" to dość połamana kompozycja, kipiąca wprost rockowym feelingiem, a jednak podana w bardzo metalowym sosie. Nie twierdzę, że wszyscy sceptycy nagle powrócą do słuchania swoich herosów z młodości. Ale nie wątpię również, że przynajmniej jakaś część z nich będzie usatysfakcjonowana (wnioskując po odzewie w internecie - nie jestem daleki od prawdy).
Kontrowersje wzbudziła obecność trzeciej już części słynnego "The Unforgiven". Sam utwór z pewnością nie rozwieje wszystkich wątpliwości słuchaczy. Mnie osobiście "The Unforgiven III" przekonał, poruszył, ładunek emocjonalny w tym kawałku jest nie do opisania. Nie powalił mnie natomiast na kolana instrumentalny utwór "Suicide & Redemption". Nie dlatego, że jest on zupełnie inny od świetnego "The Call of Ktulu". Uważam, że jest po prostu za długi. Zawarto w nim wiele świetnych, rozkręcających się motywów, wspaniałe solówki, za dużo tu jednak w moim odczuciu mozolnych, ciężkich riffów, które mogą znużyć słuchacza. Ogólne odczucie mimo wszystko pozytywne, ale bez "kolan".
Nie brakuje na płycie istnej szkoły riffów. Pojawiły się dialogi gitar rodem z Thin Lizzy. Powróciły również gitarowe solówki. Kirk Hammett może być z siebie zadowolony. Spuszczony ze smyczy szaleje i wychodzi z siebie. Nie zawsze się to udaje - za dużo tu dążenia do ultra-szybkości (z dużą dawką wah-wah), ale w pewnych momentach łapałem się za głowę: "O cholera, to było mocne". To, co mogę ponadto zarzucić płycie, to zbyt głośna produkcja. W dobie dążenia do absolutnie stuprocentowego wykorzystania możliwości brzmieniowych ktoś tu przesadził. W kilku momentach dźwięk przesterowuje się, głośniki brzęczą, takich efektów specjalnych nie powinni dopuszczać panowie masterujący materiał. To, czego życzyłbym sobie więcej w przyszłości, to gitara basowa. Rob Trujillo to absolutny gigant, zarówno jeśli chodzi o technikę, jak i groove. Oczywiście na "Death Magnetic" nie ma mowy o powtórce z "Justice", bas jest słyszalny, ale momentami zlewa się z resztą, przed szereg wybija się tylko kilkukrotnie. Liczę na jeszcze większe wpływy tego wesołego muzyka w przyszłości.
Ogółem jednak "Death Magnetic" to cholernie spójny album i mimo długości trzyma w napięciu. Wszelkie minusy znikają w obliczu ogólnego wrażenia. Nie zgodzę się, że Metallica wypaliła się kompozycyjnie. To, co najwspanialsze na krążku, to znaczny wzrost jego wartości w miarę zapoznawania się. Mimo bardzo dobrego pierwszego wrażenia odkrywam tę płytę przy każdym kolejnym odtworzeniu. Zero znudzenia. Bardzo pozytywna (mimo ponurej tematyki) pozycja w dyskografii Metalliki.
Na koniec dodam jeszcze, że jeśli zastanawiacie się nad zakupem albumu - warto wybrać wersję "pełną", z genialnym artworkiem. Metallica przedstawiła tu absolutnie najwyższą klasę, intrygujący koncept z wyciętą w środku mogiłą i doskonałymi zdjęciami na każdej stronie książeczki.
Faktycznie jesteś wielkim fanem muzyki rockowej, skoro uproszczenie kawałków, dodanie im powera typowo rockowego uznajesz za efekt ubogości kompozycyjnej, aranżacyjnej. W takim razie powiedzmy sobie śmiało i jasno - jesteś metalowcem, fanem muzyki metalowej, ale nie rockowej chłopie. Zwłaszcza, że Czarny Album uznajesz za ubóstwo muzyczne, album, który na calym świecie zebrał chyba nie gorsze oceny niż wsławiony Master, a na pewno również w wielu miejscach, gdzie metalu po prostu się nie słucha i w których uznaje się taką muzykę za nieciekawą.
Piszesz, że moja ocena nie jest warta komentowania, czyżbyś sie bał że mam rację. Możemy opisać każdy kawałek z najnowszej płyty, rozebrać go "na czynniki pierwsze" a ja ci napiszę na której płycie, jakie piosenki i jakie riffy panowie z Mety skopiowali od samych siebie. O podobieństwie The Day That Never Comes do One można napisać doktorat, i to jest właśnie żenujące - niemoc twórcza Metallicy. Death została nagrana na zasadzie kopiuj wklej.
"...skoro uproszczenie kawałków, dodanie im powera typowo rockowego uznajesz za efekt ubogości kompozycyjnej, aranżacyjnej..."
Tak uważam!! Bębnili cały czas o powrocie do swoich korzeni, przypominam że nie grali wtedy roczka. Starzy fani, wśród nich i ja, oczekiwali porządnej metalowej rozwałki, a wyszła wydmuszka, że o mastringu nie wspomnę.
Czarny album, owszem był jakimś novum na pocz. lat 90-tych, lecz jednocześnie stał sie gwoździem do trumny dla muzyki metalowej w wykonaniu Metallicy - nazwa zespołu przestała być adekwatna do wykonywanej muzyki. Ogromnym nieporozumieniem były już jakieś dziwne koncerty w filharmoniach, o ile balladki można sobie pograć z całym instrumetarium orkiestry, to np takie Battery wyszło wręcz katastrofalnie źle.
I jeszcze o ich "rockowym" powerze jak to określacz i uproszczeniu. No wybacz, ale od zespołu takiego jak Meta, nie oczekuję uproszczenia!! Wręcz odwrotnie. Z takim doświadczeniem jakie posiadają, to kompozycje powinny być majstersztykiem aranżu. Prosto to sobie może grać jakiś Green Day, albo Blink 182 a nie Metallica. A skoro o rockowym powerze i klimacie mowa, to nawet z naszego podwórka przykład może pokazać, że Metallica raczej blado wypada na tle zespołów, które wcześniej od niej sie uczyły grać. Wystarczy wspomnieć, jakże rockowy, Riverside czy wyświechtaną Comę, od nieistniejącego Kobonga powinni sie uczyć, a jak koniecznie potrzebujesz zagranicznych przykładów to na zakończenie niech będzie Testament - goście nie odpuszczają i nagrywają na prawde kozackie płyty - ale oczywiście ty tego nie zauważysz, bo każdy bąk Metallicy będzie dla ciebie pachniał fiołkami.
Nie podoba mi się wszystko bez wyjątku co nagrał ten zespół , co nie zmienia faktu, że należę do tej akurat frakcji, która daje pełną swobodę artyście i w sumie nie obchodzi mnie czy nazwali się Metallica, czy Rocktallica czy Psychodellica, niech grają co czują i na co mają ochotę. My to oceniamy, Ty negatywnie - mnie się to podoba i nie dlatego, że ma to nazwę Metallica na okładce więc akceptuję tobez bicia. Nie uważam aby wszystko co nagrali było doskonałe, ale ich mariaż z klimatycznym rockiem na Load mnie przekonuje i z perspektywy czas uważam tą płytę za bardzo udaną.
To, że lubię eksperymenty Mety, nie oznacza, że ignoruję kapele stricte metalowe jak Testament, który lubię (a których ostatni album mi podchodzi i mnie cieszy) albo rocknrollowy Motorhead, który gra na dobrą sprawę dośc podobny klimat od wielu lat a wciąż robi to znakomicie. Nie ograniczam się do danego typu kapel, więc ok - obaj nie oceniajmy się zanadto pochopnie.
bardzo dobra ambitna trudna do zagrania płyta, Kirk dla mnie bogiem gitary nie jest uważam go za dobrego rzemieślnika ale tutaj pokazuje coś więcej.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Acid Drinkers "Verses of Steel"
- autor: Lubek
- autor: don Corpseone
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Cavalera Conspiracy "Inflikted"
- autor: Ugluk
Sepultura "Dante XXI"
- autor: Ugluk