- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Megadeth "TH1RT3EN"
Prawdziwy recenzent to z definicji okaz przeluja. Jest twardy niczym jaja goryla. Nie ma ulubionych zespołów, a nawet jeśli ma, to o tym nie napisze. Przecież to takie kurwa nieprofesjonalne. W takich sytuacjach cieszę się, że nie jestem zawodowym recenzentem i nie muszę się martwić o "pijar", czy że Redaktor Naczelna nie obstawi mi cyców na czole. Mogę napisać, co niniejszym czynię, że jestem oddanym fanem Megadeth od ponad 20 lat i przysłowiowy "chuj". Zawsze stawiam się regularnie w sklepie, by zakupić nową płytę, jeżdżę na koncerty, mam wszystkie wydawnictwa - na kasetach, na winylu, na cd, zremasterowane, bootlegi, ciuchy, znaczki, naklejki, flagi, skarpety, starego kondoma, a nawet egzemplarz pornola wydanego ponoć przez firmę Nicka Menzy po odejściu z Deth. Naprawdę też kocham Dave'a Mustaine'a, do tego stopnia, że często oszukuję sam siebie i pozwalam mu bezwstydnie obdzierać się z kasy i robić w wała ile wlezie. Łykam każdą składankę, best of, box, koncertówkę czy vhs i dividuo. Jestem z nim i teraz, przy premierze 13. pełnego krążka w karierze, zatytułowanego "Th1rt3en", który może zwiastować koniec kariery Megadeth. Grafika zdobiąca nowy album mówi sama za siebie. Wewnątrz symbole wszystkich płyt Megadeth, na tyłach pogrzeb Vica Rattleheada - choć trzeba uważać, bo Dave tym razem znów trochę oszukuje, lecz robi to na tyle klasowo i przekonująco, że jak stara dobra dupa z francuskiego pocieracza spijam słodkie metalowe kłamstwa, jakie gość znów jęczy mi do ucha.
O tym oszukiwaniu to może później, tzn. ok. 23:00, bo dzieci czytają (taki żart, jakby ktoś nie zajarzył), ale nie sposób ująć rzeczy inaczej niż że Mustaine kontynuuje zwycięski pochód rezurekcyjny swojej twórczości, zapoczątkowany gdzieś na "The System Has Failed". Nie chodzi bynajmniej o to, że nagrywa kolejną odsłonę "RIP" czy że powrót Dżuniora na bas rok czy dwa lata temu, jakoś wybitnie wpłynął na muzykę Megadeth. Już od świetnej, nie wiedzieć czemu zlanej przez komentujących na tych łamach moczem, "Endgame" Mustaine zdaje się pozostawiać za sobą kompleks Metalliki i skupiać na tworzeniu świetnych, niewymuszonych kompozycji.
Pierwsze, co na "Th1rt3en" rzuca się w uszy, to to, że Megadeth może nie zdecydowanie, ale jednak zwalnia w porównaniu z poprzednim krążkiem. To wciąż kanonady riffów, mam jednak wrażenie, że większy nacisk postawiony jest tutaj na jako taki groove niż rytmiczno - solówkowe ściganie się ze światłem. Już na samym początku "Sudden Death" uderzają marszowe rytmy i schizofreniczne, prujące bebechy popisy żywcem zdjęte ze stareńkiego "Devil's Island", przechodzące, co ciekawe, całkiem płynnie w melodyjne części, której "Youthanasia" czy "TSHF" by się nie powstydziły. Choć mamy tutaj od chuja wymiatań Brodericka i jego starszego rudego kolegi, to jednak tak sprytnie wplecionych w kompozycję, że nie dają efektu przesytu, tylko jak zwykle zawstydzają wszystkich, którym wydaje się, że coś tam na gitarze zagrać potrafią. "Public Enemy No. 1" to już pierwsze drobne kłamstewka, w postaci drugiej części otwierającego riffu sprytnie przearanżowanego z pamiętnej megadethowej wersji "Problems", zamieszczonej swego czasu na "Hidden Treasures", przelatujące płynnie w galopujące patenty w typie "Tears In A Vial" ("The System Has Failed"), czyli miesza się tutaj trochę zadziornej, punkowej melodyki i "the trooperowe" naganianie. Choć piosenka całkiem to przyjemna, to jednak nie niosąca ze sobą jakichś specjalnie wysokich doznań. Co innego "We The People", którego nośny refren wynosi go na jeden z najbardziej przebojowych fragmentów płyty, to jednak co czyni go wyjątkowym, to rewelacyjne solo i pozornie nie wnoszące nic do stawki drugoplanowe, parosekundowe oniryczne wręcz wstawki gitarowe, przytłumione echem zmodulowanego głosu Rudego.
Dla ludzi pragnących miazgi jest "Guns Drugs And Money", ciężarem i średnim tempem skupiając się bardziej na metodycznym punktowaniu gęby, niż rozjeżdżaniu widzów Formułą 1. Parę sekund młynka gitary Dave'a, nieco psychotyczna melodyka - niby nic, a zęby w glebie. Z kolei "Never Dead" to w połowie powtórka z "Head Crushera" pilotującego "Endgame", ale o jego sile stanowi jednak wyciszone, nieco pojechane wejście pluskającej struny. Świetnie wypada także "Fast Lane" z gitarą puszczoną niczym w metalowej rurze i wykurwistym riffem, złożonością przypominającym to, co swego czasu działo się na takiej płycie, jak "So Far...", a wolnej partii jadącym na kilometr "Wake Up Dead". Jest to także ostatnim przystanek przed wielką ściemą.
Już przy okazji "United Abominations" z 2007 r. zastanawiałem się głośno na chuj komu nagrywanie nowej wersji "A Tout Le Monde" i zamieszczanie go jako regularny numer na nowym krążku. Tym razem Mustaine na spółę z producentem Johnnym K. chyba jednak trochę przegięli, "nibyprzerabiając" aż trzy piosenki z bardziej lub mniej zamierzchłej przeszłości. Może ponowne wstawienie jako regularnych numerów "Millenium Of The Blind", "New World Order" i "Black Swan" ma dać do myślenia młodszym fanom, bo co na ten przykład mnie mogą one obchodzić? Mam "Hidden Treasures", mam remastery z 2004 r., gdzie powielono to jako bonusy, a te wersje z najnowszej "13" nie różnią się od oryginałów w zasadzie niczym konkretnym. Praktycznie ta sama kompozycja, tutaj dodane solo, tam jakiś tekst, stęknięcie, och, ach i tyle. Mimo iż wpasowują się w "Th1rt3en" doskonale, to jednak stanowią dla ich twórcy ryzyko, że ktoś znowu nada mu od Fredów czy też zwyczajnych rabusiów żerujących na oddaniu fanów.
Całe szczęście epilog tej płyty w postaci "Deadly Inside", z główną zagrywką zajebaną Matallicatsom z "Broken Beat And Scarred", oraz cudownej, nieco danzigowej ballady tytułowej, rekompensuje w pełni to lekkie uczucie goryczy, które rzeczone wcześniej pozostawią w ustach wszystkich prawdziwych fanów Megadeth, którzy zwyczajnie mogą poczuć się wydymani.
Mimo tych zarzutów śmiało stwierdzę, że na "13" zabrakło słabych momentów. W pewnym sensie to płyta lepsza od "Endgame", bo nie skoncentrowana tylko i wyłącznie na ciągłym udowadnianiu, kto jest najszybszym gitarzystą na świecie i że można 400 solówek zmieścić w 4 minutach kawałka, a i tak to Broderickowi za mało. Tamtej płycie dałem dziesiątkę, a choć "Th1rt3en" słucha się o wiele swobodniej, bo jest na niej więcej świeżości i powietrza otulających ograne lata temu patenty, obniżam ocenę z uwagi na nieuczciwość programową materiału. Wolałbym dostać cd później, ale z zupełnie nowymi kawałkami. Co z tego, że taki "Black Swan" rewelacyjnie jedzie Black Sabbath, skoro już w 2007 r. miałem go na bonusie do "United Abominations". Nie róbmy jaj Panie Mustaine, czyżby Ulrich czymś zaraził na wspólnej trasie?
Przeczytaj recenzję autorstwa Mateusza Libera.
Zawsze opierała się na czyichś pomysłach, nie tylko Mustaina, który faktycznie wiele tam wniósł jak jeszcze z nimi grał, ale choćby mowa o Killing Joke.
Nie wierzę, że nie korzystali z takiego klasyka jak pierwszy album Killing joke (1980). Wystarczy posłuchać np. utworu - The Wait.
Metallica to może i wielki symbol thrash (wielki szacunek za Kill'Em All i Masters of Puppets za genialne albumy), ale prawdziwy thrash to Megadeth, Slayer, Testament, Exodus, Anthrax i wczesny Voivod.
Warto pamiętać o Niemcach: nie tylko Destruction, Kreator, Sodom, Assassin ale i Exumer.
Megadeth jest o tyle ciekawy, ze ma niekonwencjoonalne podejscie w thrashu.
Dużo solówek melodyjno - skomplikowanych w wolnym rytmie albo w kopiącym po dupsku punkowego tempa. Megadeth jest bardzo zróżnicowany i nie przewidywalny. Schemat jest niejednorodny o ile to można nazwać schematem.
Megadeth jest bardzo wyrafinowany i trzyma sie stylu, gdzie Metallica momentami traci, gdyż świadomie albo nieświadomie szuka muzyki, która się sprzeda, będzie mainstream'owa, stara się pokazać, ze jest na czasie jeśłi o chodzi o granie nowoczesnych trendów szeroko rozumianego heavy metalu.
Wracając do tej płyty - najlepsze utwory jak dla mnie to: za 5 pkt. na 5. Sudden Death, Never Dead, Fast Lane, Wrecker, Millenium of the Blind, Deadly Nightshade pozostałym zaś daję 4 pkt. na 5 możliwych. Genialne solówki Mustaine i Brodericka, riffy i świetna perkusja komponująca się z basem Ellefsona. Ostatnio coraz więcej dobych płyt thrashowych wychodzi po wielu latach spuścizny dosłownie w tym nurcie.
Materiały dotyczące zespołu
- Megadeth
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
All My Life "All My Life"
- autor: RJF
Opeth "Heritage"
- autor: Megakruk
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
Motorhead "Ace Of Spades (reedycja)"
- autor: Mikele Janicjusz
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Vader "Welcome To The Morbid Reich"
- autor: Megakruk