- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Machine Head "Through The Ashes Of Empires"
Machine Head zadebiutował w 1994 roku płytą "Burn My Eyes", pozycją uznawaną dziś w pewnych kręgach za kultową. Formacja ta błyskawiczne wdarła się do ścisłej czołówki metalowej sceny i dla wielu przez ostatnie 9 lat, jak i również teraz, w tej czołówce tkwi nadal. Jednak bardzo dużą ilość słuchaczy zawodziły kolejne pozycje wypuszczane przez Maszynową Głowę. Po zmianie perkusisty (gdy fenomenalnego Chrisa Kontosa zastąpił nie mniej utalentowany Dave McClain) zespół wydał broniącą się jeszcze w oczach ortodoksyjnych fanów pierwszej płyty "The More Things Change...", jednak dwa następne wydawnictwa (na których tworzącego w dużym stopniu styl pierwszych płyt Logana Madera zastąpił gitarzysta Ahrue Luster) zbliżyły zespół w bardzo znaczący sposób do stylistyki nu-tone'owej, co dla wielu było dyskwalifikujące. Gdy więc Machine Head, nagrywając już piątą w swojej karierze płytę studyjną ogłosiło że będzie ona powrotem do korzeni, mało kto w to wierzył (chociaż odejście odpowiedzialnego w dużej mierze za nu-tone'ową stylistykę Lustera i zastąpienie go znanym z Vio-Lence Philem Demmelem mogło dodawać temu oświadczeniu wiarygodności). W końcu to samo słyszeli fani Metalliki kiedy oczekiwali na "St.Anger". Jednak gdy 23.08.2003 ukazało się "Through The Ashes Of Empires", nawet najwięksi niedowiarkowie musieli przyznać ze Machine Head odrzuciło nu-tone'owe naleciałości, powróciło do ciężkiego metalowego grania i nagrało prawdopodobnie swoją najlepszą płytę od czasu "Burn My Eyes".
Pierwsze co rzuca się w oczy gdy bierzemy do ręki "TTAOE" to okładka. Zdecydowanie kontrastuje ona z poprzednimi, które albo ocierały się o abstrakcję, albo przedstawiały ładnie obrobione logo zespołu. Tym razem otrzymujemy jednak okładkę najwyższego sortu, bardzo dopracowaną, bardzo klimatyczną. Tak samo jak muzyka którą zdobi.
Płytę otwiera "Imperium",rozpoczynający się krótkim, akustycznym intro, brutalnie przerwanym (a właściwie kontynuowanym) przez ciężkie wejście gitar i perkusji. Napięcie budowane jest szybko i co najważniejsze -skutecznie. Utwór wraz z ciężkimi i skomplikowanymi riffami toczy się do przodu, by pod koniec na chwile zwolnić (w sposób jednak bardzo agresywny), a później przyspieszyć bardzo chwytliwym i melodyjnym zakończeniem. Docenić jednak trzeba ze na płycie tej różne zwolnienia, czy też bardziej melodyjne fragmenty, wcale nie ujmują muzyce ciężaru czy też energii. "Imperium" jest zdecydowanie jedną z najmocniejszych ścieżek i spokojnie mieści się w czołówce najlepszych utworów Machine Head. Po dość prostym, aczkolwiek nie spuszczającym z tonu "Bite The Bullet" przychodzi czas na "Left Unfinished". Utwór zaczyna się samplem pozytywki (wykonanej na zamówienie w Chinach, odgrywającej melodyjkę skomponowaną przez zespół). Jest to jeden z bardziej ekspresyjnych numerów , z bardzo mocnym i osobistym tekstem (warstwa liryczna zawsze była bardzo silną stroną Machine Head i tak też jest na tej płycie). Jedyne, do czego mogę mieć zastrzeżenia, to harmonie wokalne w refrenie, które są moim zdaniem okropne. W spokojniejszym "Elegies" możemy posłuchać trochę czystego wokalu Flynna, który po raz kolejny udowadnia ze oprócz krzyczenia potrafi też doskonale śpiewać spokojne partie. Oczywiście w utworze nie braknie mocnych momentów. Oprócz bardzo "okrągłych" riffów podbijanych przemyślanymi partiami gitary basowej, mocy tej płycie w dużym stopniu nadaje perkusja. O ile już 10 lat temu gdy Dave McClain przechodził z Sacred Reich do Machine Head, można było go uznać za genialnego perkusistę, postępy jakich dokonał przez ten czas są olbrzymie. "Through The Ashes Of Empires" to jedna z lepszych plyt jakie slyszalem w życiu także pod względem czysto perkusyjnym. Co ciekawe, jak można przeczytać w dzienniku pana Flynna, ścieżki perkusji zostały zarejestrowane praktycznie w ciągu jednego dnia. W utworze "In The Presence Of My Enemies" oprócz bardzo agresywnego tekstu oraz nie mniej agresywnych wokali Adama Duce'a , pojawia się pierwsza na płycie solówka. Partii solowych nie dało się doszukać na dwóch poprzednich płytach Maszynistów. Na tej panowie postawili bardziej na jakość niż ilość, bowiem na całym albumie są raptem trzy. Ta w "In The Presence" jest dość nietypowa, nie ugłaskana - ukazuje niebanalny styl Demmela. Po wsłuchaniu się w nią, oraz w inne solówki na płycie, nie ma się wątpliwości ze ta zmiana kadrowa wyszła zespołowi zdecydowanie na dobre. "Days Turn Blue To Gray" , którego zwrotki utrzymane są w bardzo rockowej konwencji, jest kolejnym utworem Machine Head opowiadającym o co najmniej trudnym dzieciństwie lidera zespołu. Kontrastem jest następny numer - "Vim" który przez pierwszą połowę utrzymuje się w monotonnej, narastającej konwencji, by później przyspieszyć i poprzez wspaniałą, typowo metalową solówkę zbliżyć się do nietypowego zakończenia. "All Falls Down" to dość chwytliwy kawałek, bazujący na kontrastach pomiędzy spokojnymi i wściekłymi zwrotkami, oraz melodyjnymi refrenami. Pod koniec po raz kolejny można usłyszeć jakże charakterystyczne i udane tylne wokale Adama. "Wipe The Tears" to prosty i mocny numer dobrze przygotowywujący słuchacza do wielkiego finału. Albowiem "Descend The Shades Of Night" to drugi najmocniejszy punkt tej płyty. Utwór w połowie akustyczny, spokojna ballada, w której Flynn pokazuje swoje możliwości wokalne. Tworzy on w połączeniu z wybijającą rytm akustyczną gitarą i delikatnymi akcentami perkusyjnymi bardzo delikatny, melancholijny klimat, zaostrzający się jednak już w pierwszym refrenie w którym dochodzą przesterowane gitary i jakże znajomy, ostrzejszy wokal. Później utwór powraca do spokojniejszej konwencji, lecz po drugim refrenie następuje jedna z piękniejszych gitarowych solówek w historii muzyki rockowej. Płyta kończy się przearanżowanym refrenem, w którym wykorzystane jest maksimum ekspresji i ognia jakiego można by użyć w takim utworze.
"Through The Ashes Of Empires" to płyta zdecydowanie wybitna. Oprócz opisanych już genialnych kompozycji, wspaniałego klimatu oraz nietuzinkowych tekstów, płyte cechuje doskonałe brzmienie. Jest to pierwsza płyta Machine Head której produkcją zajął się Robert Flynn i efekty tego zabiegu są bardzo wymierne. Płyty tej słucham wręcz nieprzyzwoicie często (mimo iż piszę niniejszą recenzję w drugą rocznice wydania albumu) i bez mrugnięcia okiem wymieniam ją jako jedną ze swoich ulubionych pozycji w muzyce metalowej. Płytę jednak oceniam na 9, ponieważ tylko dwa numery na niej mogę określić jako w 100% perfekcyjne. Reszta oscyluje właśnie w okolicach 9/10.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel
Acid Drinkers "Verses of Steel"
- autor: Lubek
- autor: don Corpseone
Behemoth "The Apostasy"
- autor: Zagreus
- autor: Ugluk
Frontside "Zmierzch Bogów - Pierwszy Krok Do Mentalnej Rewolucji"
- autor: m00n