- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Marillion "B'Sides Themselves"
4 stycznia 1988 roku wytwórnia EMI Records sprawiła niespodziankę sympatykom Marillion. Na rynku ukazało się wydawnictwo o wdzięcznej nazwie "B'Sides Themselves", firmowane nazwą Marillion i dostępne wyłącznie w formie kompaktowej. Zawierało ono dziewięć utworów znanych ze stron "B" singli. Oficjalnie podano, że wszystkie utwory pochodzą z 12'' maxi singli, jednak trzy z dziewięciu podane zostały w wersjach wyciszonych.
Płytę otwiera słynny "Grendel", jedna z najstarszych, ponad 17-minutowa kompozycja zespołu. Pierwotnie, aż do początków 1981 roku, znana była pod nazwą "The Tower". Jak zawsze utwór okraszony został tekstem Fisha, tu opowiadającym o potworze Grendelu. Historia zaczerpnięta z książki Johna Gardnera, powieści będącej nie tylko bajką, ale również pouczającą historią o ludzkiej obłudzie:
"...próbowaliście morderczą broń włożyć w moje dłonie
i w imię sprawiedliwości zniekształciliście prawdę...
...dość mam już waszych pięknych przemówień
teraz otrzymacie karę wystawcie gardła swe
na pastwę mych karzących pazurów i niech popłynie krew..."
Muzycznie to wspaniała opowieść, w której dzieje się naprawdę dużo. Spokojny początek na gitarę, wokal Fisha również spokojny. W refrenie agresywnie, kontrastowo. Rewelacyjne popisy Marka Kelly i Steve'a Rothery. Duże wrażenie robi użycie w środku utworu organów kościelnych. Mimo, że "Grendel" powstał za czasów Micka Pointera, tutaj otrzymaliśmy wersję z Ianem Mosleyem. Ostatnie 1,5 minuty to zakończenie w wykonaniu Steve'a Rothery - urzekające, ale szkoda, że takie krótkie. "Charting The Single" to już utwór zdecydowanie krótszy, kompozycja Marka Kelly. Ciekawie opracowane wersje gitary i syntezatorów z dość dobrze wyeksponowanym brzmieniem perkusji. "Market Square Heroes" - bardzo przebojowy i podobny konstrukcją do utworów z pierwszej długogrającej płyty zespołu. "Three Boats Down From Candy" - z tytułem wymyślonym przez Fisha na podstawie jego prawdziwej historii. Oba kawałki w wersji z Johnem Martyrem na perkusji, wzięte z czwartego singla grupy, gdzie na stronie A figurował "Punch and Judy". "Cinderella Search" - piosenka w sam raz na stronę B singla "Assassing". Nie mogła jednak znaleźć się na płycie "Fugazi", gdyż w treści i formie była zbyt romantyczna. Najpopularniejszy singiel zespołu z 7 maja 1985 roku - "Kayleigh" posiadał na stronie B piosenkę "Lady Nina". Początkowo traktowana przez muzyków jako żart muzyczny, nagrana w bardzo szybkim tempie, zaskoczyła przede wszystkim samych członków zespołu, zdziwionych że tego się w ogóle da słuchać. Tak naprawdę to najprzystępniejsza propozycja z B'Sides z ciekawą gitarą i klawiszami, szkoda że na naszej płycie została brutalnie wyciszona. Kompozycja "Freaks" została zrealizowana specjalnie z myślą o stronie B singla "Lavender" z 27 sierpnia 1985 roku. Sam Mark Kelly wspominał, że "Freaks" nie jest dobrą piosenką, ale gdyby spytać Fisha - odpowiedziałby, że jest dobra bo ma dobry tekst. W "Tux On" daje się usłyszeć nieco zmieniony głos Fisha, ponieważ jest to już singiel z najpóźniejszego okresu "kadencji Ryby". To jeden z najciekawszych kawałków na płycie. Bardzo efektowna gitara z lekkim delayem - po raz kolejny wersja niesmacznie wyciszona. Ostatnia, najdłuższa "Margaret" to legendarny utwór, dość często wykonywany na koncertach, obfitujący w częste improwizacje na wszystkie instrumenty. Mamy tu też kilka motywów z ojczyzny Fisha - Szkocji. Tu wersja koncertowa z udziałem Micka Pointera. Pod koniec Fish przedstawia po kolei wszystkich muzyków, a każdy z nich gra coś reprezentującego swój instrument.
Wydawnictwo "B-Sides Themselves" jest szczególnie interesujące dla fana Marillion. Są tu prawie wszystkie kompozycje, których brakowało na wcześniejszych płytach. Wspaniałe uzupełnienie, zwłaszcza że kilka z nich na czele z "Grendelem" to dzieła godne miejsca na regularnych albumach. Gwoli ścisłości trzeba dodać, że firma EMI wydała również dla amatorów winylu wersję analogową. Nic tylko kupować i zasiadać przed głośnikami...