- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Marillion "Sounds That Can't Be Made"
Zanim się obejrzeliśmy, minęły już cztery lata od wydania poprzedniego albumu studyjnego Marillion, zatytułowanego "Happiness Is The Road". Kapela prowadzi wyważoną, ale w sumie dosyć systematyczną działalność wydawniczą i koncertową. Świadczą o tym pojawiające się wznowienia starszych płyt, a także krążki dokumentujące występy na żywo (ostatnie przykłady: "Less Is More", "Live From Cadogan Hall"). Tym razem mamy do przesłuchania tylko jedną płytę, lecz bardzo długą, trwającą ponad siedemdziesiąt cztery minuty, o przekornym trochę tytule "Sounds That Can't Be Made" ("Dźwięki, które nie mogą być zrobione").
Formuła muzyczna na krążku jest odmienna od przyjętych zwyczajów, dlatego że artyści już na wstępie odkrywają główny atut i wyciągają asa z rękawa. Jest nim trwająca prawie osiemnaście minut kompozycja "Gaza". Śmiało można ją nazwać poematem muzycznym. Wszystko dzieje się tu poza schematami i klasyfikacjami. Nie mamy zwrotek i refrenów. Jest za to płynący strumień muzyki, zmiany tempa i dynamiki, zwroty akcji. Wyodrębnić możemy kilka tematów. Po cichym wstępie pierwsze cztery minuty - ostro i dynamicznie z arabskim wątkiem. Dalej słyszymy w tle specyficzny dźwięk - efekt (jakby szmer helikoptera) i od tego momentu śpiew Hogartha wprowadza nas w nostalgiczny nastrój. Potem co kilka minut następuje zmiana motywów wspieranych i eksponowanych przez solówki syntezatorów lub gitary. Wokalnie też mamy sporą różnorodność. Utwór można zaliczyć do ambitnych i wybitniejszych dokonań zespołu. Tekstowo opowiada o sytuacji politycznej i życiu młodych ludzi oraz dzieci w strefie Gazy na pograniczu palestyńsko-izraelskim.
Nagranie tytułowe "Sounds That Can't Be Made" jest rytmiczną i przebojową propozycją z solówką gitarową w finale. "Pour My Love" może niestety znudzić. Natomiast "Power" ma w sobie "to coś" i wszystkie cechy charakterystyczne dla twórczości formacji. Bardzo melodyjny refren i kolejne kapitalne solo Rothery'ego zostają w pamięci. Po tych dwóch łatwiejszych w odbiorze przerywnikach powracamy do repertuaru bardziej wyciszonego, gdzie muzyka płynie lekko i swobodnie, z melodyjną nutką. Taki jest właśnie czternastominutowy, wybitnie atmosferyczny i podniosły "Montreal" ze świetnymi organowymi pasażami.
Kolejne dwa kawałki entuzjazmu nie wzbudzają. Najpierw najmniej interesujący "Invisible Ink". Za to już lepiej prezentuje się ballada rockowa "Lucky Man" z wyraźnie zaznaczoną partią gitary. Krążek kończy trzecia obszerna pozycja, tym razem trwająca dziesięć minut, zatytułowana "The Sky Above The Rain" ze stonowanym wokalem oraz zwiewnymi partiami gitary i klawiszy. Chociaż w końcówce całość nabiera rozmachu.
Wiele jest melodyjnej urody w tej muzyce. Może nie porywa od razu, ale po oswojeniu się z nią i dogłębnym poznaniu pozostaje w nas na dłużej. Gdy słuchamy nagrań (w szczególności mam na uwadze trzy główne rozbudowane kompozycje, kawałek tytułowy oraz "Power"), wszystko wokół staje się jakby inne, bo nabiera subtelnego i łagodnego wymiaru. Pomimo pewnych słabszych fragmentów płyta broni się skutecznie jako całość. Chociaż nie jest to w sumie wielkie dzieło, Marillion po raz kolejny udowodnił, iż nie schodzi poniżej swojego wypracowanego i ustabilizowanego przez lata poziomu artystycznego.