- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Medusa's Child "Immortal... Mind Cohesion"
Medusa's Child to niemiecki zespół metalowy, który swoją debiutancką płytę zatytułowaną "Awake" wydał w roku 2000, a niecałe dwanaście miesięcy później na rynku ukazała się EPka "Blue Roses". Potem - jak to zwykle bywa - przyszła pora na trasy koncertowe i pokazanie się swoim fanom na żywo. Po niej muzycy, z głowami nabitymi nowymi pomysłami wpadli do studia i w efekcie słuchać możemy kolejnego albumu kapeli, czyli "Immortal... Mind Cohesion".
Muzyka prezentowana przez Dziecko Meduzy to tak naprawdę heavy metal w najczystszej postaci. Podstawą jest tu rytm - stanowi on fundament wokół którego budowane są inne elementy składowe muzyki. Rytm ten może być konkretny i osadzony, jak w "Centers Of The Dark" czy "Fight Fire With Fire", ale też może być pędzący przed siebie, jak dzieje się to w "Holy Land" lub "I'm Still Here". Do tego dołożono proste, ale niezwykle mocarne i ciężkie jak walec gitarowe riffy. W efekcie powstaje muzyka pozbawiona pokrzywionych aranżacji, niczym nie zaskakująca, ale pełna mocy, potężna i energetyczna. Dodatkowo, co bardzo mi się podoba, to melodyjność, a raczej jej... no, na pewno nie brak, ale powiedzmy - "nienachalność". Chłopaki po prostu wyraźnie nie mają ciągotek, aby każde swoje nagranie "dopieścić" milutką melodią, znakomicie zdając sobie sprawę, że dążenia takie prowadzą czasem do skutków opłakanych. Tutaj jest tak, że gdy w naturalny sposób "wyjdzie" w refrenie fajny temat - to w porządku ("Center Of The Dark", "Holy Land"), ale jeśli lepiej brzmi fragment bardziej surowy ("Eye Of Fire", "Fight Fire With Fire"), to muzycy nie naciągają, nie "melodyzują" na siłę. I dotyczy to także ballad, w których brak przesłodzonych, pachnących pudrem melodyjek - jest za to epickość, podniosły klimat i wyczuwalna siła.
Przechodząc do poszczególnych nagrań, to nie ma tu w żadnym momencie zejścia poniżej dobrego poziomu, a parę nagrań naprawdę robi świetne wrażenie. W pierwszej kolejności na pewno znakomite, uśmiechające się po szatańsku "Medusa's Child" oraz monumentalny, wzniosły hymn pod postacią "Mother Earth". Z pewnością także dynamiczne "Eye Of Fire" z "biegnącymi" klawiszami i zaskakującym organowym zamknięciem oraz świetne "Center Of The Dark". I dwie udane ballady: mocarne "Lionsheart" i bardziej liryczne "Tears Of The Wolf".
W sumie muszę przyznać, że album mi się podoba. Jest to konkretna muzyka bez ściemniania, jednocześnie odpowiednio zróżnicowana i odpowiednio spójna. Nie jest to oczywiście odkrycie Ameryki, ale mamy tu pierwotną metalową siłę i energię, która wymusza baczniejsze przysłuchanie się muzyce. I docenienie jej...