- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Machinae Supremacy "Rise Of A Digital Nation"
W czasach, gdy koniec świata jest świętem okresowym z mimo wszystko rozczarowującymi efektami specjalnymi, istnieje zapotrzebowanie na coś nowego. Być może ucieczka w wirtualną rzeczywistość, w której wszystko wydaje się lepsze, wypełniłaby tę pustkę. A skoro już duża część ludzkości zagłębia się w tę otchłań, to co stałoby na przeszkodzie w stworzeniu cyfrowego państwa, przy akompaniamencie mocno cybernetycznego metalu? Właśnie taką wizję proponuje nam Machinae Supremacy.
Zwykła recenzja rozpoczęłaby się od słów "gdy płyta wpadła w moje ręce", ale nie będzie takiego natłoku sztampy w tym wypadku. Kiedy wszystkie utwory trafiły do sieci - uprzedzając oburzenie niektórych - w sposób jak najbardziej legalny, rozpocząłem wsłuchiwanie się w dźwięki "All Of My Angels". W porównaniu do wcześniejszych płyt zespołu byłem bardzo pozytywnie zaskoczony konstrukcją utworu, przyzwyczaiłem się już też do rockowo - popowego wokalu. Nie była to zwykła tłuczonka pomieszana z chiptunem. Niewątpliwie jakiś - prawdopodobnie upadły - anioł maczał w tym palce. Pierwszy kawałek pozostawił dobre wrażenie. Wbrew podejrzeniom malkontentów, drugi utwór owego wrażenia nie zepsuł. Co najwyżej postraszył pikantniejszymi chiptune'ami i nieźle dokopał swoją mocą. "Laser Speed Force", pomimo swojego rockowego charakteru, zdecydowanie może ubiegać się o miano jednej z najlepszych piosenek albumu, między innymi dzięki wspaniałej solówce.
Następnie do oceny trafił "Transgenic". Znowu rock, tym razem w stylu starszych amerykańskich zespołów - jeśli komuś się skojarzył jakiś konkretny, może spróbować go w niej odszukać. Zmierzając ku połowie albumu trafiłem na drugi mocno chiptune'owy kawałek, o tytule zgodnym z nazwą albumu. Z pewnością nie był zły, choć ciężko mi wyobrazić sobie dwumetrowego, dobrze zbudowanego człowieka w glanach i skórzanej kurtce rozkoszującego się takim utworem. Aż tu nagle boleśnie odczułem koniec piosenki. Pomyślałem, że chyba coś mi się zepsuło z odtwarzaczem i trafiłem na stację disco, ale nie. To po prostu spaprany początek kompozycji, która jednak po jakimś czasie wiele zyskała w moich oczach, co nie zmienia faktu, że jest to raczej ciężkostrawny kawałek dla ludzi, którzy wolą cięższe brzmienia. "Pieces". Niech będzie i tak. Po chwili słuchałem już czegoś o wiele ciekawszego - "Cyber Warfare". Jednak prawdziwa zabawa zaczyna się w "Republic Of Gamers". Power metal w ciężkiej dawce z dodatkiem charakterystycznych pisków, co tylko potęguje efekt... Muzycznie świetna robota. Ale największa niespodzianka wciąż pozostawała nieodkryta. Zaczęła się przy dźwiękach dwóch gitar, w chwilę później duża dawka chaosu trafiła do moich uszu. Co mogło mnie zaskoczyć? Wielki wąż wychodzącego z głośnika? Nie, to by było do przewidzenia. Zdziwiła mnie spora dawka dubstepu w środku piosenki. Uświadomiło mi to tylko, jak bardzo wprowadzanie sztucznych barier jest złe. "Battlecry" dała radę i jest w mojej czołówce.
Pora trochę się odprężyć. Spokojna warstwa rodem z komputerów ośmiobitowych wprowadziła melancholijny nastrój. Gitary stwierdziły, że powinny ją wspomóc. Wokal kiedyś tam wplątał się, tworząc bardzo ciekawą kompozycję, szczególnie atrakcyjną dla graczy. RTS (Real-time strategy) byłby tu skrótem kluczowym. Najlepiej oddaje klimat tej piosenki. Delikatne warstwy mieszają się z ciężkimi, łącząc się w całkiem przystępną całość utworu "99". Na zwieńczenie swojego albumu Machinae Supremacy wybrali "Hero", który jednak był znany w tych kręgach. Jak to możliwe? To tylko kiepsko ponownie zarejestrowany stary kawałek. Wyszło z tego jakaś papka dla niemowlaka - metala. Kilka poprawek naniesionych na instrumenty nic nie zmieniło. I tym pesymistycznym akcentem zakończyło się słuchanie.
Było trochę błędów, jednak większość piosnek zdała test na szóstkę. Więc stwierdziłem, że posłucham jeszcze raz. Tym razem było lepiej, mimo że utwory się nie zmieniły. Stanowczo polecam, silne 9 - od absolutu dzielą tylko "Pieces" i "Hero" - głównie za rozbudowane kompozycje i melodykę. I wracam do słuchania. Zdecydowanie jeden z lepszych albumów dotychczas wydanych w 2012.