- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Marduk "Wormwood"
Skłamałbym pisząc, że w Marduka wierzyłem od zawsze. Słucham ich muzyki od stosunkowo niedawna, czyli od roku 1998, kiedy wyszedł album "Nightwing". Co prawda, podobnie jak obecnie, tak i wtedy, znakiem firmowym zespołu były buńczuczne wypowiedzi Hakanssona, że jacy to oni niby nie są, ale do wydania tamtej płyty raczej się na te zapewnienia złapać nie dawałem.
"Nightwing" okazał się interludium przed zmiotą, jaką przyniosła "Pancerna Dywizja", której chamski atak ostatecznie pozamykał ryje większości oponentów, udowadniając, że Marduk nigdy więcej jeńców brać nie zamierza. Wtedy ostatecznie pokochałem muzykę Szwedów, na ołtarze wyniosłem dream team z Legionem i B. Warem w składzie i pod ich dowództwem lałem niewiernych. Tym bardziej płakać mi się chciało, kiedy obaj ze składu wyparowali. Zwłaszcza charyzmatyczny zboczeniec za mikrofonem wydawał się nie do zastąpienia. Co dla mnie było pozornie nie do przejścia, dla Morgana z kolei okazało się formalnością. Jak to zrobił i za pomocą kogo, wiecie sami.
"Wormwood" to już trzecie wydawnictwo z rykiem Mortuusa. Od pierwszych sekund krążka, kiedy ten jegomość, przy morderczym akompaniamencie reszty ekipy, zwyczajnie narzygał mi swoim wyciem do uszu, udowadniają, że jak do tej pory jest to wydawnictwo najlepsze. W przypadku ekipy z Norrkoping jako odbiorca stawiałem na minimalizm. Zawsze wystarczało mi to bezpretensjonalne napierdalanie w tempie 250 BPM. Co więcej, kombinowanie z tempem uważałem za najgorszy wypadek przy pracy, jaki gościom może się przytrafić. Jak bardzo się myliłem, udowodnił mi już album "Rom 5:12", który niszczył nie tylko prędkością, lecz także niepowtarzalnym klimatem (patrz recenzja autorstwa Cemetary Slut na rockmetal.pl). "Wormwood" to jakby "Rom" - tylko, że razy kilka.
Początek płyty to klasyczny "Nowhere, No-one, Nothing", w którym muzycznie bezlitosny blitzkrieg z monumentalnym, basowym zwolnieniem w tle, równie dobrze mogłoby zasilić szeregi "Panzer Division Marduk". Zstępujący za nim do piekła drugi kawałek, "Funeral Dawn", to z kolei powtórka pomysłów z utworu "Accuser/Opposer" z poprzedniego longplaya. Pogrzebowy, wolny rytm, bezczelnie obskurny vox Mortiego i już mamy kompletny obrazek zagłady. Dalej parę niespodzianek. Chłopaki, zdaje się, postawili na klimat, który konsekwentnie budują nie tylko poprzez chore, parosekundowe wstawki, lecz także dzięki dwuminutowym miniaturom ? jak np. ta w "Unclosing The Curse". Te momenty można nazwać, śmiem twierdzić, majstersztykami, bo o ich sile nie decyduje, jak w przypadku Dimmu Borgir, smucenie jakimś przesłodzonym casio, a minimalistyczne zastosowanie pojedynczych i enigmatycznych dźwięków: jednego riffu, brzdęknięcia jakiegoś gongu lub nawet czegoś na kształt bicia zegara. Niby nic, ale efekt jest piorunujący.
W każdej opinii, jaką udało mi się znaleźć na temat tego krążka, zauważyłem tendencję do wyróżniania ostatniego numeru w zestawie, czyli "As A Garment". To kolejny wolny utwór, napędzany transowym, lekko cyfrowo zmodyfikowanym biciem. Fakt, fajnie to wypada, a i włos na jajach może się w pewnym momencie zjeżyć, kiedy obleśny po raz kolejny wymiot wokalisty miksuje się z lekko postindustrialną manierą rytmiczną, ale to nie Marduk wynaleźli ten patent. Jak dla mnie, aż nader słychać w tym "grande finale" "Sadistikal" z "Czwórki" Danziga. Nie jest to niespodzianką, Morgan nigdy swej wielkiej miłości do muskularnego emeryta zza oceanu nie krył. Glenn Danzig robił to jednakże z nieco większym wyczuciem tematu.
Na koniec jedna rada. Najlepiej siłę "Wormwood" sprawdzać w konfrontacji z bestsellerowym "Panzer Division". O ile tamto wydawnictwo z czołgową lufą na froncie jawiło się jako obraz bitwy i totalnej apokaliptycznej anihilacji, o tyle "Wormwood" pretenduje do miana obrazka z cyklu "Dzień po końcu świata". Wszystko dookoła wije się w agonii. Ziemia jest spalona, pola zasłane trupami, brak nadziei na lepsze jutro. W tym przypadku to obrazek kompletny i spójny. Gratulacje dla Marduka ? znów zabiliście świat. 9 punktów i nie przestawajcie.
podoba mi się Marduk z "duszą"...
Materiały dotyczące zespołu
- Marduk
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Lost Soul "Immerse In Infinity"
- autor: Megakruk
Chickenfoot "Chickenfoot"
- autor: Voodoo_child
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Rammstein "Liebe Ist Fur Alle Da"
- autor: Krzysiek "kksk"