- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Lizard "Noc Żywych Jaszczurów"
Miłośnicy progrockowej formacji Lizard długo czekali na drugi po "W Galerii Czasu" studyjny album zespołu. Co jakiś czas pojawiały się informacje, że to już już, później wszystko rozmywało się z różnych powodów. Ostatecznie w roku 1999 na rynku ukazało się nowe wydawnictwo. Nie był to jednak materiał studyjny, a oficjalny koncertowy bootleg "Noc Żywych Jaszczurów". W dodatku cztery z ośmiu utworów na nim zawartych to covery. W umysłach fanów pojawiło się pytanie, czy warto? Dla mnie zdecydowanie tak. Nagrania pochodzą z dwóch koncertów z 1996 roku. Płyta zawiera 51 minut muzyki, na które składają się trzy, a właściwie "dwa i pół" utworu z "W Galerii Czasu", "półtorej" nie publikowanej wcześniej kompozycji, trzy kawałki z "In The Court Of The Crimson King" King Crimson oraz pierwsza część suity "In The Dead Of Night" UK. O co chodzi z tą połówką? Mianowicie trzecia kompozycja "Strefa" - to alternatywna wersja "Strefy Cienia" znanej z poprzedniego albumu.
Płytę otwiera, jakżeby inaczej, "21st Century Schizoid Man". Czy słyszymy tu coś nowego? Nie, wersja Lizard od zawsze była niesamowicie wierna oryginałowi, a co najważniejsze, zespół staje na wysokości zadania i utwór jest naprawdę dobrze zagrany, mimo drobnych usterek. Wokal Damiana Bydlińskiego nie jest sztucznie zniekształcony jak Grega Lake'a, również brzmienie nie jest aż tak bliskie jazzowi, jednak wykonanie bliskie jest potędze King Crimson. Zresztą Lizard supportował King Crimson podczas koncertu promującego album Thrack, a w ich muzyce doszukać można się niezliczonych inspiracji twórczością legendy rocka progresywnego.
Kolejna jest najciekawsza - obok "W Krainie Szmaragdowego Jaszczura" z poprzedniej płyty - "Galeria Iluzji". Wirtuozerskie wykonanie godne tego wspaniałego utworu. Muzycy pokazują tu wszystko co najciekawsze w rocku progresywnym. Wielowarstwowa kompozycja, tworzące ścianę dzwięku solówki, skomplikowane układy crimsonowskiej sekcji (perkusista Mariusz Szulakowski przypomina tu Billa Brufforda). Biorąc pod uwagę budowę utworu, aż żal że trwa on tylko 6 i pół minuty.
Z ostatniej części "Galerii Iluzji", wzorowanej nieco na fragmencie "By The Light Of Day" ze suity UK, która jeszcze zagości na tej płycie, następuje gwałtowne przejście do wspomnianej już "Strefy". Znów świetne wykonanie. Najważniejszy jest tu jednak fakt, że nie jest to "Strefa Cienia" a właśnie "Strefa" - utwór bazujący na tym samym riffie, jednak zawierający inne główne linie melodyczne i słowa. Potężna porywająca końcówka, znana ze "Strefy Cienia".
Dwa kolejne covery - "Moonchild" i "The Court Of The Crimson King". Pierwszy pozbawiony jest słynnej improwizacji "The Illusion", co akurat dla koncertowego coveru stanowi dobre rozwiązanie. Pozostaje zatem przepiękna ballada "The Dream", której brakuje jednak tego spokoju i senności typowych dla wersji oryginalnej. Jest nieco zbyt ciężka, Damian Bydliński nie radzi sobie tutaj również ze śpiewem, jego głos jest jednak zupełnie inny od Grega Lake'a. W przypadku "The Court..." zarzut może być przede wszystkim jeden, czyli brak mellotronu. Sposób, w jaki muzycy spróbowali zniwelować tą niedogodność, nasuwa nieco hippisowskie skojarzenia. Poza tym faktem - mamy do czynienia z bardzo przyzwoitą wersją, ponownie cieszy zwłaszcza gra perkusji, wokal idealnie komponuje się z klimatem kompozycji. Również ta piosenka to jedynie pierwsza część - "The Return Of The Fire Witch".
"W Krainie Szmaragdowego Jaszczura", czyli magnum opus zespołu. Ponownie mistrzostwo. Wierne wersji studyjnej, delikatne w momentach lirycznych, ciężkie i wirtuozerskie w partiach instrumentalnych, przejmująco wykonane finałowe bolero. Słuchając tej kompozycji, tak jak całej płyty, ani przez chwilę nie czuje się różnicy między walorami słynnych coverów i autorskich utworów Lizard.
"In The Dead Of Night", poprzedzone przedstawieniem zespołu. UK to drugi obok King Crimson zespół, inspiracje którym słyszymy w muzyce Lizard. Zaś ten właśnie utwór brzmi niczym własna kompozycja polskich muzyków. Znów wykonany z niesamowitą pasją, znów marzy się, aby trwał dłużej niż tych 6 minut.
Ostatni na płycie, "Bez Litości I", który wejdzie już w skład materiału na drugi album zespołu. Doskonale znany osobom które widziały Lizard na żywo. Żywiołowa, ciężka, wyjątkowo ciekawa kompozycja, z pięknymi fragmentami lirycznymi. Brawurowa partia instumentalna w drugiej części.
Bootleg ten stanowi rejestrację jednego z najciekawszych zjawisk w polskiej muzyce. Znakomita wizytówka grupy, po wyczerpaniu się nakładu "W Galerii Czasu". Fani rocka progresywnego nie powinni zastanawiać się, czy warto kupić tę płytę, czy też czekać dopiero na drugi album studyjny Lizard. Na uwagę zasługuje fakt, że album został wyjątkowo przejrzyście nagrany. Niestety było to pożegnanie z zespołem gitarzysty Mirosława Worka. Na nowym albumie już go nie usłyszymy. Ocena płyty... z czystym sumieniem mogę postawić ósemkę, album z pewnością na nią zasługuje. Na wyższą notę nie pozwala mi zbyt duża liczba cudzych kompozycji, płyta jednak jest warta dziewiątki.
Materiały dotyczące zespołu
- Lizard