- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lost Soul "Immerse In Infinity"
Nie będę owijał w bawełnę, doczekaliśmy się w końcu najpoważniejszego kandydata do metalowego krążka roku 2009. Specjalnie piszę metalowego, nie deathmetalowego, nie heavymetalowego czy jeszcze jakiegoś innego, mieszczącego się w ramach przepastnego wora pod nazwą "metal". Niewielu mogło się tego spodziewać - Lost Soul wracają z interdyscyplinarną wręcz muzyką, której wyznacznikiem i celem ogólnym być może jest "śmierć - granie". To, co jednak tym razem udało się zmieścić Jackowi Greckiemu i kolegom w obrębie tej pozornie skostniałej stylistyki, przyprawia o zawrót głowy.
Na początek gorzkie żale przybywajcie, bo pojęcia nie mam, czemu kariera tego zespołu toczyła się w tak ślimaczym tempie. Nie chodzi o częstotliwość wydawania nowych krążków, bo od fenomenalnego według mnie debiutu "Scream Of The Mourning Star" regularnie wydawali co dwa lata. Bardziej chodzi o popularność tego zespołu. Docenienie ze strony dystrybutorów i magnatów metalowego świata wydawniczego, czy choćby zwyczajnej publiki zdecydowanie nie współgrały z potencjałem kapeli. Mam wrażenie, że to z tego smutnego i niepojętego do dziś powodu po wydaniu rewelacyjnych "Ubermensch: Death Of God" i "Chaostream" zespół zamilknął na długie prawie 5 lat. No, ale nic, ważne że lider zespołu jakimś cudem z pomocą nowych ludzi reanimował projekt "Straconej Duszy". Nie byłoby to pewnie sensacją samą w sobie, ale przy okazji skomponował materiał, który nie urwie dupy chyba tylko ludziom, którzy jej nie posiadają. Wprawdzie nie znam się na filozofii ani nie jestem astronautą, ale tytuł krążka i pierwsze spojrzenie na okładkę skojarzyło mi się z kosmosem. I faktycznie lustrując koncept "Immerse In Infinity", a potem dając się poderwać dźwiękom klimatycznego intro "Revival" czy też następującego po nim "Personal Universe", biedny słuchacz może się poczuć jak wessany w czarną dziurę. Wszystko wokół zaczyna wirować, a mnogość zmian zagrywek, riffów i melodii zwyczajnie wydzierają z człowieka materię niczym silnik rakietowy. Mordercza precyzja zagrywek, ultra szybkie bicia, bulgot basu, solówki i wokal generowane przez team: Grecki - Szalkowski - Czajkowski - Prykiel, to jest już zdecydowanie nie tylko solidny, polski, ale i planetarny poziom.
Jednak wspomniane wyszkolenie i brutalka same w sobie nie decydują o genialności tego materiału, ważniejsze są rozwiązania kompozycyjne. Mimo deathmetalowego instynktu przypierdalania okutym buciorem, Lost Soul nie boi się kombinować, wypływając na o wiele szersze wody muzyczne. Pierwsza sprawa - wspaniałe, klasycznie rozbudowane solówki, które Jacek prezentował na YouTube już chyba w maju tego roku. To nie jakieś przypitolenie na tremolo, "przeciągajka" i tyle. To, co słyszę na "Immerse In Infinity", przywodzi na myśl najlepsze momenty kolosów gitary w typie Chucka Schuldinera czy Paula Masvidala. Druga rzecz to przypinanie do death metalu różnych inspiracji: a to odlotowa cynicowa melodyjka ("Brath Of Nibiru"), a to hardcore'owy wręcz rytm i skandowanie. Eklektyzm i wyobraźnia tkwiąca w takich - nie zawaham się użyć tego stwierdzenia - szlagierach, jak "216" czy "...If The Dead Can Speak" zwyczajnie porażają, może w inny sposób niż "Brath Of Nibru", ale podpięte do masakrycznego natężenia efekt dają ten sam - paraliż michy i zgon ciała.
Na koniec trochę o produkcji, w tym przypadku adekwatnej do zawartości. Maksymalnie selektywna, ale przy tym niezmiernie potężna, tj. taka, jaką lubię najbardziej. Co z tego, kiedy coś jest mega selektywne, ale przy okazji suche, jak klata Paris Hilton? Co z tego, że wszystko waży, ile trzeba, skoro poszczególne zagrywki trudno poodlepiać uchem od siebie? Lost Soul wraz z Kołodziejczykiem, Grabowskim i Wiesławskimi ukręcili wspólnymi siłami takiego bata, który nie tylko tnie jak żyleta, lecz przy okazji miażdży szkielet. W końcu spokojnie można oddać się rozkładaniu tej muzyki na czynniki pierwsze, łowić zagrywki i przejścia, a przy okazji machać banią w najlepsze. "Czapy z głów i na kolana chamy", chciałoby się rzec. Jeżeli ten, w zasadzie mimo swej złożoności słuchający się sam, materiał nie poniesie Lost Soul na swoich skrzydłach, to już nie wiem, co może to zrobić. Wielkie gratulacje (po raz kolejny w tym roku) dla Witching Hour Prod. Znowu świetne wydawnictwo.
"Immerse In Infinity" to póki co płyta roku. Czy Nile zdoła przebić naszych? Z całym szacunkiem dla Karla Sandersa, mam nadzieję, że nie.
Zgadza się, że jest to cholernie intensywny i mocny materiał, tylko kto przy zdrowych zmysłach nagrywa blisko godzinny album z taka muzyką. 40 minut spokojnie by wystarczyło, a tak 'Immerse...' staje się nużący.
Death metalową płytą roku dla mnie wciąż pozostaje Masachist - 'Death March Fury'.
Tak, czy inaczej, fajnie, że możemy podyskutować na poziomie i życzę Ci kolejnych mocnych wrażeń związanych z muzyką Lost Soul :)
Pozdrawiam!
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Slayer "World Painted Blood"
- autor: Megakruk
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
A sama płyta? Zasłużone 10/10!