- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Mandragora Scream "Fairy Tales From Hell's Caves"
Kluczową postacią włoskiej grupy Mandragora Scream jest Morgan Lacroix - wokalistka i autorka tekstów. W 1999 roku, w dwa lata od powstania tego projektu, Morgan zarejestrowała demo CD "Promo Track 99". W wakacje roku 2000, wspólnie z Terrym Hornem, rozpoczęła pracę nad debiutanckim albumem.
Owocem wspólnej sesji nagraniowej jest krążek zatytułowany "Fairy Tales From Hell's Caves", którego zawartość wydawca określa jako "gothic pop". Rzeczywiście, mamy tu mroczny, grobowy klimat, tak często kojarzony z gotyckimi produkcjami. Są także słyszalne popowe inspiracje. Ale połączenie tych dwóch gatunków nie wykracza poza dotychczas przyjęte standardy. Raczej umiarkowane tempo kompozycji, rozwlekłość aranżacyjna i monotonny głos wokalistki nie stanowią niestety o sile tej płyty. I nawet tajemnicza aura wydaje się być lekko naciągana. Nie ma tu na przykład pierwiastka, znanego choćby z płyt Inkubus Sukkubus. Tam można było mówić o przebojowości, o gotyku potraktowanym bardzo luźno, bez zbędnych, nadętych, quasimrocznych elementów. Brak debiutowi Mandragora Scream momentów przełomowych, które wybijałyby się w bezbarwnej, odegranej jakby od niechcenia, muzyce. I nawet zdecydowanie najciekawszy "Cryin' Clouds" nie ratuje tutaj sytuacji, choć muszę przyznać, że w porównaniu z całością "Fairy Tales..." jest tu najmocniejszym punktem.
Dziwię się, dlaczego taka wytwórnia, jak Nuclear Blast, zdecydowała się zainwestować w taki mocno rozwodniony i przeterminowany produkt.