- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Mercenary "11 Dreams"
Gdy pomyślę o Danii, dochodzę do wniosku, że kraj ten chyba nigdy nie mógł poszczycić się zbyt bogatą sceną metalową, ale zawsze stawiano tam na jakość a nie ilość. Nazwy takie jak Mercyful Fate, King Diamond, Invocator czy Illdisposed mówią same za siebie. Nagranie trzeciego w historii albumu zatytułowanego "11 Dreams" z pewnością sprawi, iż Mercenary błyskawicznie dołączy do silnych reprezentantów ojczyzny klocków Lego.
Kolejna płyta Duńczyków jest rozwinięciem stylu wydanego dwa lata temu "Everblack". Tym razem Mercenary wspiął się na absolutne wyżyny, tworząc niezwykłą, unikalną kombinację melodii i agresji na bazie rocka, heavy, thrash, a nawet death metalu. "11 Dreams" zachwyca feerią muzycznych barw - bogactwo aranżacji, doskonała technika, klawiszowe tła oraz wstawki i świetne, różnorodne wokale (czyste i ostrzejsze) chwilami zapierają dech w piersiach. Każdy kawałek niesie ze sobą ogromną dawkę ekspresji i energii - w każdym numerze znajdziemy fantastyczny mariaż drapieżnych riffów, rewelacyjnych, odjechanych solówek ("World Hate Center"), mocnych, sprawnych bębnów i niemalże popowych refrenów ("11 Dreams"). Na trzecim albumie Duńczyków w parze z ciężkością idzie delikatność ("Sharpen the Edges"), a lekkość ściera się z metalową ścianą gitar. Mimo to wszystkie te przeciwstawne sobie elementy współgrają ze sobą w niewiarygodny sposób. Album zniewala łatwością, z jaką zespół potrafi budować tak niezwykle chwytliwe numery - mimo swej złożonej struktury są one łatwe w odbiorze i na długo zapadają w pamięć (wystarczy wspomnieć chociażby znakomite "Supremacy v2.0" i "Loneliness" czy świetną przeróbkę "Music Non Stop" z repertuaru szwedzkiej grupy Kent). "11 Dreams" to materiał zagrany z polotem, lekkością, pełen rewelacyjnych kompozycji, które potrafią przykopać, ale też rozczulić. To również majstersztyk produkcyjny - brzmienie płyty jest doskonale wyważone, dając pole do popisu każdemu z sześciu muzyków.
Nowy album Duńczyków prezentuje się bardzo świeżo, nieco nowocześnie i cholernie spójnie. To krążek dla tych, który szukają w muzyce metalowej melodyjności, niebanalnych rozwiązań, ale i czadowych riffów. Sięgając po "11 Dreams" fani In Flames, Soilwork czy Dark Tranquillity nie będą zawiedzeni. A liderzy melodyjnego grania powinni się mieć na baczności, bo ich pozycja jest solidnie zagrożona. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.