- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Machine Head "Supercharger"
Poprzednie wydawnictwo Machine Head, "The Burning Red", zebrało różne recenzje, na ogół jednak pozytywne. W mojej ocenie tamta prezentuje się o wiele korzystniej niż "The More Things Change..." i chyba mimo wszystko lepiej od "Superchargera". Tak jak "Burn My Eyes" wyznaczył swego czasu pewien kanon, powielony potem (niezbyt udanie) na "More Things...", tak teraz chłopaki wzięli generalnie na warsztat patenty z "Burning Red". Z tym że nie kopiują - co to, to nie. Za bardzo się już rozwinęli i dlatego generalnie "Supercharger" się broni.
O czadzie, tradycyjnie emanującym z większości numerów, można by pisać dokładnie takie same komunały, jak w przypadku setek innych płyt, dlatego powiem jedynie: czad jest - i niech sobie każdy resztę dośpiewa. Można tylko dodać, że najbardziej stylowo wyszedł w "Bulldozer" (taki bardzo smakowity kąsek na otwarcie), "American High" (choć to w sumie dość prosty - by nie powiedzieć: prostacki - numer) i "Trephanation". Z drugiej strony, jak już wspomniałem, Flynn i spółka nie zapomnieli o "Burning Red" i dlatego zadbali również o fragmenty zgoła niecore'owe, wręcz piosenkowe ("Deafening Silence", "Crashing Around You" i nibyballada "Only The Names"). Jest sporo wykrzykiwania, jednak wbrew obawom niektórych nie ma praktycznie limpbizkitowego rapu, którego Flynn próbował na "Burning Red". Dalekie echa dokonań Limp Bizkit można co prawda odnaleźć również na "Supercharger", na szczęście są one naprawdę odległe i nie sposób mówić o jakiejkolwiek wolcie drużyny Flynna w jakąkolwiek stronę. Słychać, że to już nie ta epoka, co w składzie z Kontosem i Maderem, niemniej zespół po prostu stara się iść z duchem czasu i stąd inspiracje, których nie wyczuwało się wcześniej.
A propos składu; jeśli ktoś jeszcze przed "Burning Red" łudził się, że Ahrue Luster wniesie coś ożywczego do gitarowego warsztatu MH, to niestety musi nadal pozostać na poziomie złudzeń. Specjalnością tego pana jest bowiem proste łupanie riffów, co udowodniła już poprzednia płyta. Smutne to, ale Logan Mader nie znalazł godnego następcy, choć z kolei Rob Flynn wychwalał kolegę Lustera za lepsze podejście do samej muzyki, czytaj: za bardziej twórczy wkład w powstawanie repertuaru. Natomiast Dave McClain - choć to już nie pierwsza jego płyta z zespołem - za sprawą swojej gry pokazuje, że Chris Kontos jest nadal nie do zastąpienia. McClain bębni wprawdzie pewniej i mocniej niż na "Burning Red" chociażby, jednak do polotu, techniki i brzmienia swego poprzednika ciągle mu daleko. Dlatego jeśli ktoś oczekiwał po najnowszej płycie grupy jakichś technicznych zagrywek (dotyczy to i bębnów, i gitar), może spokojnie się z tych oczekiwań wyleczyć. Inna sprawa, że hardcore nie jest muzą dla kombinatorów; poza tym rzetelnej gitarowej roboty na tym albumie naprawdę nie brakuje (główne tematy "Bulldozer", "White-Knuckle Blackout!", "All In Your Head", "American High", "Blank Generation" - w prostocie siła, i to jaka!).
Przyczepić się można jeszcze do zbytniego "pocięcia" niektórych numerów. Chłopaki chcieli dobrze: miało być dynamicznie i z dużym zróżnicowaniem, tymczasem niekiedy aż coś zgrzyta, zwłaszcza że przeplatanie ostrych fragmentów (bardzo) łagodnymi wygląda niekiedy na robione na siłę ("White-Knuckle Blackout!", "Blank Generation"). Ale może rzeczywiście się czepiam.
Najjaśniejszy z kolei punkt tego wydawnictwa to osoba samego lidera, a ściślej jego śpiewanie. Flynn dysponuje naprawdę szerok gamą środków wyrazu, niezłym gardłem i, co najważniejsze, chęcią do nauki nowych rzeczy (nie ma ich tu co prawda za wiele, ale tak, jak w "Crashing Around You" i "Only The Names", nie śpiewał jeszcze nigdy). Niewiarygodne, ale swego czasu chwaliła go nawet "Gazeta Wyborcza" ("Co jest grane")! Roba jest na tej płycie po prostu dużo (mniej niż zwykle jest instrumentalnych fragmentów) i oby tak dalej. Bez niego naprawdę trudno byłoby sobie Machine Head wyobrazić. Na wysokim poziomie jest również brzmienie, poprawione od czasów "The Burning Red" (zwłaszcza sekcja). I mamy jeszcze perełkę - singlowe "Crashing Around You". Zdążyłem usłyszeć narzekania malkontentów, że ten utwór to nie jest prawdziwe MH, gdyż brzmi nazbyt piosenkowo. A kto, przepraszam, skomponował i zagrał ten numer, może Marsjanie?! Dość powiedzieć, że po plecach chodzą ciary i to wszystko na temat. Dalsi faworyci: "Bulldozer", "Deafening Silence" i numer tytułowy (całkowity wypierdzielacz).
Polubiliście "Burning Red"? Polubicie i "Superchargera". Kto wie, może nawet docenicie go bardziej. Rzecz jest mocna, równa, bez słabych kawałków i chybionych pomysłów - po prostu na miarę naszych (muzycznych) czasów. A że nie ma tam "Old II" tudzież "Davidian II"? Cóż, powrót do epoki "Burn My Eyes" jest już niemożliwy, a poza tym nie można mieć wszystkiego...
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Slayer "Seasons in the Abyss"
- autor: Woland
Behemoth "The Apostasy"
- autor: Zagreus
- autor: Ugluk
Black Sabbath "Master Of Reality"
- autor: Elwood