zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

recenzja: Megadeth "Endgame"

28.09.2009  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Megadeth
Tytuł płyty: "Endgame"
Utwory: Dialectic Chaos; This Day We Fight!; 44 Minutes; 1,320; Bite the Hand; Bodies; Endgame; The Hardest Part of Letting Go... Sealed With a Kiss; Head Crusher; How the Story Ends; The Right to Go Insane
Wykonawcy: Dave Mustaine - gitara, wokal; Chris Broderick - gitara, wokal; James Lomenzo - gitara basowa, wokal; Shawn Drover - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Roadrunner Records
Premiera: 2009
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Robię się sentymentalny na starość. Wprawdzie wojny żadnej nie przeżyłem i w okopach nie siedziałem (choć wszystko jeszcze przed nami), to jednak popadam czasem w melancholię. Wracam do czasów szczenięcych, kiedy można było sobie pozwolić na wypięcie dupy opiętej "rurkami" w stronę świata, a większość problemów załatwić prostym stwierdzeniem "skocz mi na wentyl". I choć mało mądre to było, a nawet bardzo naiwne przy okazji, to nie pozbawione swojego anarchistycznego uroku. Takie, wiecie, licealne "Sturm und Drang Periode". Miał też wtedy człowiek swoich idoli, o których upadku wszem i wobec pieją dzisiaj media. Myślało się, że są te jednostki, a także czasem zespoły, nieśmiertelne, że nie mają się prawa zestarzeć, tym bardziej, że nie spotka ich w życiu żadne potknięcie, i w ogóle, że do grobowej deski nic w tym zajebiście poukładanym światku się nie pozmienia.

Może wstrząsnę niejednym, ale powyższe marzenia nie odnosiły się do legendy marszałka Piłsudskiego czy pontyfikatu JP II, ale raczej związane były z muzyką, a konkretnie z określoną marką. Co do metalu - grupki zakochane w Slayer zastraszały fanów Nirvany, młodzieńcy w koszulkach "...And Justice For All" delikatnie tłumaczyli trampkami, dlaczego nie powinno się już słuchać Bon Jovi, a z kolei panowie z czachami Vica Rattleheada wyszytymi na plerach wybijali ludzikom z głowy przeświadczenie, że twórczy i oryginalni to zawsze byli tylko Def Leppard. Nawet bym wtedy nie pomyślał, że dożyję czasów, kiedy to wszyscy wymienieni "miszczowie" będą krytykowani.

Metallice już się dostało za, naprawdę świetny, retrospektywny "Death Magnetic". Po wydaniu zachowawczego w mniemaniu wielu "Christ Illusion" i ostatniego przedpremierowego "Psychopaty Red", parę osób obraziło się na Slayer, a na nich do niedawna raczej mało kto się obrażał. Ciekawym zatem, jak zareaguje lud na powracający Megadeth, bo furiatów, którym wciąż mało rewolucji i nowatorskich pomysłów, ekipa Dave'a Mustaine'a też zostawia tym razem z niczym. Mnie to osobiście bardzo cieszy. Ktoś tam gdzieś na znanym opiniotwórczym portalu na literę "o" naskrobał, że "Endgame" jest jawnym prostym odnośnikiem do klasycznych już "Rust In Peace" i "Countdown To Extinction". To prawda, ale tylko połowicznie. Już sam program płyty, którego przystankiem początkowym jest utwór instrumentalny ("Dialectic Chaos"), przechodzący w fajnie strukturalnie amorficzny killer "This Day We Fight", jest realizacją marzenia o powtórce sesji nagraniowej, na której amatorkę Rudzielec narzekał za każdym razem, wspominając jeden z najbardziej niedocenionych krążków w jego karierze, czyli "So Far, So Good? So What?". Tam niemal identycznie "Into The Lungs Of Hell" przechodził w genialny "Set The Word A Fire". A na "Endgame" - proszę bardzo. To samo mistrzostwo precyzyjnego, ciętego, połamanego riffu, kaskady solówek i ta zupełnie nonkonformistyczna, pijacka wręcz maniera wokalna, w której więcej melodeklamacji niż śpiewu, z tym, że w końcu należycie zmiksowana i opatrzona adekwatnym do zawartości potężnym brzmieniem.

Dopiero po tych wejściach, gładko tnie ucho speed a la "RIP", w postaci rozpędzonego "44 Minutes" , odwołaniem zaś do melodyjnych refrenów "CTE" raczy "Bodies", w refrenie przypominający nieco "Symphony Of Destruction". Nowe - stare Megadeth to jednak nie tylko sama mieszanka thrashowych prędkości, bo w tytułowym "Endgame" pojawia się też początkowo wolny, stopniowo przyspieszający riff, przywodzący na myśl apokaliptyczną wersję monumentalnego wałka "Youthanasia" z krążka o tej samej nazwie. Ballada "The Hardest Part Of Letting Go?" spokojnie mogłaby zasilić program "The System Has Failed", "Head Crusher" czułby się wspaniale figlując w jednym łóżku z "Take No Prisoners" (znów "RIP"), a kończące to całe przedstawienie "The Wright To Go Insane", przebojową, postpunkową manierą odwołuje się do epilogów "Youthanasia" ("Victory") czy nawet "Cryptic Writings" ("FFF").

Dla jednych to będzie "tylko tyle", dla mnie to aż tyle. Co z tego, że powrót do przeszłości, skoro tak zajebisty. Co z tego, że tym samym Dave Mustaine popełnił te same błędy, ale też zawarł te same genialne rzeczy, co na pierwszych pięciu - sześciu krążkach. W końcu mogę napisać, że to w 100% jest "ten Megadeth". Nawet sprawcy klęski poprzedniego "United Abominations", czyli Andy Sneap i średni, niczym kondycja polskiej reprezentacji w piłce wodnej, perkusista Shawn Drover, wspięli się w tym przypadku na swoje wyżyny, a nowy nabytek w postaci Chrisa Brodericka umożliwił osiągnięcie w materii czarowania gitarą solową tego samego poziomu, jakim epatowały krążki, na których wiosłowali Marty Friedman czy Chris Poland.

Innymi słowy mamy klasyk, dodam tylko, że megadethowy klasyk. Więc kto nie rozumiał, czym tu się zachwycać, bo to nie takie przebojowe, jak Metallica, albo ociężałe jak Slayer, nie będzie rozumiał dalej. Kto zaś kochał ich od pierwszego wejrzenia, na pewno postawi "Endgame" zaraz obok klasycznych dokonań albo w skrajnym przypadku weźmie pod pachę i poleci pod śmietnik, wyszukać ostatnich żyjących fanów Def Leppard, żeby wyjaśnić im, że nie tylko ich ukochany zespół był pomysłowy i oryginalny.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: niestety
SzalonyIkar (gość, IP: 83.23.131.*), 2009-10-02 09:48:03 | odpowiedz | zgłoś
Skoro twoim zdaniem nic nowego nie może być w thrash metalu, to życzę wielu muzycznych doznań słuchając nowych płyt z tego gatunku.
slabizna.
jg_ (gość, IP: 79.190.127.*), 2009-09-30 13:02:20 | odpowiedz | zgłoś
megadeth to moj nr 1, ale niestety tylko ze wzgledu na stare plyty. Na ostatnich albumach nie wiem czemu dave wzial sie za rapowanie do ciagle tych samych podkladow rytmicznych. wkurza mnie to na maksa. jakis wstepik, czesto krociotki i dalej zwrotka, prawie mowione jednostajnie blablabla i w tle jakis nudnawy podkladzik. pewnie ma chlop wiele innych ciekawszych zajec do roboty niz komponowanie. technika nowego gitarzysty nie moze byc sposobem na zerwanie ze stagnacja. czy osoby oceniajace ten album jako znakomity nie zauwazaja przepasci miedzy tym co bylo, a co jest? dziwne...
tja
baalmar (gość, IP: 81.107.0.*), 2009-09-30 11:03:56 | odpowiedz | zgłoś
Początkowo płyta wydawała mi się typowym średniakiem, kolejnym w dorobku Megadeth. Ot, solidne rzemiosło, którego Mustaine wstydzić się nie musi aczkolwiek z hucznych zapowiedzi pozostał tylko pewien niesmak. Po kilkunastu jednak przesłuchaniach płyta zatrybiła, wskoczyła na odpowiedni rytm i uważam obecnie, że to bardzo dobra płyta, może troszkę pompatyczna poprzez solówki, idąca na pewne kompromisy w kwestii rozliczania z przeszłością jednak uważam, że zarówno tutaj jak i na Death Magnetic jest po prostu sporo fajnego grania, które mnie osobiście leży.
rozczarowanie
Grinderek (gość, IP: 83.26.108.*), 2009-09-30 10:40:23 | odpowiedz | zgłoś
zarówno Christ Illusion Slayera, jak i Death Magnetic Metallicy razem z Endgame Megadeth, to najgorsze płyty tych zespołów, nudne, wtórne i bez pomysłu na muzykę, z jednym tylko założeniem - grac "w starym stylu".
Jednak niewiele ciekawego z tego wychodzi, jestem rozczarowany na maxa, a słucham tych kapel od 20 lat, co do Slayera to też zanosi się na kolejną muzyczną porażkę, jedynie liczę na Anthrax, oni jako jedyni zawsze wnosili coś swieżego do muzyki i nie bali się zaryzykować z odważnymi pomysłami.
Rozczarowanie roku
van_gieroy (gość, IP: 212.76.37.*), 2009-09-29 23:14:50 | odpowiedz | zgłoś
No niestety, jako fan Megadeth muszę z przykrością stwierdzić że mimo kosmicznych popisów technicznych Mustaine'a i spółki, pod względem muzycznym to chyba najgorszy album zespołu.Co z tego, że jest ostro, szybko itd. skoro same kompozycje są najzwyczajniej w świecie słabe. Tu właściwie nie ma żadnego ciekawego riffu! Jestem potwornie rozczarowany tym bezsensownym łojeniem.Mało kto o tym wspomina, ale Mustaine to przede wszystkim znakomity kompozytor. Na tej płycie niestety zupełnie tego nie słychać.
King Dave
megazgred70 (gość, IP: 80.244.141.*), 2009-09-29 22:53:10 | odpowiedz | zgłoś
Płytka rewelacja - rasowe Megadeth z mnustwem smacznych solówek, recenzja nieco sentymentalna ale oddająca klimat (respect...)Czekam na Rudego z niecierpliwością.
voc
radzio (gość, IP: 79.184.253.*), 2009-09-29 10:31:17 | odpowiedz | zgłoś
Dave Mustaine nie powinien w ogóle spiewać, jest dobrym gitarzystą, ale beznadziejny ma głos, mimo ze chłop stara się
re: voc
novy (gość, IP: 195.94.220.*), 2010-01-09 11:56:38 | odpowiedz | zgłoś
Przesadzasz. Głos może i ma slaby, ale zawsze mi jego wokal do muzyki Megadeth pasował ;)

A Endgame rzeczywiście słabiutkie ;x

Pozdrawiam
Endgame
Atom (gość, IP: 91.149.207.*), 2009-09-29 02:19:53 | odpowiedz | zgłoś
Dobra recenzja udanego albumu. Kilka lat przygody z perkusją skłania mnie jednak ku stwierdzeniu, iż Shawn Drover nie jest przeciętnym perkusistą. Na United... zagrał co najmniej poprawnie, ale już zaczynał kombinować. Nie wiem czy widzicie, ale on jest leworęczny, gra swoją własną techniką nieosiągalną dla 95% praworęcznych, co słychać! Spójrzcie na konfiguracje jego zestawu (zerżniętego częściowo z Nicka Menzy, ale on go godnie zastępuje) kocioł po prawej stronie, nie od parady. Sposób grania połamanych przejść ma na prawdę oryginalny, z rytmiką kombinuje, gra zarówno na 1 stopę, jak i na 2. Radzi sobie z trzymaniem rytmu pod pokręcone riffy Dave'a, radzi sobie iskrząco w wyskokich tempach (This Day We Fight, Head Crusher, Sleepwalker) i w wolnych (44 minutes, fragmenty większości piosenek) i to błyskotliwie łączy. Jako dowód rozwijającego się talentu Shawna polecam szczególnie analizę ''Play For Blood'' Nie jest to perkusista szalony jak Nick Menza (chociaż nie jest technicznie gorszy!) i wszechstronny co mój faworyt, Jimi De Grasso, ale z powodzeniem w kwestii bębnów zapenia Megadeth 2 miejsce po Slayerze(który się wg mnie bardzo pogubił, ale ich perkusista jest znakomistością) w rodzinie klasycznego speed metalu. Pozdrawiam :)
re: Endgame
bartO (gość, IP: 79.190.35.*), 2009-10-05 23:25:40 | odpowiedz | zgłoś
pewnie że bardzo dobra płyta mam wątpliwości czytając większości recenzji czy mi sprzedano ten sam materiał na cd :++) ale o gustach się nie...

Oceń płytę:

Aktualna ocena (1297 głosów):

 
 
53%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Slayer "World Painted Blood"
- autor: Megakruk

Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk

Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol

Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol

Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?