- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Marilyn Manson "Antichrist Superstar"
Tak to już jest na świecie, że jedni ciężko pracują, by udowodnić, że posiadają talent, drudzy, tak zwani farciarze, pną się po szczeblach kariery z prędkością dźwięku. Są jeszcze i tacy, którzy swoje przywary, naleciałości i wypaczenia psychiczne potrafią zamienić w cechy pożądane przez tłumy. Do której grupy zaliczymy zespół Marilyn Manson z Brianem Warnerem na czele? Cóż, z przykrością stwierdzam, że do żadnej! Marilyn Manson to hybryda, która jednych doprowadza do furii, innym dostarcza doznań niemalże magicznych.
"Antichrist Superstar" stanowił przełom w karierze zespołu. Tą płytą muzycy udowodnili, że mają talent, że ich przekaz nie ginie w tłumie, że słuchacze potrzebują takiej muzyki. Na początku sam Manson nie dawał wiary tym stwierdzeniom, mówił: "Całą tą płytą wmawiałem wszystkim, że jestem o wiele większą gwiazdą rocka, niż byłem w rzeczywistości. To gigantyczne kłamstwo stało się w końcu prawdą". Niejeden z nas chciałby mieć taką siłę sugestii, charyzmę i determinację do zdobycia wytyczonego celu. Cały Warner - niepowtarzalny. Drugiego takiego "freaka" przecież nie ma!
To najlepsza płyta firmowana nazwą Marilyn Manson. Nie słucha się jej łatwo, szczególnie jeśli z konwencją (dość silnie zindustrializowanego) glam rocka spotykamy się po raz pierwszy. To jednak jeden z tych krążków, który zadziwia do tego stopnia, że nie sposób do niego nie powrócić. Kompozycje nie są skomplikowane, cechuje je melodyjność i uporządkowanie. Gorzej, gdy przyjdzie nam zmierzyć się z tekstami. Usłyszymy o nacjonalizmach, fałszu, ułomności, robakach, śmierci? W utworach przeważa turpizm, zamiłowanie do brzydoty, która staje się muzą i kochanką. Bunt, złość, narkotyczne uniesienia, wizje i doły głębokie, przerażająco ciemne jak groby umarłych bohaterów jednego dnia. Sama trasa koncertowa po wydaniu "Antichrist Superstar" nosiła tytuł "Dead to the World" - jak widać nie bez przyczyny.
To nie jest płyta do śniadania. Przekazuje treści niebanalne, które by zrozumieć, trzeba najpierw odkryć w sobie. To przerażające, ale tak naprawdę każdy z nas jest taki, o jakim śpiewa Manson: w głębi serca chorujemy z nadmiaru konwenansów, obowiązków i foremek, w które się nas codziennie wrzuca. Kolejna minuta rodzi w nas nadzieje, jednak umiera zbyt szybko, byśmy mogli je zrealizować. Koniec "pięknych ludzi", cudownej Ameryki, "zrzucania skóry, by wyżywić fałsz", a najwyższy czas, by być nieodpowiedzialnym, "anty" w stosunku do każdego przymusu, być sobie antychrystem, być sobie gwiazdą. Manson namawia do osobistej rewolucji. Do zmian, wbrew pozorom, na lepsze. Wielowymiarowość tego przekazu stanowi o jego wartości. Warto zrozumieć, by zyskać.
Współczesny Marilyn Manson to już nie ten sprzed 8 lat. Jak do tej pory nie udało się nagrać zespołowi drugiej takiej ostrej brzmieniowo płyty jak "Antichrist Superstar". Krążek naszpikowany jest ciężkimi gitarami, donośną perkusją i dobitnymi akcentami syntyzatora. Owe składniki, wymieszane z narkotycznymi improwizacjami głosowymi Warnera, sprawiają, że ten muzyczny nektar najpierw daje ostrego kopa, by powoli zwalić na kolana.
Jedna rzecz zdecydowanie mnie przeraża. Nie są to obrzydliwe zdjęcia zespołu zamieszczone w książeczce, nie są to nawet teksty. To numer 99 na płycie. Choć utworów jest 16, to po włożeniu krążka do odtwarzacza, na wyświetlaczu widnieje liczba 99. Na samym końcu słychać jakiś przytłumiony, zniewolony, jakby skrępowany głos odprawiający satanistyczne modły. Nie słucha się tego przyjemnie, przechodzą mnie dreszcze.
Mimo wszystko dziesięć punktów dla trzeciej płyty Marilyn Manson. Za co? Za koncept wizualny, kompozycyjny i tekstowy. Oraz za to, że "Antichrist Superstar" potrafi odegrać niesamowicie pozytywną rolę w kształtowaniu osobowości. Zanim jednak posłuchasz tej płyty, zastanów się, czy na pewno chcesz obnażyć się przed sobą... Skutki tego eksperymentu będą nieodwracalne.
Całość jest bardzo zgrana.
Płyta jest naładowana agresją i brudem co daje niesamowite połączenie.
Takie piosenki jak Tourniquet czy np. Irresponsible Hate Anthem są kończone kompletną dystrukcją czymś czego nie da się opisać.
Dużą rolę graj tutaj również teledyski, które bardzo dobrze oddają klimat płyty.
Albuum jest dokonały, na prwadę polecam!!
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Nine Inch Nails "Broken"
- autor: Kornik
Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel
The Offspring "Americana"
- autor: RaMoNe
- autor: Jacek R.
- autor: GSB
Therion "Gothic Kabbalah"
- autor: Kępol
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk