- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Megadeth "The World Needs A Hero"
Chociaż z przysłowiowej dużej chmury spadł mały deszcz i z szumnie zapowiadanego powrotu do cięższego grania nic nie wyszło, to i tak otrzymaliśmy najlepszy album Megadeth od czasu "Countdown to Extinction". Co więcej, zanosi się na to, że w przyszłości będzie jeszcze lepiej - po dłuuugiej przerwie na okładkę powrócił Vic Rattlehead, znów mamy tytuł piosenki z wielokropkiem i znów lwią część materiału napisał sam Mustaine...
"The World Needs A Hero" jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Wcześniej już prawie całkowicie straciłem wiarę w Megadeth, gdyż od czasów "Youthanasia" ich forma systematycznie spadała, a o albumach takich jak "Rust In Peace" nie można było nawet marzyć. Kiedy na dodatek zespół opuścił Marty Friedmann, wydawało się, że to koniec wszelkich marzeń i złudzeń. Tymczasem, paradoksalnie, okazało się że odejście świetnego gitarzysty wyszło zespołowi na dobre, a znany z Savatage i zespołu Alice Coopera Al Pitrelli znakomicie i szybko wkomponował się w zespół.
Pierwszy utwór - "Dicconnect" - zaczyna się od dziwnie znajomego, melodyjnego riffu, który przechodzi w przyjemną dla ucha, fajną piosenkę utrzymaną w średnim tempie. Warto zwrócić uwagę na świetną solówkę Dave'a. Cóż, nie ma Marty'ego, więc jest więcej miejsca na to, żeby się samemu wykazać... Kolejne piosenki utrzymane są w podobnym rockowo-quasimetalowym stylu. Piosenka tytułowa zaskakuje ciekawą konstrukcją, opartą na riffie imitującym serie z CKM i ciekawej linie basu. Do tego fajna linia wokalna i świetne gitarowe zagrywki. Warto przysłuchać się uważniej tekstowi, który ujawnia narcystyczne strony charakteru Rudzielca. Wydany na singlu "Moto Psycho" opiera się na dynamicznym riffie i chwytliwym refrenie, jednak mam wrażenie że Dave trochę przekombinował wokal. Potem mamy świetne "1000 Times Goodbye" - ciekawy quasithrashowy riff, fajna linię melodyczną, nietypowe rozwiązania wokalne (wtrącone rozmowy Dave'a z kobietami), super solóweczki i do tego świetny tekst, traktujący tym razem o różnych historiach i przygodach lidera zespołu z przedstawicielkami płci przeciwnej. Kolejny utwór "Burning Bridges" zdecydowanie obniża poziom całości i poza początkiem nie ma tu nic godnego uwagi. "Promises", to jedyna ballada na tym "krążku", może nie na miarę "A Tout Le Monde", ale chyba najlepsza od tego czasu. Potem mamy miejscami psychodeliczne "Recipe For Hate... Warhorse", z wokalem, a właściwie recytacją wokalną w roli głównej i towarzyszącymi my dziwnymi dźwiękami, a potem coraz szybciej i szybciej, i... koniec. Ciekawy utwór, w klimacie jakich dawno na płytach Megadeth nie było... Potem znienawidzony przez wielu fanów "Losing My Senses" (niesłusznie moim zdaniem), który przypomina "Burning Bridges", z tym że w tym przypadku mamy o wiele lepsze riff i refren. No i w końcu cztery ostatnie numery. Najpierw znany z megadethowego best of, przypominający zarówno pod względem tekstowym jak i muzycznym pamiętne "Sweating Bullets" - "Dread And Fugitive Mind". Na taką piosenkę czekaliśmy od dawna, świetna dynamika i dawno nie słyszane thrashowe zagrywki. Potem kolejna niespodzianka, instrumentalny "Silent Scorn", zagrany na pudło i trąbkę, stanowiący wprowadzenie do piosenki "Return To Hangar". Tak, tak, to nawiązanie do słynnego "Hangaru 18" z "Rust In Peace". Niewątpliwie świetna kontynuacja, doskonały podbity basem riff, momenty czystej thrashowej nawalanki i w końcu słynne sola. Może nie ma ich tak dużo i nie są tak porywające, jak te Friedmanna, ale i tak trzymają równy, wysoki poziom. Zresztą końcowe solówki wyraźnie nawiązują do wizyty w Hangarze sprzed jedenastu lat. No i na koniec - "When", który trwa... tak, tak ponad dziewięć minut. Przede wszystkim brawa za odwagę, a po drugie brawo za piosenkę. Zaczyna się od podobnego do "Recipe For Hate" psychodelicznego wstępu (długa recytacja Mustaina), który przechodzi w świetny klasyczny thrash z licznymi nawiązaniami do New Wave Of British Heavy Metal i thrash metalu z lat 80.
"The World Needs A Hero" to niewątpliwie album udany i doskonale rokujący na przyszłość. Ja już ostrzę sobie zęby na kolejny "krążek" zespołu, a są mocne podstawy żeby sądzić, że będzie to album jeszcze lepszy i jeszcze "cięższy"...
Materiały dotyczące zespołu
- Megadeth
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Judas Priest "Painkiller"
- autor: Sinner
Metallica "...And Justice For All"
- autor: Didejek
Black Sabbath "Mob Rules"
- autor: Wickerman
Iron Maiden "The Number of the Beast"
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski