- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lux Occulta "My Guardian Anger"
Zawsze wielką przyjemność sprawia mi obserwowanie wspaniale rozwijających się zespołów. Zespołów, które, dojrzewając z płyty na płytę, stają się coraz bardziej nietuzinkowe, oryginalne, jedyne w swoim rodzaju. Właśnie do tego grona bez najmniejszych wątpliwości zaliczyć mogę Lux Occultę. Wspaniały debiut "Forever alone. Immortal", jeszcze bardziej niesamowity następca "Dionysos" i wreszcie ten trzeci akt upojnego Misterium - "My Guardian Anger" - wszystkie te albumy, mimo że utrzymane w tym samym gatunku muzycznym, są tak inne, a każdy następny pomysłowością przewyższa swego poprzednika. To niestety zdarza się coraz rzadziej we współczesnym metalu.
"My Guardian Anger" to kolejny krok ku muzycznej nieśmiertelności. Zespół z jednej strony śmiało kontynuuje wędrówkę znaną z poprzednich albumów (szczególnie z "Dionysos"), z drugiej natomiast szokuje nowymi pomysłami, odważnym łamaniem wszelkich metalowych reguł. Tym razem jakby nieco więcej w tych dźwiękach klawiszy, przestrzeni. Częstsze są kobiece wokale, pojawiają się smyczki. W błędzie jednak jest ten, kto po takim opisie zarzuci grupie uleganie trendom i pójście w stronę komercji. Bo wraz z większym wyeksponowaniem tych pięknych dodatków Lux Occulta postanowił też, jakby na przekór, jeszcze bardziej "uagresywnić" i zakręcić swoją muzykę. Efekt jest oszałamiający. "My Guardian Anger" tchnie buntem i ekspresją. Z dźwięków sączy się dzikość, agresja i nieokiełznana wojownicza furia. W tym opętanym labiryncie, z głębi mrocznych otchłani raz po raz wyłaniają się jednak i melodie - kojące, delikatne, tak urzekające... Niby dobrze znany patent, a jednak intryguje i przeraża (oryginalnością oczywiście). Zresztą w wykonaniu tego zespołu wszystko, co znane przybiera nieznanych, zaskakujących odcieni. To uczta, misterium, spektakl... Pełno tutaj sprzeczności i kontrastów. Jasne, że przez dźwięki "My Guardian Anger" mocno przesiąka black metal (jakaś jego cząstka, jakiś odłam). Nie przeszkadza to jednak zespołowi umiejętnie poruszać się po nieco innych nurtach muzycznych. Czasem zapachnie tu art-rockiem i progresją, innym razem nasuwają się skojarzenia z barokowymi konfiguracjami (pozostałe skojarzenia pozostaną moją tajemnicą, bo w końcu inni mogą odebrać to trochę inaczej). Wszystko niczym ocean wieczności zlewa się w jedną, spójną całość.
"My Guardian Anger" to kolejne potwierdzenie wyjątkowości i klasy tego zespołu. Choć nie jest to płyta łatwa w odbiorze, wierzę, że zawładnie mrocznymi sercami. Mus dla poszukiwaczy niekonwencjonalnych przeżyć i Sztuki w muzyce.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf
Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas