- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Machine Head "Unto The Locust"
Chyba goście z Machine Head są kolejnymi, którzy uwierzyli, że w 2012 roku będzie finalne boom. Jeśli nie wycisnęli z siebie ostatnich soków, aby godnie pożegnać ten najlepszy ze światów, a po prostu nagrali kolejny album, to ktoś powinien dowiedzieć się co jedzą, co piją, o której idą spać itd., a potem założyć coś na wzór szkółek piłkarskich Barcelony. Niech się zerówka uczy, jak grać metal. Po świetnej "The Blackening" mieli prawo zachlać się na śmierć, ale nic z tego. Powrócili i zmiażdżyli.
Jak oni to zrobili? Ano wzięli trochę od thrashowej Metallicy, trochę od Iron Maiden, Judas Priest i innych klasyków, dorzucili trochę deathmetalowych patentów, nieco groove'u z hardcore'a albo szwedzkiego grania i posklejali tak, że szyja boli. Machine Head na tej płycie nie wymyślili nic nowego, ale tak upichcili tę muzykę, że można się tylko zachwycać. Robb Flynn nawet kiedy wrzeszczy, to robi to melodyjnie i można śpiewać razem z nim. Gitary oprócz mocarnych riffów tną te podręcznikowe pasaże, a do tego jeszcze piękne solówki. W "This Is The End" solówka jest taka, że można się poryczeć ze szczęścia. Akustyczne gitary dodają tej brutalnej machinie elegancji. Linie basu zostały zaaplikowane przez doktora od niskich częstotliwości. Nie mniej niż należy, nie więcej niż potrzeba. Bębny to samo - wcale nie są super oryginalne, ale brzmią totalnie i rozkazują. Oj, będą zakwasy, będą. Niektóre kawałki zostały też wzbogacone o dźwięki kwartetu smyczkowego Rouge (Flynn wspomina w filmie na dołączonym DVD, że dziewczyny nagrywały wcześniej dla Green Day).
Nie będę opisywał wszystkich utworów, bo nie skończyłbym do jutra rana. Tyle się w nich dzieje i taki impuls dają, że ile razy mam się zabrać do notatek, to czerep sam zaczyna machać. Nie tylko budowa poszczególnych piosenek, ale również całej płyty jest ciekawa i zabójczo skuteczna. Zaczyna się niespodzianką. Flynnowski chórek śpiewa smutno, jakby miał oddać żal po katastrofie, jaką jest nalot szarańczy. Potem miazga, która trwa cztery pierwsze utwory i kończy się genialnym "This Is The End", następnie łapiemy oddech w "Darkness Within", na nowo rozpędzamy się w "Pearls Before The Swine" i kończymy hymnem "Who We Are", gdzie śpiewają dzieci Robba Flynna, Phila Demmela i realizatora dźwięku Juana Ortegi. Do wersji rozszerzonej dodano trzy bonusowe kawałki i DVD z filmem o powstawaniu płyty. Bonusami są: świetny cover "The Sentinel" z repertuaru Judas Priest, trochę mniej kopiący, ale też zacny cover "Witch Hunt" z repertuaru Rush oraz akustyczna wersja "Darkness Within". W tym ostatnim utworze (zarówno w wersji akustycznej, jak i pełnej) padają kluczowe słowa:
"We build cathedrals to our pain
Establish monuments to attain
Freedom from all of the scars and the sins
Lest we drown in the darkness within".
Okładka jak na mój gust średnio udana, choć na pewno wyróżniająca się. Bardzo fajnie wyszedł natomiast logotyp zespołu wewnątrz, gdzie znajdziemy też zdjęcia członków grupy, trochę entomologicznych ilustracji, teksty piosenek, podziękowania i szczegółowe informacje o tym co, kto i kiedy.
"Unto The Locust" to płyta rewelacyjna i stwierdzam to nie jako fan Machine Head. Nie mam wobec tej kapeli sentymentu zakorzenionego w czasach pryszczy na gębie. Flynnowska joł joł maniera z filmu o "Roadrunner United: The All-Stars Sessions" nawet mnie lekko drażniła, ale po takich płytach, jak "The Blackening" czy najnowsza szarańcza - nawróciłem się. Jeśli potrzebujecie koniecznie konfrontacji, to postawcie sobie "Unto The Locust" obok "Master Of Puppets" i zacznijcie się spierać co jest lepsze, bo ja sam nie wiem.
Przeczytaj: recenzja autorstwa Megakruka.
I żeby nie było, wychowałem się na Machine Head, byłem na ich pierwszym koncercie w Polsce ze Slayerem i broniłem ich nawet jak nagrywali takie rzeczy jak Supercharger. Ciągle mam sentyment do większości ich płyt. Ale niestety na The Blackening skręcili niebezpiecznie w stronę słodzenia i patosu a tutaj nastąpiło apogeum. Pierwsza w historii ich płyta której nie kupiłem i nie zamierzam kupować.
zgadzam się, ashes było genialne, ale dla mnie to blackening był niestrawną wiązanką jak największej ilości riffów niepołączonych w logiczną całość, a na nowej płycie jest wszystko co lubię w MH :D
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Heritage"
- autor: Megakruk
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
Megadeth "TH1RT3EN"
- autor: Mateusz Liber
- autor: Megakruk
Decapitated "Carnival Is Forever"
- autor: Megakruk
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Vader "Welcome To The Morbid Reich"
- autor: Megakruk
Tu piszą, że to muzyka dla małolatów, a tu o to chodzi, że to poprostu jest wtórne, a przecież to młodzi lubią wnosić i słuchać coś nowego, a to przecież bardzo powtarzalne jest i rzeczywiście takie lukrowane cukiereczki mogą się tylko małolatom podobać, podobnie jak niegyś choć to z innej bajki muzycznej było ale było tj. Green Day czy The Offspring.
Machine Head poprostu nie jest już tak nowatorski jak kiedyś, a ma jeszcze taki potencjał i warsztat muzyczny, słychać to fragmentami po doskonałych partiach gitar, basie i kanonadach perkusyjnych