- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lux Occulta "The Mother and the Enemy"
Przyznaję bez bicia, że przed "My Guardian Anger" Lux Occulta dla mnie nie istniało. Nie znaczy to, że nie znałem kapeli. Nagrania zespołu nie przypadały mi jednak zupełnie do gustu. Uprzedzony do grupy, "My Guardian..." usłyszałem gdzieś podczas towarzyskiego spotkania w gronie młodych pożeraczy kotów i miłośników cmentarzy. Muszę powiedzieć, że zupełnie zmieniłem swoje zdanie na temat muzykantów z Dukli. To, co usłyszałem, dało mi nadzieję, że ktoś jeszcze potrafi kombinować w metalu i nie kojarzyło się zupełnie z jakimś skandynawskim blackiem. Rzewnie się człowiekowi na sercu zrobiło, ponieważ na rodzimym poletku istniał kiedyś Tenebris (niedawno się reaktowował - red.), który umiał zakręcić dźwiękami. Poczułem tedy wielką wdzięczność do kolegi (tego od kotów), że miał to w domu i włączył.
Postanowiłem więc czekać na następcę "My Guardian...". Mnożyły się pytania. Czy będzie równie dobry? Czy może okaże się płytą lepszą? Oby nie był gorszy. Wieści płynące z obozu dukielskich grajków kazały snuć przypuszczenia, że będziemy mieli do czynienia z czymś wyjątkowym. Pojawiały się głosy o jakichś jazzach, trip-hopach i innych dziwnych dźwiękach. W końcu płyta wyszła i można było zweryfikować opinie. Po paru przesłuchaniach muszę z ręką na sercu stwierdzić, że takiego powalonego muzycznie grania nie słyszałem dawno, a już trochę w moim nędznym życiu słyszałem. Drugi wniosek, że Polska wyhodowała sobie niebywały talent - od czasu Grzegorza Lato nie było takiej perły. Ciężko w ogóle powiedzieć, co takiego zagrała Lux Occulta na ostatniej płycie. Pierwsze trzy (nie licząc krótkiej introdukcji) utwory emanują potwornym zgiełkiem; są niczym ucieleśnienie chaosu w muzyce. Nieharmoniczne akordy łączą się w osobliwe struktury poparte ciągle zmieniającą się rytmiką. Gdzieś w tle pojawiają się niepokojące elektroniczne brzmienia - nie typowe ciągłe dźwięki jak na "My Guardian...", lecz jakieś bulgoty, trzaski oraz krótkie, punktowane nuty. Awangardowy death metal? Noise? Jakieś echa Voivod, Incubator, PanThyMonium? W utworze "Architecture" pojawia się nagle freejazzowe solo klarnetu. Zresztą odniesień do jazzu jest na tej płycie więcej, gdyż osobnym rozdziałem są trzy utwory: "Yet Another Armageddon", "Midnight Crisis" i "Breathe Out" nie mające nic wspólnego z muzyką metalową, a nawet rockiem. Są to raczej proste, transowe kompozycje, którym bliżej do trip-hopu niż do innych gatunków. Zapętlona perkusja, oszczędna elektronika, nieco klarnetowych dźwięków i głos wokalistki - ciepły, głęboki, matowy. Brzmienie gitar na "The Mother..." jest zimne, odhumanizowane, wyzbyte z uczuć. Każda nuta wydaje się być zaplanowana z chłodną matematyczną kalkulacją. To jest właśnie takie wciągające i powoduje, że trzeba tej płyty słuchać wiele razy. Zadziwia konstrukcja utworów, chociażby w "Pied Piper". Gdy kawałek pozornie dobiega do końca, wyłania się z niego druga część, niemal darkambientowa, przywodząca na myśl wczesne dokonania Current 93. W "Missa Solemnis" słychać z kolei karkołomne partie solowe, które mogłyby się bez przesady znaleźć na jakimś technothrashowym albumie. Z kolei w "Gambit" ciekawie wykorzystana została gitara. Jest ona w tym monotonnym, industrialnym, prawie amuzycznym utworze kolejnym instrumentem perkusyjnym.
Najnowszy album Lux Occulta jest oparty na kontrastach: z jednej strony słychać ostre, pozbawione tradycyjnej melodii, gitarowe łamańce, z drugiej zaś zabarwione jazzem, nieskomplikowane, melancholijne kompozycje. Wszystko razem jest tak skomponowane, że nie razi niespójnością, wręcz przeciwnie - oba przeciwstawne elementy wydają się niezbędnym dopełnieniem fonicznej symbiozy. Lech Janerka śpiewał kiedyś: "patrzcie jak się lata, kiedy dupsko jest wolne od bata". Nic dodać, nic ująć, pogratulować wyobraźni i warsztatu!
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Moonspell "Under Satanae"
- autor: Cemetary Slut
Acid Drinkers "Verses of Steel"
- autor: Lubek
- autor: don Corpseone
Samael "Eternal"
- autor: elsuchy
- autor: Margaret
- autor: Do diabła